41. cz. II

251 25 7
                                    

Był wczesny ranek tchnący jeszcze rześkim chłodem. Słońce wyszło przed chwilą po deszczu, rozgarniając szare jeszcze chmury na boki tak, że spod nich błyszczało łagodnie błękitne niebo. Powoli zbliżało się lato.

Jaki idealny czas, żeby po miesiącu w zamknięciu pierwszy raz zobaczyć świat.

Draco zaryzykował, ściągając na nich samotność, której końca nie razie nie znali. Ale Harry był wolny i to się liczyło, kiedy na samotność z nim Draco nie umiał narzekać.

Blondyn wyjął jedną dłoń z kieszeni, po to tylko, żeby odgarnąć wilgotne jeszcze włosy Harry'ego za ucho. Ostatnio były na tyle długie, że dość swobodnie mógł to zrobić. Draco przyjrzał mu się przy okazji kolejny raz, chcąc być pewnym, że nic mu się nie stało, kiedy tej nocy w panice pomógł mu opuścić Azkaban.

- Wszystko w porządku? - spytał raz jeszcze, niepewny, czy Harry, pewnie zmęczony i głodny, może w ogóle dotrzymać mu kroku. On ściągnął jednak usta tak, jakby miał się roześmiać.

- Zapytaj, czy jest wspaniale, a i tak odpowiem, że to za mało powiedziane.

Szli razem polną ścieżką, słońce przeskakiwało między platynowymi pasemkami włosów Dracona, nadając im złotego połysku, od czego Harry już od chwili nie chciał odrywać oczu. Jego z kolei brudne dość loki w słońcu wcale się takimi nie wydawały, zdając się jedynie gładkie jak czarny jedwab.

Harry miał podwinięte wyżej łokci rękawy szarej, trochę zbyt szerokiej koszuli i na ramieniu niósł pełny plecak, chcąc pomóc Draconowi, który miał przez ramię przerzucone parę cieplejszych ubrań, które przed chwilą jeszcze mieli na sobie, a których teraz nie potrzebowali. Harry jedną dłoń podawał jemu, drugą to podtrzymywał pasek plecaka, to sięgał do wysokiej trawy wzdłuż ścieżki, kiedy Draco wolną dłoń luźno chował w kieszeni.

Obu im do tej pory towarzyszył swobodny krok, ale teraz Draco się zatrzymał.

- Pokaż mi te okulary - poprosił, puszczając dłoń Harry'ego, żeby móc po nie sięgnąć. - Takie zaklęcie może nie zrobi nam krzywdy, może nie dowiedzą się o nim w Ministerstwie, szczególnie z mojej różdżki, bo nie ryzykowałbym, gdybyś to ty chciał czarować - dodał, trochę sam do siebie, kiedy przyjrzał się stłuczonemu w rogu szkiełku okularów Harry'ego. Trochę mu to zajęło, biorąc pod uwagę, że wzrok ciągle uciekał mu na jego jasne, wreszcie radosne oczy, wpatrujące się w niego z takim samym zajęciem. Harry nie zdjął jednak okularów, ufając mu po prostu, że takim zaklęciem tuż przy twarzy nie zrobi mu krzywdy. Takim czy innym, bez różnicy zresztą. Draco płynnym ruchem wyjął więc różdżkę z kieszeni i szepnął pod nosem swoje.

- Dzięki - mruknął Harry, kiedy tylko zamrugał parę razy, rozejrzał się i stwierdził, że znów widzi wyraźnie. Wyciągnął znów przed siebie otwartą dłoń, unosząc ją lekko i kiedy Draco, odwzajemniając pogodny uśmiech, podał mu swoją, odwrócił się i poszedł dalej.

Szli chwilę w ciszy, słuchając tylko wszystkiego, co w pogodny dzień dało się na zewnątrz usłyszeć. Harry podnosił co chwilę wzrok ku niebu, uśmiechając się coraz szerzej i nie będąc w ogóle pewnym, czy da radę się na nie napatrzeć tak, jak po ośmiu latach wciąż w najmniejszym stopniu nie znudził mu się widok Dracona.

- Uwielbiam zapach lasu - odezwał się nagle Harry, przymykając powieki. Po tygodniach w cieniu Azkabanu czuł się tak, jakby nocą, kiedy nie może liczyć na wzrok, najlepiej czuć zapach każdego drzewa i kwiatu. Draco spojrzał na niego i rozejrzał się.

- Jesteśmy na jakiejś łące - sprostował, nie gasząc jednak zadowolonego uśmiechu Harry'ego. - Tu nie ma lasu. Wyszliśmy z jednego pewnie jakąś godzinę temu - ocenił, żałując w duchu, że obaj bali się jeszcze próbować aportacji, kiedy w Londynie z ich powodu z pewnością szalało okropne zamieszanie. - To, co czujesz, to mój zapach.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz