*Perspektywa Tony'ego*:
Po kilku dniach zostaliśmy wypisani ze szpitala. Od tamtego czasu nadmiernie myślałem o tym, co się ze mną działo. Nie wiedziałem jak nazwać uczucie, które mi towarzyszyło, ale było ono bardzo silne i cały czas się pogłębiało. Do głowy przychodziły mi coraz to nowsze pomysły.
Powoli zaczynałem sobie nie radzić z tymi wszystkimi emocjami, które czułem każdego dnia. Raz byłem smutny, a raz radosny. Jebana huśtawka nastrojów. Chciałem powiedzieć o tym Vincentowi, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Bałem się, że mnie nie zrozumie i uzna to za jakieś pierdolone problemy psychiczne.
Potrzebowałem jedynie wsparcia, a nie od razu psychologa. Problem w tym, że miałem jakąś blokadę przed proszeniem o to wsparcie czy ewentualną pomoc. Wszystko tylko nie psycholog, bo najpewniej wysłałby mnie do psychiatryka, a bardzo nie chciałem tam iść.
Kiedy o tym myślałem nagle zdałem sobie sprawę, że niekontrolowanie wbijam sobie paznokcie w skórę. No, ale nic nie mogłem zrobić. Wkurwiało mnie, że nie wiem, co mi jest.
Znajdowałem się obecnie w swoim pokoju i walczyłem, aby z niego wyjść. Kurwa przecież nie chcę, aby się o mnie niepotrzebnie martwili. Wtedy będę czuł się winny. A co jeśli ja ich w ogóle nie obchodzę? Przecież jestem im obojętny.
Czułem się rozdzierany przez emocje i powoli zaczynałem mieć dość. Najchętniej to wrzasnąłbym na cały głos, aby uwolnić od siebie te wszystkie złe myśli i uczucia. Czemu życie musi być takie ciężkie?!
Zostaje mi jedna opcja... Nie kurwa. O czym ja w ogóle myślę?! Przecież nie mogę się zabić. Nie wiem czemu nawet o tym pomyślałem, ale naprawdę nie wiedziałem już, co robić.
Postanowiłem się przełamać i pójść do Shane'a. Nie chciałem po raz kolejny obciążać go moimi problemami, ale miałem nadzieję, że jakoś mi pomoże lub chociaż doradzi, co powinienem zrobić.
Stanąłem przed jego drzwiami i jeszcze wahałem się czy na pewno chcę to robić. Już miałem pukać, kiedy drzwi same się otworzyły. Był to Dylan, ale co on robił w pokoju Shane'a? Pewnie o czymś rozmawiali. Cholera teraz już nie ma odwrotu.
Widok starszego brata strasznie mnie przeraził. Nie wiem dlaczego, bo przecież zawsze miałem go gdzieś i się nim nie przejmowałem. Teraz było inaczej. Bałem się, że zacznie coś podejrzewać i kurwa aż zrobiło mi się słabo.
-O Tony siema- wyrwał mnie z transu.
-No... siema...- nie wiedziałem, co powiedzieć. Kurwa, co się ze mną działo? Nie umiałem zachowywać się swobodnie przed własnym bratem.- Jest Shane?
-Jestem, co chcesz?- usłyszałem jego głos tak bardzo podobny do mojego wydobywający się z głębi pokoju.
-Dobra to ja idę, nara- rzucił Dylan i poszedł do siebie tym samym ustępując mi miejsca w przejściu.
Niepewnie wszedłem do pokoju bliźniaka, gdzie zastałem go leżącego z telefonem na łóżku. Wtedy poczułem, że nie dam rady, ale było za późno. Musiałem coś wymyślić.
-Yyy... Masz może pożyczyć zapalniczkę? Nie mogę znaleźć swojej.
-Powinna być w szufladzie, weź sobie- nawet na mnie nie spojrzał.
-Dzięki, pa- ruszyłem do wyjścia już z zapalniczką w ręce.
Nawet nie zamierzałem palić, więc nie wiem po co mi ona była, ale nie udało mi się wymyślić nic lepszego. Obiecałem Vincentowi, że ograniczę palenie, ale teraz, kiedy miałem już zapalniczkę chwyciłem papierosy leżące na półce i wyszedłem na balkon.
Straciłem poczucie czasu, przez co wypaliłem aż 5 papierosów pod rząd. Potem żałowałem tej decyzji, bo wieczorem zaczęło mi się robić od nich niedobrze. Wtedy też przyszedł do mnie Shane, aby odzyskać swoje źródło płomienia.
Oddałem mu jego własność i zszedłem na dół, bo właśnie zostaliśmy zawołani na kolację. Przy stole zebrali się wszyscy oprócz Vincenta. Nie miałem apetytu, więc jadłem na pokaz, aby tylko nikt się mnie nie czepiał.
Następnie udałem się z powrotem do pokoju, gdzie nawet nie miałem siły się przebrać. Czułem się jakby przygniatał mnie cały stos emocji. Nie miałem siły ani ochoty funkcjonować.
W jednej chwili tak po prostu uleciały ze mnie wszystkie chęci do życia, które w ostatnim czasie i tak były niewielkie. Bałem się w jakim stanie obudzę się rano, więc w ogóle nie poszedłem spać. Nieświadomie zacząłem wyniszczać siebie...
---------------------------------------------
Ocenka, krytyka i błędy -> ->
CZYTASZ
Rodzina Monet- moja wersja
Teen FictionJest to moja wersja książki ,,Rodzina Monet". Wydarzenia są zmyślone!! Mile widziana krytyka i błędy :)) W większości piszę o braciach Monet, ale Hailie też się pojawia Rozdziały są codziennie!! (Może zawierać spojlery, ale żadne z wydarzeń nie dzi...