11.

462 32 13
                                    

Brunet zawahał się, przykrywając swoją dłoń przyjaciela, który wyraźnie się spiął i zacisnął pięść. Ostrożnie przeniósł wzrok niżej, na to, co zrobił Harry, jakby taki drobny gest miał za parę minut skończyć świat.

- Draco... - spróbował go uspokoić, chociaż i jego opuściła cała pewność siebie.

Mimo to nie wypuścił dłoni blondyna tak bladej, że Harry mógłby nawet pomyśleć, że to ze strachu. Czekał cierpliwie, aż Draco, wsłuchany w cichy szum jesiennych liści drzew w lasku mniej więcej w połowie drogi między Hogsmeade a Wrzeszczącą Chatą, choć trochę się rozluźni.

Pod wpływem tego wszystkiego Draconowi na parę sekund naprawdę zdało się, że to wcale nie jest tak pozbawione sensu, jak usilnie i siebie, i Harry'ego przekonywał. Po części może nawet dobre.

- Harry - odparł w końcu tak, jakby jak najszybciej chciał tę rozmowę skończyć, ale w głosie i oczach brakowało mu zdecydowania. Może tak naprawdę liczył, że Harry, jak to on, rzuci nagle jakimś irracjonalnym rozwiązaniem, które ostatecznie okaże się genialne. - To nie takie proste, jak myślisz. Czarny Pan...

- Wraca do dawnej potęgi, wiem - uciął lekceważąco Harry, jakby mówili sobie o motylach a nie potężnym czarnoksiężniku. - Ale co z tego?

Draco skarcił go wzrokiem za naiwność.

- Jeśli się dowie... - zaczął, nie będąc nawet w stanie dokończyć.

- Och, jestem pewien, że już wie. Przyjaźnimy się i dla nikogo nie jest tajemnicą, że jesteś dla mnie ważny.

Draco drgnął delikatnie i podniósł na niego spojrzenie proszące, żeby już odpuścił. Całkiem tak, jakby go nie znał i nie wiedział, że dawać za wygraną Harry nigdy nie miał w zwyczaju.

- Może to był błąd - stwierdził, chcąc jakoś go tym zniechęcić. Odwrócił jednak wzrok, przeklinając się w duchu, że przy jednym, jedynym Potterze nie umiał zamknąć serca na kłódkę.

Jeśli jego ojciec by się dowiedział, Draco nie wyobrażał sobie nawet, z jaką pogardą by od tej chwili na niego patrzył. Nie zniósłby tych spojrzeń. On sam nigdy nie przypuszczał, że do czarodzieja, który nie ma czystej krwi, mógłby poczuć cokolwiek prócz odrazy.

Spuścił głowę, wręcz bezwiednie podciągając kolana pod klatkę piersiową, chcąc zmniejszyć się do rozmiarów płatków stokrotki i po prostu zniknąć z oczu wszystkich.

Nie zdążył jednak nawet ukryć twarzy w dłoniach, gdy ktoś złożył nieporadny pocałunek na jego policzku.

- Był? - usłyszał zaniepokojony jego reakcją głos Harry'ego. - Błąd?

Kiedy Ślizgon podniósł na niego wzrok, zakłopotany Harry przygryzał już niepewnie wargę, ze słodką czerwienią oblewającą policzki. Tak bardzo pasowała do jasnych, iskrzących się w cichej nadziei oczu.

Draco długo tylko mierzył go nieodgadnionym spojrzeniem.

W gruncie rzeczy to nie był pierwszy raz, kiedy Harry wykonał podobny gest. Robili to często. Jak na łączące ich przyjacielskie relacje można powiedzieć, że nawet za często, a ich przyjaciele lubili się z tego naigrywać.

Ostatecznie, kto najchętniej witałby się z przyjacielem przy każdej możliwej, najgłupszej okazji, tylko po to, żeby w ramach tego przywitania pocałować jego policzek?

Ale tym razem Draco nie mógł oprzeć się wrażeniu, że było jakoś inaczej. Znacznie intensywniejsze ciepło rozlało się po jego klatce piersiowej, padając bladym różem nawet na jego twarz. Widział, że i Harry'ego więcej to kosztowało, a podniesienie znaczenia dotychczas przyjacielskiego gestu przypłacił głębokim skonsternowaniem.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz