*Perspektywa Tony'ego*:
Wszyscy przyjechali do szpitala, gdzie Shane właśnie miał robione badania. Siedzieliśmy w milczeniu i czekaliśmy aż przyjdzie lekarz.
Miałem mętlik w głowie. Kurwa, co mu się stało?! Przecież nie mógł zwyczajnie przestać oddychać. Musiała być tego jakaś przyczyna. Pytanie tylko jaka?
Nie wiem ile czasu minęło, bo nie miałem siły patrzeć na zegarek, ale lekarz w końcu przyszedł.
-Co mu jest?- zapytał stanowczo Vince.
-Przedawkował narkotyki. Badania wykazały, że w przeciągu ostatnich kilku godzin zażył sporą ilość tytoniu, marihuany, kokainy, a nawet heroiny. Mieszanka tylu niebezpiecznych używek sprawiła, że jego organizm nie wytrzymał. Serce ledwo dało radę i niewykluczone, że ponownie się zatrzyma.
-Narkotyki?!- wtrącił Dylan.- Shane nigdy nie brał. I skąd on je w ogóle wziął?
-Zrobimy wszystko by utrzymać go przy życiu, ale po takiej dużej dawce narkotyków będzie ciężko. Niestety będziecie musieli przygotować się na najgorsze. Przykro mi- powiedział lekarz, a następnie się oddalił.
Z moich oczu ponownie trysnęły łzy. Wszystko zaczęło układać się w całość. Shane ukradł te narkotyki ode mnie i zażył wszystkie w ciągu jednego dnia... Popierdoliło go, a mnie jeszcze bardziej. No i po co była mi ta praca?! Zrobiły się z tego same problemy. Jeśli Shane nie przeżyje to ja... nie wiem. Chyba też się zabiję.
Cały się trząsłem, a oddech gwałtownie przyspieszył. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Łzy w dalszym ciągu moczyły mi twarz.
-Co ja kurwa zrobiłem...- oparłem się o ścianę, bo zrobiło mi się słabo.
-Tony uspokój się, bo za chwilę sobie coś zrobisz- podszedł do mnie Will.- Wszystko będzie dobrze. Znasz Shane'a, jest silny.
-Wy nic nie rozumiecie... To wszystko to moja wina...
-Weź zluzuj. Nie miałeś na to wpływu- zwrócił się do mnie Dylan.
Oni nie rozumieli. Nic nie wiedzieli. Czułem się okropnie...
-Tony- Vincent wydawał się tym wszystkim nie przejęty. Nie wiem, bo kurwa jak zwykle założył tą zwoją kamienną twarz.- Wiedziałeś, że Shane bierze narkotyki?
-Nie... Kurwa nie wiedziałem...- osunąłem się na ziemię, a twarz schowałem w dłoniach.
Jak ja mam im to powiedzieć?! Nie mogę... po prostu kurwa nie mogę... Czułem jak coś miażdży mnie od środka. Nie umiałem się sprzeciwić, więc przygniatało mnie coraz bardziej.
-Tony, co z tobą? Co się dzieje?- Will przejął się moim stanem.
-Nie rozumiecie...- wydusiłem.
-To nam wytłumacz- powiedział dosadnie Vincent. Nawet w takich sytuacjach był gotów mnie przesłuchiwać.
Wahałem się, czy im mówić. Zdecydowałem się milczeć, a wtedy Vincent stracił cierpliwość.
-Dosyć tego. Jedziemy do rezydencji i tam to wyjaśnimy.
-Nigdzie kurwa nie jadę! Zostaję w szpitalu- nie wiem, co we mnie wstąpiło.- Muszę być przy Shane'ie, bo jeśli on... Vincent ja sobie tego kurwa nigdy nie wybaczę!
-To od ciebie zależy jak szybko tu wrócisz. Jeśli rozmowa przebiegnie szybko wrócisz tutaj jeszcze dziś, a jeśli będziesz przeciągał to wrócisz tu dopiero rano.
Ten szantaż był okropny... przecież tu chodziło o życie naszego brata! Jak on w ogóle mógł powiedzieć coś takiego... Musiałem się zgodzić. Nie miałem innego wyjścia...
----------------------------------------
Miłego dnia/nocy <33
Ocenka, krytyka i błędy -> ->
CZYTASZ
Rodzina Monet- moja wersja
Teen FictionJest to moja wersja książki ,,Rodzina Monet". Wydarzenia są zmyślone!! Mile widziana krytyka i błędy :)) W większości piszę o braciach Monet, ale Hailie też się pojawia Rozdziały są codziennie!! (Może zawierać spojlery, ale żadne z wydarzeń nie dzi...