*Perspektywa Tony'ego*:
Delikatnie rozchyliłem powieki, a moim oczom ukazał się pozbawiony jakichkolwiek emocji Vince.
-Co wy sobie myśleliście?- patrzył na mnie z mocną powagą.
Znałem ten jego wzrok na wylot, ale teraz naprawdę nie miałem ochoty go widzieć. Wiedziałem, że to co zrobiliśmy było kompletną głupotą, ale obecnie nie byłem na siłach, aby prowadzić dyskusję z Vincentem. Zawsze byłem przy nim obojętny, ale teraz coś mnie złamało. Nie byłem w stanie nawet określić jak się czuję. To coś przeszywało całe moje ciało i wypełniało je od środka, a jednak pustka dawała się we znaki.
Zignorowałem pytanie i przechyliłem lekko głowę, aby spojrzeć na Shane'a. Było z nim o wiele gorzej niż ze mną. Podłączyli go do respiratora i kilku innych sprzętów. Ja miałem tylko kroplówkę i jeden monitor. Dotarło do mnie, że ocknąłem się jako pierwszy, ale coś jeszcze mi się nie zgadzało. Na ścianie widniał kalendarz, według którego minęły 2 tygodnie od całego zajścia. Spojrzałem jeszcze raz na Vincenta, który wciąż wyczekiwał odpowiedzi na swoje pytanie.
-2 tygodnie?- uniknąłem odpowiedzi.
-Tak Tony. Byłeś w śpiączce przez 2 tygodnie.
-A Shane?- spojrzałem na bliźniaka.
-Według lekarzy powinien odzyskać przytomność jeszcze przed tobą. Na początku ocenili, że to ty jesteś w gorszym stanie, ale teraz nie wiadomo. Cały czas szukają przyczyny.
Vince jeszcze dopytywał mnie co się stało w tym hotelu. Nie miałem sił odpowiadać, dlatego niewiele ze mnie wyciągnął. Powieki kleiły mi się do siebie. Przymknąłem je, ale sen nie nadchodził, jakby ciążyły mi bez powodu. Vincent poszedł odebrać telefon, więc zostałem z Shane'm sam na sali, dopóki nie wbił do nas Dylan. Dosłownie, bo drzwi prawie wyleciały z futryn.
-Siema- rzucił podchodząc bliżej.
-Siemka- wymamrotałem.
-Opowiadaj jak było.
-Co? O co ci chodzi?- zapytałem.
-No jak było z tymi laskami?- brzmiał jakby było to oczywiste.- Kiedy przywieźli was do szpitala od razu było widać, że emocje jeszcze z was nie zeszły.
-A dobra, o to chodzi. No cóż... było zajebiście. Gorące laski mówię ci.
-Więc po chuja skakaliście z dachu?
-Nie skakaliśmy. Wiatr nas zrzucił, bo byliśmy nietrzeźwi.
-Trzeba było tam nie wyłazić.
-Wiem, nie pomyśleliśmy...
-Okej już. Nie ma co tego roztrząsać. Ważne, że jesteście już bezpieczni.
-Vince wyglądał chyba na wkurwionego- przypomniałem sobie ten jego pozbawiony emocji wyraz twarzy.
-On zawsze tak wygląda.
-W sumie racja.
Zamieniłem jeszcze kilka zdań z Dylanem. Dobrze nam się rozmawiało, bo tak swobodnie. Nie to co z Vince'm.
Zaczęło się ściemniać. Na noc miał zostać w szpitalu Will. Nie mogłem spać i co chwilę się budziłem. Rano przyjechał Vincent, który od wczoraj nie zmienił wyrazu twarzy. Pewnie był zawiedziony lekkomyślnością swoich braci. I to kolejny raz.
Od braku snu czułem się trochę słabo. Dzisiaj mieli odłączyć Shane'a od respiratora. Bardzo mnie to stresowało, co można było zobaczyć po moim podwyższonym tętnie. Z tych emocji chyba zemdlałem, bo nie pamiętam, co się dalej działo.
--------------------------------
Hej :) Jakich obrażeń tak naprawdę doznali Shane i Tony? Kontynuacja już jutro!
Miłego dnia/nocy <3
Ocenka, krytyka i błędy -> ->
CZYTASZ
Rodzina Monet- moja wersja
Dla nastolatkówJest to moja wersja książki ,,Rodzina Monet". Wydarzenia są zmyślone!! Mile widziana krytyka i błędy :)) W większości piszę o braciach Monet, ale Hailie też się pojawia Rozdziały są codziennie!! (Może zawierać spojlery, ale żadne z wydarzeń nie dzi...