- Człowiek nie może ot tak rozpłynąć się w powietrzu. Mugol czy czarodziej! Szczególnie nie Harry Potter!
Ronem targnęła złość, odbijając się rumieńcami na twarzy, kiedy tego słuchał. Każdy jednak, kto to zauważył, a kto nie wiedział, jak on czuje się naprawdę, pomyślał raczej, że to objaw przejęcia. Ostatecznie, jego najlepszy, choć wątpliwej teraz reputacji, przyjaciel zniknął gdzieś i to dosłownie. Mimo że imię Harry'ego powtarzano wszędzie i ciągle, po samym Potterze śladu po prostu nie było. Trochę tak, jakby szczelnie owinął się swoją peleryną niewidką i czekał gdzieś z boku niewiadomo na co.
- Nie wiecie, jaki on jest - stwierdził Ron, siląc się na powagę. Patrzył w międzyczasie po wszystkich obecnych w sali Ministerstwa, którzy od paru dni w głównym obowiązku mieli właśnie sprawę Harry'ego i odnalezienie go. Sprawę, do której Ron ostrożnie, ale pewnie starał się mieszać. - On nie da się złapać. Jeśli postawicie zarzuty również Malfoyowi, za nic nie znajdziecie ani Harry'ego, ani jego!
Wiedział, co mówi, i mimo że ostatnio często musiał naciągać prawdę, to jedno akurat naprawdę miał na myśli. Znał Harry'ego najdłużej i wiedział, że on odwagi i rozumu miał równo, a szczęścia jeszcze więcej. Jeśli dodać serce do przyjaciół - mowy nie było, żeby Harry pozwolił sobie na powrót do Azkabanu, a tym samym fatalną wpadkę również Dracona.
No, i Harry miał ponadto przyjaciela, który tutaj ze zrezygnowaniem uśmiechał się do bardzo dobrej gry. Taką przynajmniej Ron miał nadzieję - że gdziekolwiek Harry teraz był, wszystko idzie mu pomyślnie.
Hermiona obserwowała go tylko tym razem z boku, samej zastanawiając się, po co ci wszyscy ludzie się tu zebrali. Nie żeby ktokolwiek doszedł ostatnio do czegoś istotnego. Znała cały plan i nadal się z nim w duchu odrobinę kłóciła, chociaż starała się te myśli odrzucać.
Nawet nie próbowała przeczyć temu, że Harry po prostu musiał z Azkabanu zniknąć. Czuła w sercu gorzkie ukłucia na samą myśl tego, że ostatnie dni w swoim ukochanym świecie magii mógłby spędzić przy zimnym oddechu dementorów. W ogóle nie wyobrażała sobie, żeby on faktycznie musiał za swoim wyrokiem zapomnieć o całym swoim życiu tutaj. Że zostałby odcięty od wszystkiego, od niej i Rona też.
W dniu, kiedy Harry'emu udało się z Azkabanu uciec, wyrok w prawdzie jeszcze nie zapadł - ale Ron powtarzał, że lepiej mu było wiać za wcześnie niż za późno. Zgadzała się z nim, choć wciąż jeszcze parę myśli sugerowało, że można było załatwić to inaczej.
Teraz Harry na to załatwienie zaczeka na wolności - bądź po prawdzie w ukryciu, jak przypominała Ronowi Hermiona. To jeszcze nie wolność.
Dlatego oni musieli pospieszyć się, żeby udowodnić jego niewinność.
- Co mamy robić? - zwrócono się wreszcie do niej, na co bez względu na swoje zamyślenie rzeczowo odpowiedziała od razu:
- To, co teraz. Szukajcie dalej.
Tylko, na Merlina, żeby nie próbowali znaleźć. Jeszcze nie teraz. Nawet jeśli Hermiona ciągle rozmyślała, gdzie Harry mógł teraz być.
- Martwię się o niego - przyznała, marszcząc przejęta brwi. Spojrzała krótko na Rona, który wyszedł z sali chwilę po niej. Starali się po cichu przejść do miejsca, w którym mogliby swobodnie porozmawiać, ale teraz, szczególnie dla nich, zostanie tu niezauważonym było wyjątkowo trudne. Harry, na mocnym już fundamencie swojej niemal legendy, był teraz znów ogromnym skandalem. Nie dość, że brakowało ludzi, którzy by się nim na nowo żywo nie interesowali, to do tego mało było takich, którzy nie zwracaliby uwagi w stronę nieodłącznych mu przyjaciół - tych samych, którzy teraz poszukiwali go z obciążającym wyrokiem w dłoni.

CZYTASZ
Przysięgam || drarry
FanfictionVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...