Harry nie dał się opatrzyć do samego rana.
Szukał swojej różdżki tak uproczywie, że Draco, pomagając mu w tym i przy okazji go obserwując, przekonał się, że jemu wcale nie chodzi o to, że jeśli to Ministerstwo ją znajdzie, będzie ono miało niezbity dowód na obecność Harry'ego. I tak użył jej wcześniej kilkukrotnie, a gdyby to było mało, aportował się, więc każdy już na pewno zdawał sobie sprawę z miejsca jego pobytu.
Nie chodziło mu też na pewno o to, że jego różdżkę znajdzie jakiś mugol, a jemu dostanie się za złamanie Dekretu Tajności - i tak miał już na karku co najmniej dożywocie i to za gorsze sprawy.
I Draco nie wierzył też, że dręczyło go poczucie straty przedmiotu, z którym był związany - ta różdżka została kiedyś złamana i wtedy nawet nie zwariował na jej punkcie tak jak teraz. Bo Harry zdawał się stracić zaufanie do wszystkiego i wszystkich, kiedy po zapewnieniu, że Draco przeszukał już coś dziesięć razy, pierwsze, co robił, to szukał tam po raz jedenasty.
- Słuchaj, nie jest najważniejsze, że oni dowiedzą się, że ja tu jestem, tylko że moja różdżka tutaj jest! - wyjaśnił w końcu na pytanie blondyna, zajęty zresztą przeszukiwaniem każdego kąta pomieszczenia. - Rozumiesz?
- Chodzi ci o Weasleya - zrozumiał wreszcie Draco. - Jeśli znajdą twoją różdżkę...
- Zorientują się, że ktoś mi pomógł i ukradł ją z Ministerstwa! To tylko kwestia czasu, aż dojdą do tego, kto!
Szarpnął ze złości swoim plecakiem, do którego właśnie zaglądał, zanim opanował się w połowie i spojrzał nieustępliwie na Dracona.
- Byłem przekonany, że mam ją przy sobie, że po prostu zaplątała się gdzieś w moim rękawie, kiedy prawie spadliśmy! Ale...
- Nigdzie jej nie ma, Harry - wpadł mu w słowo blondyn, zmęczony już tym kilkugodzinnym, bezcelowym poszukiwaniem. Ostatni raz stanął tylko przy Harrym i przesunął dłoń po jego ramieniu, jakby tak, jak ten twierdził, jego różdżka miała się tam nagle pojawić.
- Ale musiała mi wtedy wypaść - dokończył, ignorując to. - Spaść. Niepotrzebnie namawiałem cię, żeby wyjść. Przykro mi to mówić, Draco - powiedział nagle, podnosząc na blondyna oczy, które na żal jednak wcale nie wskazywały. Jeśli już, to na zagubioną irytację. - Ale to jest definitywny koniec randek, spacerów, wychodzenia poza to mieszkanie i w ogóle stania przy oknie.
- Przestań się tym obwiniać, bo gdyby nie ty, nie tylko twoja różdżka spadłaby kilkadziesiąt stóp na ulicę.
- To nie są pretensje, Draco - sprostował, w ogóle nie mając teraz ochoty na rozmowy. Zamiast tego rozglądał się jeszcze tylko po całym pomieszczeniu, beznadziejnie szukając miejsca, do którego mogliby jeszcze nie zajrzeć. - Po prostu nie powinniśmy wmówić sobie tego, co tak staraliśmy się wmówić innym. Że jesteśmy tu na wakacjach.
W ogóle Harry nabrał nagle przekonania, że cały ich pobyt tutaj jest zupełnie bez sensu i najchętniej w tej chwili zabrałby ich rzeczy i poszedł odzyskać swoją różdżkę choćby z rąk aurorów. Jedna sprawa i jej niedaleka wizja go tu tylko jeszcze trzymała. Ale zanim zdążył się odezwać, poczuł nagle zaciśniętą mocno dłoń Dracona na ramieniu.
- Dlatego weźmy ten ślub - powiedział głośno to, o czym Harry właśnie myślał - i wracajmy do Londynu. Skoro wiedzą już, gdzie jesteśmy, to wszystko ma teraz jeszcze mniej sensu, niż miało do tej pory.
- Zmieniłeś zdanie.
- To nie moje zdanie - odpowiedział bardziej stanowczo niż zamierzał - tylko sytuacja się zmieniła.
CZYTASZ
Przysięgam || drarry
FanfictionVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...