Atak paniki

2.5K 62 101
                                    


*Perspektywa Shane'a*:

Minęły 2 tygodnie... 2 pierdolone tygodnie, a Tony dalej nie wrócił. Specjaliści mieli się odezwać, a zamilkli. Vincent miał nas o wszystkim informować, a nie informował. Miało być dobrze, a kurwa nie było. 

Przez te 14 dni każdej nocy wymykałem się z rezydencji i jechałem nad rzekę. Było to jedyne, co trzymało mnie psychicznie. W dzień odsypiałem, co było trudne, bo moje myśli przepełnione były Tony'm. 

Podczas pobytu w Dani starałem się nie myśleć o moim samopoczuciu, które było chujowe i mi się to udało. Nikt nawet nie zauważył, że byłem chory. Objawy też się nie nasiliły oprócz uciążliwego kaszlu, który towarzyszył mi bez przerwy. 

Kilka dni temu dostałem gorączki, ale też się tym nie przejąłem. Wyniszczałem swój organizm, ale to nie miało dla mnie znaczenia, bo po co mi życie, jeśli nie ma Tony'ego? Już dawno znalazłbym się nad klifem, ale ostatnim razem nie skończyło się to dobrze. 

Nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić, dlatego postanowiłem w dalszym ciągu ukrywać chorobę. Co jakiś czas tylko brałem leki przeciwbólowe, aby odciąć się od bólu głowy, który nasilał się z każdą nieprzespaną nocą. 

Niestety nie ma leku na ból wewnętrzny, a bardzo by mi się przydał. W praktycznie każdej możliwej chwili krztusiłem się łzami, aż do ich braku. 

Przez cały czas czułem bezsilność. Regularnie miewałem ataki paniki oraz popadałem w desperację. Dostałem mocnych stanów lękowych i stałem się bardzo wrażliwy na otoczenie. Izolowałem się i nikogo do siebie nie wpuszczałem. 

Will kilka razy do mnie przychodził i upewniał się, czy wszystko dobrze, ale nie dawałem mu powodów, aby tak nie było. Doskonale maskowałem emocje. W środku byłem taki zniszczony, że nawet nie ucieszyła mnie wiadomość, że Sonny się wybudził. 

Wszystko było już z nim dobrze, ale Vincent odesłał go na krótki urlop, aby w pełni doszedł do siebie, a dopiero później miał wrócić do pracy. 

Po kolejnych 2 tygodniach Vincent zawołał nas wszystkich do siebie. Byłem po kolejnej nocy bez snu, dlatego wyglądałem i czułem się okropnie, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Wszyscy od razu myśleli, że to ze względu na Tony'ego i tak rzeczywiście było, ale nie znali całej prawdy. Był to tylko fragment układanki.

-Nasi specjaliści się odezwali- oznajmił Vince, kiedy wszyscy znaleźliśmy się w jego gabinecie.

Dylan i Hailie siedzieli na kanapie, a ja i Will staliśmy koło nich. Przed nami stał Vince, który tyłem opierał się o swoje biurko.

-I co powiedzieli? Mają coś?- zapytałem.

-Nic. To koniec. Nie uda nam się go znaleźć.

Wzrok wszystkich automatycznie skierował się w moją stronę. To mojej reakcji obawiano się najbardziej. 

Poczułem jakby ktoś właśnie wbił mi nóż w serce. Czułem, że nie mogę oddychać. Dusiłem się powietrzem. Po policzkach spłynęły mi łzy. Nie mogłem się uspokoić. Miałem atak paniki. 

W ostatnim czasie zdążyłem się do nich przyzwyczaić, ale ten był wyjątkowo mocny. Nie mogłem nad nim przejąć kontroli, bo on ją przejął. Trzymał mnie w niewoli i kazał cierpieć. 

Cały się trząsłem. W panice ruszyłem do swojego pokoju, aby się w nim zamknąć. Pewnie zostawiliby mnie samego, abym pogodził się z tym, ale wiedzieli, że mój stan jest zbyt poważny i musieli zainterweniować. 

Usiadłem na łóżku i próbowałem opanować oddech. Ręce tak mi drżały, że ledwo mogłem cokolwiek robić. Nie mogłem pojąć, że nie znaleźli Tony'ego. Przecież są specjalistami, więc co poszło nie tak?! 

Krztusiłem się łzami, a serce napierdalało uderzeniami, jakby miało za chwilę rozwalić mi żebra. Moje ciało coraz bardziej drżało. Nawet nie wiem, kiedy w moim pokoju pojawił się Will. Zaraz po nim przyszedł również Vince z wodą i kilkoma tabletkami.

-Shane proszę spróbuj się uspokoić- powiedział Will najłagodniejszym głosem na jaki było go stać.- Za chwilę zrobisz sobie krzywdę. Masz weź je- podał mi tabletki, które wcześniej przyniósł Vince.- Pomogą ci się uspokoić.

Byłem w kompletnej desperacji. Za wszelką cenę próbowałem opanować drżące ręce, ale nie szło mi to najlepiej. W końcu udało mi się wziąć tabletki, które mi podali, ale było to naprawdę ciężkie.

-Wszystko będzie dobrze- powiedział Will.

-Nie będzie...- głos strasznie mi drżał.

Will nie wiedział, co odpowiedzieć, ale nie musiał nic mówić. Wszyscy wiedzieliśmy, że nie będzie dobrze. Ledwo mogłem coś z siebie wydusić. Słowa przychodziły mi z wielką trudnością.

-Kurwa no gdzie on jest?! Gdzie on cholera jest, kiedy go potrzebuję?!

-Shane nie myśl teraz o tym. Na to przyjdzie jeszcze czas. Teraz skup się na oddechu.

Łatwo było mu kurwa mówić. Strasznie bałem się o Tony'ego. Może coś mu się stało, dlatego nie wraca? Kurwa nie wiedziałem, co może być przyczyną. Dobrze, że leki zaczęły działać, bo chyba dłużej nie wytrzymałbym w takim stanie. 

Kiedy atak ustąpił odetchnąłem z ulgą. Wciąż czułem się okropnie, ale leki spotęgowały znużenie i pozwoliły mi na chwilę zapomnieć o wszystkim innym.

-Możemy zostawić cię samego?- Will chciał się upewnić.

-Tak... dam radę.

-Gdybyś dostał kolejnego ataku to dzwoń.

Wyszli, a ja skorzystałem ze spokoju, który przyniosły mi leki i pełen strachu o bliźniaka zasnąłem. Nie mam pojęcia jak mi się to udało, ale mój organizm był zbyt wyczerpany, aby protestować.

---------------------------------------

Nie ma odpowiednich słów, które opisałyby mnie podczas pisania tego rozdziału. Czułam wtedy wszystkie emocje naraz, ponieważ wcielałam się w Shane'a, aby opisać jego odczucia, ale też czerpałam satysfakcję z wczuwania się do pisania. 

Najlepszą rzeczą w pisaniu jest dla mnie właśnie opisywanie uczuć, bo można wtedy poczuć je na własnej skórze. Jest to niesamowite uczucie, które tylko potwierdza, jak dobrze dany tekst jest napisany. 


Mam nadzieję, że rozdzialik wam się podoba <3 Następny już jutro :)


Ocenka, krytyka i błędy -> ->

Rodzina Monet- moja wersjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz