*Perspektywa Shane'a*:
Wszyscy zostaliśmy zawołani przez ojca dopiero na kolację. Do tego czasu zdążyłem się chwilkę przespać, ale nie długo, więc czułem duże znużenie. Usiedliśmy przy stole razem z Mayą i Monty'm.
-Jakie imię wybraliście dla dziecka?- zapytała Hailie.
-Flynn- odpowiedzieli jednocześnie.
-O cholera- westchnął Dylan.
-Co?- Maya spojrzała na niego pytająco.
-Będziecie musieli pilnować, aby wam nie odleciał.
-Weź ty się Dylan czasem pierdolnij, dobrze ci radzę- Monty zjechał go wzrokiem.
-No, ale on ma rację- przyznał Tony.- Jak odleci to będzie problem.
-Odlecą to tobie za chwilę jaja.
-Monty, pomyśl. Co zrobisz, kiedy twojemu kochanemu Flynn'owi wyrosną z dupy skrzydła?
-Wtedy mu je ujebię i przyczepię tobie.
-Jeśli tak zrobisz to Flynn nie będzie Flynn'em, bo nie będzie miał jak latać.
-Już wystarczy- przerwał im ojciec.
A szkoda, bo świetnie się bawiliśmy. Nawet widziałem jak on sam uśmiecha się pod nosem. Atmosfera w rodzinnym gronie zawsze była zajebista, ale oczywiście tylko wtedy, kiedy nie schodziliśmy na tematy, o których niezbyt chcieliśmy gadać.
Ustaliliśmy, że kwestię przykrych zdarzeń, które miały miejsce w ostatnim czasie zostawimy na następny dzień po wyjeździe Mai i Monty'ego, ponieważ nie chcieliśmy psuć tej wspaniałej aury, która od nich biła w związku z przygotowaniami do rodzicielstwa.
Po zakończonym posiłku udaliśmy się do swoich pokoi. Poczułem natychmiastową ulgę, kiedy w końcu mogłem się położyć i porządnie wypocząć.
Obudziłem się o innej godzinie niż zwykle ze względu na różnicę czasową. Po ogarnięciu się zszedłem na dół, gdzie zastałem ojca i Hailie. Dowiedziałem się, że Maya źle się czuję, dlatego razem z Monty'm zostaną w Tajlandii jeszcze jeden dzień.
Dzień mijał nam spokojnie. Koło południa ojciec oznajmił, że razem z Dylanem idą się przejść. Zapewne chciał z nim pomówić o jego stanie zdrowotnym jak i psychicznym, ponieważ od rana chodził przygnębiony. Może to przez ból, ale nie miałem pewności.
Siedziałem obecnie z Tony'm, Monty'm i Hailie na tarasie. Rozkoszowaliśmy się piękną pogodą i widokiem na morze, kiedy nagle usłyszeliśmy krzyk Mai. Od razu chcieliśmy zobaczyć, co się stało. Zastaliśmy ją w salonie opierającą się o jedną ze ścian.
-Maya?! Co się dzieje?!- zapytał spanikowany Monty.
-Chyba rodzę!!
------------------------------
Pozdrawiam cieplutko <3
Ocenka, krytyka i błędy -> ->
CZYTASZ
Rodzina Monet- moja wersja
Teen FictionJest to moja wersja książki ,,Rodzina Monet". Wydarzenia są zmyślone!! Mile widziana krytyka i błędy :)) W większości piszę o braciach Monet, ale Hailie też się pojawia Rozdziały są codziennie!! (Może zawierać spojlery, ale żadne z wydarzeń nie dzi...