64.

152 13 0
                                    

Na ich szczęście, sprawa nie była jeszcze przegrana.

Kiedy obaj ochłonęli z upokorzonej złości i trzeźwo o tym pomyśleli, wrócili do mieszkania mugoli po paru godzinach, gdy na dworze już się ściemniło. Spokojnie zatrzymali się w progu, nie wchodząc jeszcze do środka, żeby tam ich oboje przeprosić.

Nawet jeśli Harry potrzebował do tego zachęty w postaci uderzenia w kostkę.

Polepszyło mu nastrój przynajmniej to, że w odpowiedzi z Draconem dostali to samo i mogli wrócić do środka. Nie żeby z łaski.

Co prawda ani Harry, ani Draco słowa więcej nie dodali do tego, co powiedzieli wcześniej - ale obiecali, że w ranek po dniu ich ślubu już ich tu nie będzie. Żadne z mugoli co prawda o to nie poprosiło, ale raz, że dla Harry'ego i Dracona to nie było wielkie słowo, bo podczas tych dwóch miesięcy wiele mogło się jeszcze zdarzyć, a dwa, że w czwórkę znaleźli w tym w końcu nić porozumienia. Od słowa do obietnicy, od ciszy do uśmiechu, dzień po dniu sprawa powoli ucichła.

Nie robili tu niczego złego i nikt nie był w stanie udowodnić im, że jest inaczej.

Obaj byli zresztą pochłonięci już czymś zupełnie innym. Ledwo jednak zaczęli jakkolwiek przygotowywać się na dzień swojego ślubu, Draco znalazł pierwszy problem:

- Harry, czy u mugoli nie trzeba mieć świadków, żeby ślub był ważny?

- Trzeba - przyznał mu niewzruszony. - Więc dobrze, że my ich mamy - dodał, widząc nierozumiejące jego braku przejęcia tym oczy blondyna.

- Niby kogo?

- Claire i Merry'ego - wyjaśnił Harry jak coś zupełnie oczywistego, bo naprawdę nikogo innego tu nie znali.

- Nie ma mowy! Nie chcę tego palanta na świadka!

- A chcesz wziąć ślub? Więc będziesz musiał mieć tego palanta na świadka!

I na tym wątpliwości Dracona musiały się skończyć.

Harry twierdził, że tutaj mogli mieć nawet mniejszy problem ze świadkami, niż gdyby byli w domu. Podejrzewał, że Ron, jeśli nawet by się zgodził, to stałby z zamkniętymi oczami i plecami do Malfoya.

Zgodzić się za to obaj mogli w tym, że absolutnie nie mają w czym się tego dnia pokazać. Tej sprawie próbowali coś zaradzić z kilka tygodni, spowalniani powtarzanym przez Harry'ego Przecież to dopiero za miesiąc i niechęcią Dracona.

Draco twierdził, że te wszystkie mugolskie pseudo-garnitury były nudne. Może i były, dla Harry'ego jednak, wobec faktu wyjścia za Dracona, kolor ubrania, w jakim to zrobi, nie miał najmniejszego znaczenia.

Jeśli już, to jedyne, czego mu w nich brakowało, a do czego przez lata przywyknął, to niewielkiej kieszeni wewnątrz górnej części ubrania, do której idealnie zmieściłaby się różdżka.

Dracona zaskakiwało znacznie więcej, ale z każdą dziwaczną nowością, jaką zauważał, to na Harry'ego patrzył, jakby był niespełna rozumu. Nie podobało mu się chociażby to, co wszędzie pierwsze rzucało się w oczy - gdzie by nie poszli, niemal wszystko, co mugole nazywali eleganckim, było czarne.

Nigdy, nikt i na żadnym ślubie nie zobaczyłby ubranego na czarno czarodzieja. Nie sądził, żeby mugole mogli widzieć to inaczej. To miała być radosna uroczystość, a nie, Merlinie, pogrzeb. Na wiele przymknął już oko, ale na to nie zamierzał, co dosyć utrudniło im zadanie.

Jedynie Harry sądził, że to ostatnia rzecz, jaką on powinien się kiedykolwiek przejmować. Na jego widok potrafił się tylko uśmiechać.

Trafili więc w międzyczasie do wielu sklepów, ale chodząc tak po mieście, Draco niemal cały czas kurczowo trzymał go za rękę jak w obawie, że Harry nagle dla żartu zostawi go gdzieś pośrodku niczego. Czy też w mugolskim centrum handlowym, jak zwał, tak zwał.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz