Harry stał w progu, mając coraz mniejszą ochotę wychodzić.
- Na pewno chcesz zostać? - zapytał kolejny raz, spoglądając z trochę zawiedzionym uśmiechem na Dracona. Czułby się znacznie raźniej, gdyby wdając się w rozmowę z Luną, mógł posłać mu ukradkowe spojrzenie i wiedzieć, że nie tylko on nie ma pojęcia, czym są nargle. - Myślę, że Luna mile by się zaskoczyła, gdybyśmy w końcu odwiedzili ją razem.
- Bez wzajemności. Nie bawi mnie rozprawianie o samosterowalnych śliwkach.
- A jednak ich nazwę znasz - zauważył Harry, zanim zdążył ugryźć się w język. Draco założył ręce na piersi. - Dobra, sorry. Luna... racja, jest trochę specyficzna...
- Pomylona - wtrącił, a Harry rozdarty między sympatią do Luny i własnym zdaniem niemrawo pokiwał głową na boki.
- Może trochę. Ale jest naprawdę w porządku.
Draco westchnął, więc Harry już nie nalegał. Jeśli nawet w ogóle przestało uśmiechać mu się opuszczanie domu, do którego przez ostatnie tygodnie tak bardzo chciał wrócić, nie chciał sprawić Lunie przykrości. Zresztą, to najwyżej parę godzin, na które Malfoy się zgodził.
- Nie tym razem, Harry. Naprawdę nie mam ochoty zgrywać zachwyconego przed twoimi przyjaciółmi - rzucił mu jakieś ponure spojrzenie. - Tak czy inaczej, jutro poniedziałek. Muszę przygotować parę rzeczy na zajęcia. Dokończyć eliksir. W przeciwieństwie do niektórych nie pławię się w luksusach urlopu.
Harry parsknął śmiechem pod nosem, bo nie zabrzmiało to ani trochę jak kpina i bardziej jak najzwyklejszy żart. Miał wrażenie, że Draco też trochę się rozpogodził.
Zaraz znowu naszły go wątpliwości. Czy zostawianie go w pustym mieszkaniu po dniu obecności poprzedzonym miesięczną kłótnią było dużym nietaktem?
- Może ja też powinienem... - zaczął niepewien, ale poczuł się jeszcze bardziej zbity z tropu, gdy Draco wbił wzrok w sufit w jakimś geście, którego Harry nie zrozumiał.
- Potter, jeśli nie kłamałeś, ostatni miesiąc przeżyłeś nie lepiej niż ja. Nie mam zamiaru siłą cię tu trzymać. Ja też muszę wszystko przemyśleć.
Harry pokiwał głową i cofnął się pół kroku, kiedy Draco nagle dodał:
- Właśnie. Co było w tym liście z Ministerstwa? Otworzyłeś go w końcu?
- Tak, kiedy zasnąłeś już na górze. Nie chciałem cię budzić. Myślałem, że Ron odpisał na mój list, bo to było jego pismo i użył po prostu koperty z Ministerstwa, bo miał ją pod ręką, ale... Wiesz, w gruncie rzeczy powinienem wrócić jutro do pracy, bo wolne, które z litości dała mi Hermiona, już wyczerpałem. Ale Ron napisał... w ogóle jakoś dziwnie... że mam nie przychodzić - wzruszył ramionami, sięgając dłonią za kark. - Podobno z polecenia szefa mojego departamentu.
Draco znowu wbił w niego wzrok, tym razem tak zaskoczony i zaintrygowany, że Harry pomyślał nawet, że Malfoya zainteresowało to bardziej niż jego.
- Dlaczego?
- Nie wiem - przyznał, w jakiś sposób ciesząc się w duchu z przejętego wyrazu twarzy Dracona. - Mówiłem, że to brzmiało jakoś dziwnie. W ogóle nic nie wyjaśnił, więc to chyba nic aż tak ważnego, nie?
- Albo wręcz przeciwnie - dodał nieprzekonany.
- Na Merlina, przecież nikogo nie zabiłem i nie zwolnią mnie dyscyplinarnie - żachnął się Harry. - Nie przejmuj się. Później z nim pogadam.
- Dlaczego się tym nie przejmujesz? - nie ustępował, posyłając Harry'emu niedowierzające spojrzenie. W jego opinii, to było co najmniej podejrzane. Harry wywrócił jednak oczami.

CZYTASZ
Przysięgam || drarry
FanficVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...