*Perspektywa Dylana*
Zanim wysiadłem z samochodu jeszcze chwilę rozmyślałem. Dojechałem już pod szpital, ale bałem się tam wejść. Vincent już zapewne został o wszystkim powiadomiony. Zwykle miałem w dupie, czy chcą mnie wypierdolić ze szkoły, lecz tym razem czułem, że po prostu wszystkich zawiodłem, bo nie umiałem się opanować. A przede wszystkim zawiodłem siebie. To uczucie było cholernie przygnębiające, ale musiałem wziąć się w garść, a przynajmniej spróbować być silny dla Hailie. Nie mogła mnie zobaczyć w tym stanie.
Po kilku chwilach w końcu zebrałem się w sobie i wysiadłem z auta. Poczułem się dziwnie przechodząc koło miejsca, w którym jeszcze nie tak dawno wykrwawiała się moja siostra. Szedłem szpitalnymi korytarzami póki nie zatrzymałem się pod odpowiednią salą. Wahałem się, ale ostatecznie pociągnąłem za klamkę i ujrzałem Hailie rozmawiającą z Willem. Koło nich stał Vincent, który teraz na mnie patrzył tym swoim lodowatym spojrzeniem. Wiedział. Widziałem to po nim.
-Dobrze, że już jesteś Dylan. Proszę cię chodź ze mną na chwilę na korytarz.
Posłusznie się cofnąłem robiąc mu miejsce w drzwiach. Przeszliśmy na drugi koniec korytarza i już wiedziałem, że jest źle.
-Czy mógłbyś mi proszę wytłumaczyć, dlaczego groziłeś nauczycielce?
Do moich oczu napłynęły łzy. Nie miałem wytłumaczenia. Tak bardzo starałem się powstrzymać łzy, że nawet nie wiedziałem, dlaczego się pojawiły. Cholernie żałowałem tego, co zrobiłem.
-Nawaliłem... Totalnie spierdoliłem i to po całości. Przepraszam...
-Zdajesz sobie sprawę, że jesteś zawieszony, a nawet by cię wyrzucili gdyby nie fakt, że im płacę?
-Wiem... Serio przepraszam. Nie wiem, czemu to zrobiłem.
-Dylan, musisz bardziej nad sobą panować. Takie sytuacje nie mogą się powtarzać. Na jaką cholerę miałeś przy sobie nóż?
-Chyba lepszy nóż niż pistolet, nie?
Vincent westchnął, bo chyba już nie miał sił ze mną rozmawiać. Czasem się zastanawiałem jak to możliwe, że on z nami wszystkimi wytrzymuje.
-Skoro zawsze nosiłeś pistolet, nie widzę potrzeby, abyś miał nosić także nóź, stąd moje pytanie, po co był ci on potrzebny?
-No nie wiem, tak jakoś się złożyło, że akurat miałem go pod ręką.
Vince przez chwilę nie odpowiadał. Po prostu mi się przyglądał, a odezwał się dopiero po kilku sekundach.
-Kluczyki, karta bankomatowa i laptop. Oddasz mi w rezydencji. Telefon też bym ci skonfiskował, gdyby nie fakt, że chciałbym mieć z tobą kontakt.
-Zawiesili mnie, więc po chuj ci kontakt ze mną skoro i tak będę siedział w pokoju.
-Mam kilka spotkań w najbliższym czasie, więc może mnie nie być w rezydencji, chociaż nawet jeśli będę to łatwiej mi będzie do ciebie zadzwonić niż szukać cię po wszystkich pomieszczeniach.
-Mhm coś jeszcze?
-Ta sytuacja ma się już nie powtórzyć i mówię poważnie. Następnym razem tłumaczyć się będziesz przed ojcem.
-Jasne, rozumiem.
Wróciliśmy do Hailie, która czuła się już dobrze, co bardzo mnie cieszyło. Po powrocie do rezydencji odbyłem kolejną rozmowę z Vincentem i oddałem mu rzeczy, o które prosił. O dziwo jeszcze nigdy nie byłem zawieszony, więc zapowiadał się ciekawy miesiąc siedzenia w 4 ścianach mojego pokoju.
-------------------------------------
Hailie w szpitalu, a Dylan zawieszony na wieszaku. Co z bliźniakami? Dowiecie się w następnym rozdziale!
Miłego dnia/nocy :)
Ocenka, krytyka i błędy -> ->
CZYTASZ
Rodzina Monet- moja wersja
Teen FictionJest to moja wersja książki ,,Rodzina Monet". Wydarzenia są zmyślone!! Mile widziana krytyka i błędy :)) W większości piszę o braciach Monet, ale Hailie też się pojawia Rozdziały są codziennie!! (Może zawierać spojlery, ale żadne z wydarzeń nie dzi...