Draco nie wiedział, ile czasu spędził, to opierając się o ścianę wciąż w tym samym miejscu, w którym ostatni raz spotkał Harry'ego, to siedząc pod nią. Nie chciał jeszcze wracać do domu, znów sam i z jeszcze mniejszą szansą na zmienienie tego niż wczoraj.
Może tego dnia w ogóle tam nie wróci. Naprawdę liczył, że dzisiejszego wieczoru nie spędzi sam.
Tam wszystko było przygotowane na powrót Harry'ego. Może nie było to wiele. Ale choćby ten bukiet polnych kwiatów na blacie w korytarzu prędzej zwiędnie, niż Draco spojrzy na niego i pomyśli, że był niepotrzebny.
Może to były trzy godziny, a może pół, ale ruszył się w końcu z miejsca, kiedy zaraz znów coś go zatrzymało. Za rogiem, w następnym korytarzu, słyszał czyjeś głosy i zatrzymał się, dłoń kładąc na zimnej ścianie i nie przejmując się zbytnio, że każdy bez problemu może go zauważyć.
Jedna czarownica z zielonkawym piórem zaczarowanym na wysokości jej ramienia, z wielkim aparatem, rozmawiała tam z podobnym jej wzrostem pracownikiem Ministerstwa, którego jak widać wyznaczono do rozmowy z gazetą. Przechadzali się tak wolno, że gdyby tylko przejść obok nich, możnaby stwierdzić, że stoją w miejscu.
- Do tej pory zapadł wyrok, że jego różdżka zostanie przełamana - odpowiedział czarodziej na widocznie wcześniej zadane pytanie. Kobieta zatrzymała się nagle i Draco wywnioskował to tylko z tego, że jej obcasy gwałtownie stuknęły o podłogę.
- Przełamana? Ta, którą pokonał Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać?
Tamten pokręcił głową, kątem oka dostrzegając przy tym przypatrującego się im bez wyrazu Dracona.
- Nie ta różdżka zwyciężyła Lorda Voldemorta.
Oboje już teraz go zauważyli, a Draco zrobił krok w tył, trochę instynktownie sięgając do kieszeni, gdzie miał swoją różdżkę, i zakrywając ją dłonią.
- Harry Potter nie żyje!
Draco zacisnął dłonie, samotnie stojąc w tłumie pozostałych uczniów Hogwartu, którzy zdecydowali się zostać bronić szkoły. Nigdy jeszcze tak ogromna pustka nie rozdzierała mu piersi, nie paliła policzków i nigdy żaden tak głośny krzyk nie wybuchł w jego głowie, zaciskając jednak gardło.
Szybko otarł rękawem oczy, tak jednak, żeby nie musieć ich zamykać i nawet na chwilę tracić z nich ostatni widok Harry'ego. Tak nieświadomego, tak bladego wśród szkarłatnych śladów na skórze, bezwładnie leżącego u stóp tego, który jemu życie ściął jak nic niewartą łodygę, a Draconowi odebrał, wyniszczył i zwrócił poszarpane.
Nie potrafił patrzeć na chłopaka, któremu przez ostatni rok zupełnie powierzył swoje serce - gdyby tylko Draco wiedział wcześniej, że Harry nieświadomie zabierze je ze sobą, a jemu zostawi swoje, puste, martwe i zamiast krwi toczące łzy.
Zachwiał się na stercie gruzu i kamieni, które osunęły mu się spod stóp. Gdyby tylko się na tym skupił, może poczułby na sobie spojrzenia tych, dla których w jakiś chory sposób stał się nagle ostatnią nadzieją. On, bezbronny młody śmierciożerca, który mimo to znał Harry'ego najbliżej, któremu może Potter wcześniej zdradził jakiś swój plan, który może wybuchnie zaraz śmiechem i powie, że to Czarny Pan przegrał, że dał się oszukać, nie oni.
Ale Draco w tej chwili wcale nie uważał, żeby Harry'ego znał. Za mało dostał na dobre poznanie go czasu. Wiele miał jeszcze do niego pytań, którymi od tej chwili zostało mu męczyć samego siebie, zostawić bez odpowiedzi i przemilczeć.
Nie widzieli się niemal cały rok. I co? To miało posłużyć jako ich wytęsknione "Jak dobrze, że jesteś!" ? Miał przywitać Harry'ego ostatnim pożegnaniem, na którym już połamał sobie serce?
CZYTASZ
Przysięgam || drarry
FanficVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...