32.

276 27 2
                                    

Hermiona siedziała w swoim ulubionym miejscu - zaraz przy regaliku z książkami, na fotelu, podobnym kolorem i przytulnością tym z gryfońskiego pokoju wspólnego, tak dużym, że jedna osoba mogła nawet się na nim położyć, a na upartego, wciąż w miarę wygodnie, zmieściłyby się i dwie. Trzymała na kolanach zamkniętą książkę i opierała na niej przedramiona. Ale bardziej niż z jakiegokolwiek innego powodu, to robiła to, bo takie źródło wiedzy w dłoniach jakoś sprawiało, że czuła się pewniej ze swoimi myślami, które w razie potrzeby mogłaby jeszcze sprawdzić.

- Myślisz, że Malfoy stchórzy? - zagadnął siedzący naprzeciw niej Ron. Hermiona spojrzała na niego, marszcząc brwi i przygryzając wargi.

- Nie wiem, czy to jest dobry moment na testowanie jego lojalności.

- Nie chodzi mi o jego lojalność. Nie tylko - odparł, niezbyt wiedząc, jak dobrze to ująć. Ale dobrze znając heroicznie pobudki Harry'ego i jego niechęć do użalania się nad sobą, wyjaśnił: - Nie wiem, jak Harry by zareagował, gdyby nagle zobaczył go w Azkabanie.

Hermiona kiwnęła głową, ale sekundę później wydawała się już być myślami gdzieś dalej.

- Nie nadążam za nimi - westchnęła, jakby niezdolność pojęcia czyichś uczuć, co pierwszy raz się jej zdarzało, bardzo ją gryzła. - Jeszcze niedawno Harry wypłakiwał się u nas, bo Draco nie chciał go widzieć. Teraz, możliwe, że to Malfoy pójdzie za nim aż do Azkabanu.

- W Azkabanie czy nie, myślę, że Harry... rozumiem go, ale nie był ostatnio wobec Malfoya fair. A przynajmniej ostatnio on się dowiedział. No... Wiesz, zdradził go. Nie jestem pewien, czy po tym Malfoy będzie chciał ryzykować.

- Więc po co w ogóle zaczynałby o tym mówić? - zapytała, patrząc na Rona w oczekiwaniu na odpowiedź, nawet jeśli wiedziała, że on też jej nie zna. Oparła głowę na podciągniętym pod pierś kolanie. - Malfoy to dość skomplikowana jednostka - odpowiedziała sama sobie.

Ron wzruszył ramionami, głównie dlatego, żeby zrobić cokolwiek. Był trochę poirytowany i wystraszony sytuacją Harry'ego i nich samych - bo jeśli coś dotyczyło jego, im sprawiało niemal takie same zmartwienia.

Wyciągną go z tego i w tym Ron się zarzekał. Jeśli Harry siedział w Azkabanie, dla nich naglącym wyzwaniem było udowodnienie jego niewinności - i potworną karą, gdyby ostatecznie się nie udało.

- Na Merlina, wiecznie rozmawiamy tylko o Malfoyu i Harrym - mruknął, bez jakiegokolwiek jednak wyrzutu o to.
Hermiona wstała i przysiadła się obok niego.

- Mimo wszystko... to oni są teraz najważniejsi. Nawet jeśli Harry nie chciał, zrobił z Dracona drugiego głównego bohatera.

- Przeprosił go - przypomniał od razu w obronie przyjaciela. Hermiona wzięła go za rękę i na to jakoś się uspokoił, pamiętając, że przed nią nie musi go tłumaczyć. - Chociaż teraz nie liczy się już, ile on znaczy dla Harry'ego, tylko ile Harry znaczy dla Malfoya.

Ron skrzywił się lekko, bo niezbyt uśmiechało mu się cokolwiek uzależniać od kogoś tak przewrotnego jak Malfoy. Hermiona nagle spojrzała gdzieś w bok, jakby coś sobie przypomniała.

- Zauważyłeś, że Harry nigdy nie powiedział nam, czy Malfoy mu wybaczył?

- Może sam nigdy się nie dowiedział. To wszystko stało się właściwie jedno po drugim.

Hermiona w zamyśleniu oparła się o jego bok, czując dłoń Rona na swoim ramieniu.

- Dziwny zbieg okoliczności - przyznała, pół do Rona, pół do siebie. Ron wywrócił oczami.

- Hermiono, oboje wiemy, że jeśli jakiś zbieg okoliczności można nazwać dziwnym, z reguły wcale nie jest to zbieg okoliczności, tylko czyjeś starania.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz