Szedł przez brytyjskie Ministerstwo Magii spięty do granic możliwości. Nie dość, że miał zamiar dobrowolnie prosić o przepustkę do Azkabanu...
Choć co do tego dobrowolnie mógłby się kłócić. Nie był pewny, czy szantaż zakochanego serca to akurat jest zależny od jego woli.
To do tego, właśnie, nie podobała mu się myśl, że Granger musi przecież wiedzieć, dlaczego to robi i pcha się w miejsce, z którego dziesiątki innych za wszelką cenę chciało uciec. Niezbyt chętnie myślał o tym, że z pewnością oboje przemilczą ciągnące go do jakiegokolwiek miejsca, w którym przebywał Harry, uczucia, ale Granger i tak będzie patrzyła na niego z pobłażaniem, jak na coś głupiego, ale uroczego. Paskudna wizja.
Ostatecznie starał też sobie powtarzać, że nie dla niego jednego Harry ma ogromne znaczenie - i że ze względu na to, że sama się z nim przyjaźni, przynajmniej na chwilę przestanie patrzeć na niego jak na cynika niezdolnego do emocji.
Swoją drogą, że przed nią tak czy inaczej wolał się do nich nie przyznawać.
U drzwi gabinetu ministra magii przekreślił jednak cały ten swój tok myślowy, uznając go za tak skomplikowany, że wręcz ze sobą sprzeczny i dziecinny.
Nie miał pojęcia, co Potter z nim zrobił - ale Draco mógł przysiąc, że jeśli jego młodsza wersja wciąż w nim była, to właśnie mdlała z przerażenia.
Choć, po latach przerażenie na myśl o takim niebezpieczeństwie może i została - tylko jakieś myśli miał pewniejsze, mniej w nich było paniki i więcej zdecydowania.
Zastanowił się chwilę, czy tym razem zapukać - z tyłu głowy miał myśl, że zawsze jest szansa, że nikt mu nie otworzy. I jeszcze raz, nim faktycznie się zdecydował. Rzadko kiedy to robił, ale tym razem miał wyjątkową półświadomą pokusę opóźnienia wszystkiego o kolejną i kolejną minutę. Z tego samego powodu jeszcze pół godziny temu, zanim wyszedł z domu, niemal przeprowadził rozprawę filozoficzną na temat dzisiejszej pogody - ostatecznie równie bezsensowną jak odwlekanie spotkania z Hermioną.
Ostatecznie, podejrzewał, że nieważne ile więcej czasu by sobie kupił, nie dojdzie nawet do wniosku, czy w sprawie swojego ewentualnego wejścia do Azkabanu chce usłyszeć odmowę, czy zgodę.
Zapukał jednak w końcu, tak krótko i sztywno, że w zasadzie mógłby tego nie robić - bo nikt ze środka nie zdążył nawet odpowiedzieć, kiedy on uchylił już drzwi.
Jeśli gdzieś po cichu liczył, że nikogo nie zastanie, to rozczarował się podwójnie.
Wbrew tego, czego się spodziewał, nie czekała na niego sama Granger. Jak ostatnio siedziała za swoim dobrze zorganizowanym biurkiem, a Draco niezbyt ucieszył się, widząc, że jak ostatnio towarzyszy jej też Weasley.
Draco nie miał zamiaru pytać, co on tu robi - Ron i Hermiona nie mieli zamiaru się tłumaczyć, więc rzecz przemilczeli.
- Przyszedłeś - odezwała się Hermiona, żeby nie być zbyt długo w ciszy. Brzmiała na zdziwioną, ale Draco tego nie skomentował. Sam był jeszcze w szoku, że mimo trzymającego go w miejscu strachu, coś innego go tutaj zaprowadziło.
- Wydaje mi się, że miałem przyjść, jeśli na mnie czekacie.
Ron kiwnął głową, nie patrząc na niego i potwierdzając jednocześnie, że to z powodu Dracona i on, i Hermiona tu są.
- Siadaj, Draco - powiedziała znów Hermiona. Drugie krzesło, mniej więcej naprzeciw tego Weasleya, odsunęło się trochę, kiedy Draco uniósł brwi na tę nagłą uprzejmość.
To śmieszne, że Harry'emu osobiście, mimo że tyle razy próbował, nigdy nie udało się skłonić ich do wzajemnej tolerancji - i że zdobyli się na to dopiero, kiedy go między nimi brakło.

CZYTASZ
Przysięgam || drarry
Hayran KurguVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...