Harry nigdy nie umiał dobierać odpowiednich słów.
Zwłaszcza, kiedy chciał głośno wyrazić swoje uczucia i bez znaczenia względem kogo. Dlatego Draco wyobrażał sobie, ile rumieńców wstydu kosztowało go napisanie tej krótkiej wiadomości, od której on nie odrywał teraz wzroku. Mimo wszystko słyszał ciągły szept, że to wciąż nie jest odpowiednia cena za to, co on czuł z jego winy.
Harry nigdy nie umiał dobierać odpowiednich słów.
Toteż Draco mimo woli cenił, że jednak próbował i wszystkie swoje starania zostawił u jego drzwi tak, jakby wcale nie przejmował się, że ktokolwiek w zamku może niepowołany jego liścik podnieść i przeczytać, sprzedać Prorokowi Codziennemu i zrobić sensację na następny miesiąc albo i dłużej.
Może nie powinien w ogóle się nad tym zastanawiać. Ale nie mógł nie zwracać uwagi na to, że myśli nazywające Pottera zupełną pomyłką, powoli cichły.
Co miał powiedzieć? Minęły dwa tygodnie, nie czuł już pustki tak, jak kiedy się rozstali. Nie płakał już ani nie był wściekły. Nie szukał błędów w sobie, a teoretycznej prawdy w słowach Harry'ego. Teraz po prostu tęsknił, nawet jeśli jeszcze nie za samym Harrym, to za życiem, jakie mu dawał.
Rozum mówił, że powinien o nim zapomnieć, ale serce uparcie stawiało mu przed oczami zrozpaczone, błagające o rozmowę tęczówki o ślicznym odcieniu jasnej zieleni.
Nie było myśli, która dawałaby mu spokój, bo wszystkie się ze sobą gryzły w taki czy inny sposób. Nie tak łatwo przekonać własną dumę, żeby choć spróbowała schować się do kieszeni, mimo że argument tęsknego żalu przybierał na sile.
Odwrócił pergamin na drugą stronę, gdzie Harry umieścił prośbę o spotkanie. Kolejny raz.
Powinien nie iść, bo po prostu tak trzeba, czy dać mu szansę naprawić to, co zniszczył?
- Daj mi ten świstek, Draco.
Budził nim w sobie niepotrzebne wątpliwości. Wszystko świadczyło przeciw Potterowi i Draco nie miał żadnych podstaw twierdzić, że to nie on kłamie. Dręczył się tym zupełnie zbędnie.
Draco jednak sprawnie podniósł się tylko z ramienia Pansy i nie odrywając nawet wzroku od kawałka pergaminu, przekręcił się na drugi koniec sofy, poza zasięgiem jej rąk.
- Był wczoraj w Hogwarcie - oznajmił cicho, z jakiegoś powodu nie chcąc zagłuszać spokojnego, rytmicznego uderzenia kropel wczesnowiosennej mżawki o szyby. - Przeprosił. Kolejny raz.
- A ty? - dopytała Pansy i ciężko było nie usłyszeć, że sam jej ton mówi, jakiej spodziewa się odpowiedzi.
- Wyrzuciłem go. Nie chciałem robić scen przed uczniami - przyznał, ale zaraz jakby o tym zapomniał, kiedy kolejny raz przebiegł wzrokiem treść liściku. - Przyniósł kwiaty.
Pansy zmarszczyła brwi zła i zatroskana jednocześnie. To, co Potter wyprawiał z jej przyjacielem, przekraczało już wszelkie granice.
- Oczywiście, że przyniósł i przeprosił - żachnęła się. - To Potter. Czuje się winny, bo cię zranił, ale to wcale nie znaczy, że czuje jakąkolwiek skruchę. Powiedział, że żałuje?
- Tak... - potwierdził blondyn, kiedy omiótł wzrokiem całe pomieszczenie i zatrzymał go na Pansy. - Tak myślę - dodał mniej pewnie.
- Czyli nie powiedział - skwitowała. -Znasz go dużo lepiej niż ja, Draco, i wiesz, że nie jest skomplikowany. Jeśli nie powie czegoś wprost, znaczy, że wcale nie chce tego powiedzieć.
- Masz zamiar nastawiać mnie przeciw niemu?
Pansy rozchyliła delikatnie usta i przysunęła się bliżej przyjaciela. Przypatrywała mu się chwilę, jakby analizowała całą jego twarz, aż w końcu pokręciła delikatnie głową. Znała tą mimikę, zagubione spojrzenie i opuszczone kąciki ust.

CZYTASZ
Przysięgam || drarry
أدب الهواةVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...