Rozbrzmiał dzwonek i uczniowie wylali się z klas na chłodne korytarze lochów, w których mieli ostatnie lekcje. Na ten chłód narzekali jednak tylko ci, którzy skupiali uwagę na szarych murach, rzucających ponure cienie pochodniach przy ścianach i ogólnej świadomości, że znajdują się pod ziemią. Czyli między innymi nieobeznani z zamkiem pierwszoroczni, którzy opuszczali salę obrony przed czarną magią.
Jedni przepchali się przez resztę na korytarz dość szybkim krokiem - ale bynajmniej nie dlatego, że z klasy chcieli uciec, bo to podekscytowanie dyktowało im taki krok. Inni, wpatrzeni w podłogę albo twarz kolegi skołowanymi oczami, już z miny wyglądali na mniej optymistycznie nastawionych. I była też para chłopców, którzy jako ostatni wolnym krokiem opuszczali klasę, jakoś nie mogąc się dogadać w sprawie przeciśnięcia się przez drzwi, zbyt zajęci rozmową.
- A mówili, że na nikogo gorszego od Snape'a nie trafimy - rzucił jeden z nich, oglądając się przez ramię, żeby sprawdzić, czy ich nauczyciel wciąż zajmuje się pakowaniem swoich rzeczy, czy może to usłyszał i czas już wiać ile sił w nogach.
Drugi Ślizgon pokiwał gorliwie głową. Udało im się jeszcze raz zderzyć w drzwiach, zanim w końcu wyszli na korytarz, gdzie nachyleni do siebie poufnie zwolnili kroku tak bardzo, że prawie nie posuwali się do przodu.
- Prawda? Czasem trochę się go nawet boję.
- Tak, ja też - usłyszeli krok za sobą czyjś głos. Głos drżący od rozbawienia. Mało brakowało, żeby podskoczyli w miejscu na myśl, że ktoś mógł ich podsłuchać. Spojrzeli po sobie i obrócili w miejscu.
- O matko - wyrwało się jednemu. Drugi chłopiec szturchnął go w bok, ale Harry, który wyjątkowe dobrze się bawił, opierając się o ścianę z boku otwartych drzwi klasy, nie wiedział, czy po to, żeby się zamknął, czy była to niema forma powiedzenia "Kurczę, Harry Potter!". Można powiedzieć, że był już przyzwyczajony.
- Znaczy... - zająknął się Ślizgon, usiłując wszystko jakoś sprostować. Harry naprawdę bardzo nie chciał się roześmiać, więc zacisnął tylko dłonie w kieszeniach, z których z jednej sterczał koniec jego różdżki. - Miałem na myśli, że...
- Ja tam nic do niego nie mam - wpadł mu w słowo drugi chłopiec, któremu kolega zawtórował, zanim ten w ogóle skończył zdanie.
- Ja również.
- No... Nie jest taki zły... Znaczy... To ta jego... przenikliwość i...
- Doświadczyłem - zapewnił z uśmiechem Harry. - A jesteście pewni, że to, jaki profesor jest przerażający, nie wynika głównie z tego, że ma klasę w lochach?
Wymienili spojrzenia, ale zanim Harry zdążył dowiedzieć się, czy w uznaniu uczniów to, co powiedział, miało jakiś sens, ci znowu się wzdrygnięli na bardziej znajomy już głos.
- Mógłbyś, proszę, nie robić mi reklamy na środku korytarza?
- Do widzenia - rzucił szybko jeden z chłopców, nie musząc się nawet odwracać, żeby wiedzieć, kto za nim stoi. Pociągnął drugiego za rękaw i tyle Harry ich widział.
- Cześć - przywitał się po tym, jak posłał Draconowi jednocześnie przepraszający i rozbawiony uśmiech.
Harry widział, jak klatka piersiowa drgnęła mu jakby w niemym prychnięciu, ale kiedy nie odpowiedziało mu nic innego, wszedł za Draconem do klasy. W przeciwieństwie do korytarza przed nią, była już zupełnie pusta i Harry z przyjemnością się po niej rozejrzał. Okropnie skłamałby, mówiąc, że sam jest porządnicki, ale lubił schludność i praktyczność tego pomieszczenia, które tak bardzo pasowały mu do Dracona.
CZYTASZ
Przysięgam || drarry
Fiksi PenggemarVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...