Odwiedziny

2.9K 76 60
                                    


*Perspektywa Hailie*:

Wróciłam z Willem i Dylanem do domu. Will kupił mi jeszcze słodycze i tabletki przeciwbólowe. Był naprawdę kochany. Nie to co Dylan, który o mało zawału nie dostał, kiedy zobaczył krew. Było już późno, więc wzięłam prysznic i poszłam spać. 

Obudził mnie głośny huk o 5 rano. Wystraszyłam się, ale wiedziałam, że moi bracia, którzy obecnie byli w domu zawsze wstawali o tej godzinie. I tak nie dałabym rady zasnąć, więc szybko się ogarnęłam, żeby w miarę dobrze wyglądać i zeszłam na dół.

-Dzień dobry rodzinko!- usłyszałam wesoły głos wujka Monty'ego.

-Monty? Co ty tu do cholery robisz?- zapytał Dylan, który chyba przerwał sobie trening na siłowni, aby zobaczyć, kto tak hałasuje.

-A tak sobie pomyślałem, że wpadnę w odwiedzinki z Mayą- powiedział, kiedy wspomniana kobieta zaczęła zdejmować płaszcz.

-O kurwa Maya... jesteś w ciąży?!

-Tak, jestem- odpowiedziała dumnie.

-Zajebiście.

-To świetna wiadomość!- odezwałam się.

-Hailie, miło cię widzieć. Mam nadzieję, że jeszcze nie zwariowałaś w tym domu pełnym mężczyzn- Monty się roześmiał.

-Było blisko- skomentowałam cicho.

-No to, gdzie macie resztę?

-To wy nic nie wiecie?- razem z Dylanem spojrzeliśmy po sobie.

-A o czym niby?- Monty dalej się uśmiechał.

-Bliźniacy wylądowali w szpitalu.

-Znowu?- Maya wyglądała na niezdziwioną, ale i tak zapytała.

-No tak.

-Co tym razem zrobili?

-Spierdolili się z dachu. Długo by opowiadać- streścił Dylan.

-Skoro już tu jesteśmy to możemy ich odwiedzić, prawda kochanie?- Monty spojrzał na swoją narzeczoną.

-Jasne. Kiedy się do nich wybieracie?- Maya spojrzała na Dylana.

-Pewnie gdzieś w południe.

-Cudownie. Pojedziemy z wami.

Odwiedziny cioci i wujka były bardzo niespodziewane. Dylan zaprowadził ich do pokoju gościnnego, a ja udałam się do kuchni, aby coś zjeść. 

Tak jak planowaliśmy w południe pojechaliśmy do szpitala. Bliźniacy mieli się dobrze i za 2 dni mieli zostać wypisani. Monty razem z Vincentem i Willem rozmawiali o organizacji, a ja, Maya i Dylan gawędziliśmy z bliźniakami.

-To jak Maya- zaczął Shane.- Będziemy mieć kuzyna czy kuzynkę?

-Kuzyna.

-Mężczyźni dalej będą dominować w tej rodzinie- skomentował Dylan.

-Jeśli co chwilę będziecie lądować w szpitalu to wszystko się wyrówna- dogryzła mu Maya.

-Taka prawda- przytaknęłam.

-Jeszcze żyjemy- wtrącił Tony.- I na razie nie zapowiada się, aby miało się to zmienić.

-Dobra ty siedź cicho, bo już raz umarłeś- odezwał się Dylan.

-Ale żyję, co dowodzi, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.

-No cóż... trudno.

Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i tak znów zleciał nam cały dzień. Dzisiaj w szpitalu na noc też został Vincent, a my wróciliśmy do rezydencji. Monty i Maya następnego dnia mieli lecieć do Włoch na krótkie wakacje, bo jak stwierdzili ,,będą to ich ostatnie wakacje we dwoje". 

Leżałam już na łóżku gotowa do snu, kiedy nagle mój telefon zawibrował. Dostałam wiadomość od Liama z propozycją spotkania. Nie wiedziałam, co mu odpisać, więc napisałam, że jeszcze się zastanowię. 

Normalnie to od razu bym się zgodziła, ale była jedna przeszkoda. Właściwie to pięć przeszkód, które nazywały się moi bracia. 

-------------------------------------------

W porównaniu do ostatnich dni to dzisiaj trochę wcześniej. Jutro jeszcze nie wiem, o której godzinie będzie rozdział.

Miłego dnia/nocy <3


Ocenka, krytyka i błędy -> ->

Rodzina Monet- moja wersjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz