Draco o tym nie wiedział, ale w tym czasie Harry przed południem pierwszego stycznia złapał z Deanem i Seamusem świstoklik do drugiej części kraju. Ale teraz szedł jeszcze na miejsce, gdzie miał się z nimi spotkać, odprowadzany przez Rona.
- Nie wolisz, żebyśmy byli tam z tobą? - zagadnął go luźno, nawet na Harry'ego nie patrząc. Może właśnie dzięki temu, mimo że Potter słyszał to pytanie już dziesiąty raz, Harry odpowiedział mu zupełnie spokojnie.
- Daj spokój. Poradzę sobie. Zresztą, wy nie możecie się stąd ruszyć. Za wiele tu znaczycie.
Ron wzruszył niedbale ramionami.
- Jak ty dla nas, Harry. Weź się zastanów, czy na pewno chcesz zaszyć się w Irlandii przez kogoś pokroju Malfoya.
Harry lubił to, że dla Rona nie było rzeczy, na którą nie byłby w stanie beztrosko machnąć ręką. Ale nawet mimo to Harry czasem dopatrywał się w jego słowach czegoś nieopatrznego.
- Dzięki, Ron. Ale oprócz was nic mnie tutaj nie trzyma. Nie zamierzam przecież bawić się w pustelnika. Wrócę... za jakiś czas - zawahał się, zanim powiedziałby niedługo. - Możesz powiedzieć Hermionie, że przyślę jej sową pocztówkę, żeby się nie martwiła.
- Co jest, Harry? - dopytał, kiedy okularnik spuścił głowę i zacisnął usta, jakby najpierw chciał coś jeszcze powiedzieć.
- Nic. Po prostu mieliście rację. Nie zmienił się. Mogłem was słuchać. Oszczędziłbym sobie... Zresztą nieważne - westchnął głośniej, podnosząc wzrok. To było okropne, że kiedy wreszcie wszystko w Draconie zrozumiał, nie mógł już nic z tym zrobić, bo to nie Draco mu to wytłumaczył. - Jesteśmy - dokończył, widząc kilkanaście kroków dalej Hermionę, Deana i Seamusa, którzy już na nich czekali. Harry zatrzymał się jednak i spojrzał na nieprzekonaną minę Rona i chociaż się nie uśmiechnął, dodał całkiem pewny swego: - Ron. Ja wiem, co robię.
- Jasne... - odmruknął, kiwając niemrawo głową. - Po prostu będzie mi ciebie brakowało... i takie tam.
Harry'emu drgnęły ramiona tak, jakby chciał parsknąć śmiechem na to wylewne pożegnanie. Ale ostatecznie zacisnął tylko smutno usta i położył dłoń na jego ramieniu.
- Do zobaczenia, Ron.
Harry nie pomylił się, przewidując, że ledwo uwolni się od Rona, wpadnie przed zmartwione oczy Hermiony.
- Na pewno tego chcesz, Harry? - spytała, korzystając z tego, że Dean i Seamus zajęli się chwilowo rozmową z Ronem. - Tak czujesz?
- Wybacz, Hermiona - zaczął, siląc się na spokój, ale licząc w duchu, że nie będzie go dłużej zatrzymywać - ale wiem, czego mam słuchać, i to nie jest to, co czuje moje serce. Zobacz, gdzie mnie to doprowadziło. W miejsce, gdzie nie ufam mu już jako przewodnikowi, kiedy właśnie straciłem też kolejnego. Nie, Hermiona.
Odwrócił się, chcąc dołączyć do pozostałej trójki swoich przyjaciół, ale Hermiona dogoniła go i znów zatrzymała.
- Rozumiem - zapewniła miękko. - Ale, Harry, uważaj na siebie. Nie powiem ci, że dziś, ale... czasem może posłuchaj. Podjąłeś z nim w życiu wiele nagłych, ale wspaniałych decyzji - dokończyła, lekko przykładając dłoń do jego klatki piersiowej.
Ale ona zaczęła tylko unosić mu się i opadać szybciej, kiedy Harry spojrzał na nią z jakimś niezwykłym wyrazem, który sama odczytała sobie jako uparte, zranione zmęczenie, jakie po prostu musiał zostawić za sobą.
Z nim? Cokolwiek ona nie miała na myśli, kiedy trzymała dłoń na jego sercu, do głowy przychodził mu tylko jeden on. I tego dnia decyzjami przy nim podjętymi wcale nie miał zamiaru się chwalić ani nawet zmuszać się do myślenia o nich.
CZYTASZ
Przysięgam || drarry
أدب الهواةVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...