38.

245 22 8
                                    

Draco wracał mugolskimi ulicami w stronę Dziurawego Kotła. Konkretnie z miejsca niedaleko od domu, do którego Harry jakiś czas temu niepotrzebnie się pospieszył, czego konsekwencje ponosił nadal. Po prostu musiał zobaczyć, gdzie to wszystko się stało, nawet z odległości spojrzeć w okna, za którymi stało się coś, co tak pokomplikowało im życie.

Nie został tam długo, a przez cały czas wydawało mu się, że ktoś jest w środku mieszkania. Mugole nie zwracali na to najmniejszej uwagi, ale domyślał się, że te błyskające co parę chwil światełka za oknami to nie wina zepsutych mugolskich lamp - choć Merlin wie, jak one w ogóle działały.

Ktoś, pewnie z Ministerstwa, wciąż musiał czegoś w tym domu szukać. Draco trochę uspokoił się tym, że nikt Harry'ego na starty jeszcze nie spisał, i odszedł z powrotem w stronę Dziurawego Kotła. Lepiej, żeby nikt nie widział, że się tu kręcił. Po drodze zorientował się, która jest godzina, i przyspieszył kroku.

W Azkabanie ostatnio był ledwie wczoraj, ale przecież Hermiona dała mu wolną rękę - musiałby zwariować, żeby z tego nie korzystać.

- Draco Malfoy!

Ledwo znalazł się na ulicy Pokątnej, ale zatrzymał się na ten lekki, nieobecny ton, trochę zdyszany jednak tak, jakby jego właściciel próbował go dogonić. Odwrócił się, żeby od razu odnaleźć wzrokiem jak zwykle odstającą od tłumu dziewczynę z rzodkiewkami w uszach.

- Spieszę się.

Z Luną Lovegood w ogóle rozmawiał drugi raz w życiu - z czego ten pierwszy to wyłącznie za sprawą Harry'ego, dobrych parę lat temu.

- Do Harry'ego - dokończyła za niego, zbyt pewna tego, co mówi, żeby go tym nie zainteresować. Raczej nie rozgłaszał nikomu swoich wizyt w Azkabanie.

- A ty skąd wiesz?

- Od Ginny.

- A ona od brata - dopowiedział sobie ciszej. - Tak czy inaczej, nie mam czasu.

- Tak - przytaknęła, a Draco rozejrzał się na boki, nie mogąc znieść już jej przenikliwego, chociaż wyjątkowo łagodnego spojrzenia. Niezbyt pomogło mu, że oprócz niej patrzy na niego jeszcze wiele innych gapiów. - Musi się czuć bardzo samotny.

Draco tym bardziej chciał najszybciej się do niego dostać, ale Luna znów nagle dodała:

- Powinieneś mu powiedzieć.

Zatrzymał się gwałtownie po zaledwie dwóch krokach.

- Co powiedzieć?

Wzruszyła lekko ramionami.

- Że o nim myślisz. Gdybyś poprosił go, żeby, kiedy Harry będzie czuł się samotny, pomyślał też o tobie... To trochę tak, jakbyście rozmawiali.

Draco patrzył tylko na nią tępo, nie wiedząc zupełnie, co niby miałby jej na to odpowiedzieć.

- Spieszysz się, tak? - odezwała się znowu, zupełnie tym niezrażona. - Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Powtórz tylko Harry'emu, żeby uważał na pajęczyny - poradziła, zanim podeszła krok bliżej i zniżyła ton. - Gnębiwtryski bardzo je lubią.

I sama odeszła, kiedy Draco patrzył za nią, podziwiając jej wyjątkową umiejętność - zawsze musiała mieć ostatnie słowo, wcale nie wymuszone, raczej dodane, żeby nieświadomie zostawić rozmówcę w osłupieniu.

Draco w każdym razie ruszył się w końcu z miejsca, bo już zdecydowanie zbyt wiele ludzie zaczęło się nim interesować.

*

Podniósł wzrok na stary budynek więzienia, którego szczyt ginął gdzieś w szarej mgle. Nigdy nie sądził, że z nich dwóch to Harry kiedyś tu trafi.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz