- Ty zwariowałeś - skwitował Harry, siadając oparty o łóżko, kiedy nie spuszczał wzroku z okna. Im bardziej dochodził do siebie, tym bardziej ten widok wydawał mu się obcy i uświadamiał sobie, jak daleko od domu się znalazł. - Zwariowałeś, Draco. Nie zrozum mnie źle, ale... Dlaczego tutaj? Nie mogliśmy zostać w Anglii czy Szkocji, czy... Czy ty ze wszystkiego musisz robić skalę międzynarodową? - żachnął się nagle, odwracając się do niego, bo blondyn właśnie zajął sobie miejsce obok i również spojrzał przed siebie, za szybę.
- Jak już coś robić, to z rozmachem, prawda? Ale, oczywiście, mogliśmy zostać w Anglii albo Szkocji. Wolałbyś siedzieć pod stołem u moich rodziców czy w szafie McGonagall w Hogwarcie?
Harry nie uśmiechnął się nawet na głupotę tego pytania, bo uznał je za nawet racjonalną odpowiedź, zanim Draco dodał jeszcze:
- Wiesz, gdzie przebywał Black, kiedy uciekł?
- Dokładnie nie - przyznał.
- Właśnie. Wątpię, czy, gdziekolwiek się zaszył, to było blisko do Ministerstwa Magii i środka jego poszukiwań. Tłumaczyłem ci to.
- Wiem - wtrącił się Harry, dając mu do zrozumienia, że nie potrzebuje już więcej wyjaśnień. Wziął głęboki oddech, zanim dodał: - To po prostu stało się tak szybko, że dopiero musi do mnie dotrzeć, gdzie i w jakiej sytuacji się znaleźliśmy.
Harry czuł jednak, że będzie miał na to aż nadmiar czasu. Innego niż w Azkabanie, bo tu na tę myśl poczuł się wyjątkowo spokojny. Choć może wpłynęło na to też to, jak Draco ułożył głowę na jego ramieniu, czując, że sam może sobie już na to pozwolić i po prostu odetchnąć. Harry ufał mu, że ma jakiś plan i zostało im teraz czekać tylko na jego rozwinięcie.
Przed chwilą dopiero wrócili do swojego pokoju po rozmowie z Claire i jej mężem, który, jak dla nich, imię miał tak pokręcone, że potrafili powiedzieć tylko, że zaczyna się na M. A za wszystkie skarby Gringotta nie potrafiąc tego wymówić, nazywali go sobie Merrym, bo to zdawało się najprostsze i najbliższe prawdy. Wydało im się zresztą, że Claire sama nazwała go tak raz w trakcie tego obiadu, który Harry'emu wydał się co najmniej takim, jakiego doświadczył pierwszy raz będąc w Wielkiej Sali Hogwartu po jedenastu latach u Dursleyów.
Niewiele ta ich rozmowa wniosła, poza tym, że dogadali się w najbardziej podstawowych sprawach i Harry z Draconem dowiedzieli się, że to górne piętro mają w zasadzie do użytku wyłącznie własnego, jako że nie było tam nic, czego nie byłoby piętro niżej.
- Zastanawiałem się, kiedy przegrasz z ciekawością - przyznał Draco, kiedy Harry po paru chwilach wstał i przypomniawszy sobie o swoim plecaku, poszedł po niego, żeby móc obejrzeć jego zawartość. Za przykładem Harry'ego zamienił teraz podłogę na wygodniejsze jednak łóżko.
Harry rozpiął swój plecak i otworzył go, wyjmując pierwszą rzecz, jaka przykrywała cały jego wierzch, więc koszulę, pewnie Dracona, która z wszystkich jego rzeczy faktycznie była najbardziej mugolska. Harry'ego bardziej interesowało jednak, co zauważył i znalazł w jej kieszeni na piersi.
- Mugolskie pieniądze? - spytał, podnosząc parę z nich w dłoni.
- Nie patrz tak na mnie. To twoja działka.
- Co?
- To, że udało mi się je załatwić, nie znaczy, że cokolwiek o nich wiem - wyjaśnił, faktycznie patrząc na pieniądze w dłoniach Harry'ego jak na coś ciekawego, ale nowego. Okularnik uniósł za to brwi.
- I oczekujesz ode mnie, że skończyłem mugolską ekonomię?
- Nie. Ale wychowywałeś się z mugolami, a oni musieli takich używać.
CZYTASZ
Przysięgam || drarry
FanfictionVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...