Takie czułe.
Takie prawdziwe.
Harry pierwszy raz doświadczał czegoś takiego i musiał zauważyć, że to pomagało mu w niemyśleniu o zbliżającym się przesłuchaniu w Ministerstwie Magii.
Ostatnio... byli bardzo blisko. Choć nie w sposób, jakiego każdy spodziewałby się po kilkuletniej parze. Bo tym, co Harry'emu wydawało się takie niezwykłe, było zwyczajne spędzanie z Draconem niemal każdej chwili od ranka do późnego wieczora, czasem nawet w zupełnej ciszy, mając w głowie tylko liczbę dni, jakie zostały do przesłuchania Harry'ego. Mając wokół tak ciepłą atmosferę, jakby już za kilka sekund do ich mieszkania mieli wpaść aurorzy.
Niewiele mieli zajęć, czasem poza potakiwaniem czarodziejom z Ministerstwa, którzy coraz częściej chcieli się upewnić, czy przypadkiem w środku nocy nie uciekli na drugi koniec kraju. Harry'emu wciąż ciężko było się z tym pogodzić, ale jeśli miał zostać skazany na dożywocie, to chciał te ostatnie kilka dni spędzić z Draconem - tutaj, w swoim domu, a nie biegając po ulicach w poszukiwaniu dowodów niewinności, którą może potwierdzić tylko osoba, która już nie żyła.
Chciał z nim być, póki mógł. Jeszcze raz zapamiętać dokładnie oczy i rytm bicia serca.
A kiedy będzie czas, to jego plan ograniczał się do wymyślenia czegoś na poczekaniu. Ostatecznie, to wychodziło mu zawsze, choć Draco wydawał się dość sceptyczny.
Jak wobec wszystkiego, zresztą, bo nikt nie chciał o niczym ich informować - aurorzy nie dawali się o nic wypytać, Proroka Codziennego przestali już czytać dla zdrowia własnych nerwów.
Właściwie Draco nie był też za tym, żeby Harry, czy z nim, czy bez, robił coś na własną rękę - Harry nie był z tego zbyt zadowolony, ale Draco często przypominał mu, że nie jest już aurorem.
Dużo już przeszli. Wierzyli sobie nawzajem, że we dwóch przetrwają i to.
Draco coraz łagodniej na niego patrzył. Niby niczego nowego się nie dowiedział, ale widział, jak Harry tylko zgrywa, że się nie boi. Ale nie wypominał mu tego. Powoli przekonywał się do szczerości Harry'ego jak do czegoś oczywistego, czego się wcześniej nie widziało.
Na trochę więcej mu pozwalał. W zasadzie Harry przestawał czuć się tak, jakby o każdy swój ruch musiał go pytać.
Tego dnia spodziewali się wizyty kogoś z Ministerstwa - a w zasadzie to tak zgadywali, biorąc pod uwagę, że wczoraj wyjątkowo żadnej niezapowiedzianej wizyty nie mieli.
W większej części mieli rację. Późnym popołudniem usłyszeli czyjeś kroki w pokoju obok, ale Harry niespodziewanie je rozpoznał.
- To Ron - rzucił w stronę Dracona, zanim podniósł się szybko ze swojego miejsca. Obejrzał się jeszcze za siebie, upewniając się, że Draco jest zaraz za nim, i w dobrym sensie podenerwowany chciał przejść do następnego pokoju, po drodze wpadając jednak na Weasleya.
- Dobrze, że jesteś... jesteście - poprawił się jak zwykle Ron, na co Draco wyjątkowo nie wywrócił oczami. - Nie mam wiele do powiedzenia - uprzedził ich pytania, unosząc trochę dłonie.
- Cokolwiek, Ron - odpowiedział mu Harry, licząc na jakąkolwiek nową informację. Męczyło go już powtarzanie w kółko tych samych. - Powiedz cokolwiek.
- Ministerstwo ma coś nowego? - sprecyzował Draco. Ron wzruszył ramionami, rzucając mu tylko krótkie spojrzenie i znów przyglądając się Harry'emu.
- Wciąż szukają. Od paru dni intensywniej niż do tej pory, bo czas im się kończy, a dalej niewiele wiadomo. Póki co, to nie wygląda dla ciebie najlepiej, Harry. Ale Hermiona czuwa, żeby wszystko sprawdzić dziesięć razy, zanim padnie jakieś oskarżenie.
CZYTASZ
Przysięgam || drarry
FanficVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...