Jeśli to przesłodziłam, musicie mi wybaczyć...
****
Harry wpatrywał się w swoje kolana, czasem podnosząc uważne, zgaszone w ciemności oczy na daleki punkt przed sobą, tuż nad niewyraźnymi granicami budynków i cichego nieba.
Wiedział, że nie powinno go tu być, zwłaszcza po tym, co ostatnio się stało, ale niewiele sobie z tego robił. W razie czego, siedział na widoku co prawda, ale przecież tuż przy wejściu do środka mieszkania mugoli. A polubił to puste miejsce na szczycie tego budynku. Stąd dobrze było widać niebo.
Nie myślał zresztą, że coś mogłoby się stać. Świat kończył mu się na parę kroków wokół i trwał mniej więcej do jedenastej następnego dnia. Nie wiedział jeszcze co, ale wtedy miało zacząć się coś nowego. Zacząć od krótkiego Tak, przysięgam z ust Dracona w odpowiedzi dla niego.
Jego zresztą też tu teraz nie było.
Nie niepokoił się. Jedynie kiedy dochodził już do pewnych wniosków i układał myśli na właściwym miejscu, one uparcie mu uciekały, może wcale nie chcąc się uporządkować.
Ani nie wątpił w nie tylko swoją, ale i Dracona decyzję. Po tym wszystkim, jak wypruty czuł się zaraz po opuszczeniu Azkabanu, to, jak teraz znów był szczęśliwy, najlepszym było dowodem, że robił właściwie.
Nawet jeśli ta radość była trochę tłumiona pewnym rodzajem czegoś, czego nie chciał nazywać strachem, ale na co nie umiał znaleźć lepszego określenia. Może to tylko podekscytowanie czymś, czego nie znał. Może właśnie tym się stresował.
Może podziwiał trochę Dracona po tym wszystkim za bądź co bądź swego rodzaju odwagę w takim, a nie innym wyborze - Harry sam zdawał sobie sprawę, że nie jest ostoją spokoju.
Czuł się ciepło, ale niespokojnie. W sercu dobrze, ale nerwowo. Może w pewien sposób chciał jak najlepiej jutro wypaść - głównie po to, żeby to on zapamiętał ten dzień wspaniale. Jakby rozmyślanie nad tym teraz miało mu w czymkolwiek pomóc.
Może się niecierpliwił. Nieważne. Liczyło się tyle, że uśmiechał się bezwiednie, kiedy myślał o jutrzejszym poranku.
- Harry?
Okularnik obrócił się przez ramię, prostując się odruchowo na dźwięk znajomego głosu. Spotkał się wzrokiem z Claire, zanim znów się odwrócił.
- Nie powinienem tu być, co? - zagadnął po paru sekundach, czując, że i ona nie wie, co zrobić, i on sam wcale nie ma ochoty wstawać.
- Zależy, co masz zamiar robić. Ale myślę, że to samo co ja.
Harry wątpił co prawda, żeby ona też miała zamiar wyjść za Dracona, ale wątpił również, żeby o to jej chodziło, więc tego nie powiedział.
- Można? - spytała jeszcze, wciąż stojąc dwa kroki za nim. Harry wzruszył swobodnie ramionami.
- To twój dach.
Skinęła głową, chociaż tego nie zauważył.
- I twoje myśli, od których się tu roi - odpowiedziała, widząc w zamian, jak ramiona drgnęły Harry'emu w lekkim śmiechu. Usiadła więc kawałek obok. - Draco śpi? - spytała, przerywając po paru chwilach ciszę. Zaskoczona była zresztą, rzadko widząc ich osobno przez dobre parę minut.
Mieli do tego zresztą powód. Doświadczyli sytuacji, kiedy tylko czyjaś nieobecność mogła oznaczać najgorsze.
Harry uśmiechnął się z jakiegoś powodu.

CZYTASZ
Przysięgam || drarry
FanfictionVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...