Prośba

1.9K 57 126
                                    


*Perspektywa Tony'ego*:

Aż do ostatniej chwili przed spotkaniem z ojcem czułem masę mieszających się ze sobą emocji. Byłem naprawdę zestresowany, bo od samego początku wiedziałem, o co będzie pytał. 

Kiedy jednak zobaczyłem go czekającego razem z Blanche na nasz przyjazd coś się zmieniło, ale nie potrafiłem określić co. Stres automatycznie zniknął, a na jego miejscu pojawiło się uczucie pustki. Nie wiedziałem, czy mam być przygnębiony, obojętny, a może jednak szczęśliwy? 

Na początku wszyscy zostaliśmy wyściskani przez babcię, a dopiero później podeszliśmy do ojca. Cały czas uciekałem od niego wzrokiem. Czułem, że go zawiodłem. Bałem się wykładu, który już zapewne dla mnie przygotował. Zacznie spokojnie i będzie udawał troskliwego tatusia, a jeśli tylko powiem coś nie tak to... nawet nie chcę myśleć, co zrobi. 

Nieraz nawet na własnej skórze przekonałem się do czego jest zdolny. W dzieciństwie sporo rozrabialiśmy i prawie nigdy nie kończyło się to dobrze. Zawsze zostawaliśmy ukarani, ale byliśmy zbyt mali, aby racjonalnie myśleć o konsekwencjach. Do dziś pamiętam jak ojciec się lekko upił i zaleźliśmy mu za skórę. Zamienił się wtedy w potwora. Nigdy więcej tego nie powtórzył, ale zapadło mi to w pamięć już na zawsze. 

Wystarczyły sekundy, aby jego dłoń z dużą siłą zbliżyła się do mojego policzka. Ojciec nigdy nie uderzył mnie ani mojego rodzeństwa oprócz tego jednego nieporozumienia, kiedy nie myślał trzeźwo. On chyba nie wie, że ja to dalej pamiętam, ale traumy zapamiętuje się na zawsze nieważne ile się ma lat.

-Chodź tu synu- przyciągnął mnie do siebie i zamknął w uścisku.

Nie wiedziałem, co mam zrobić, więc też odwzajemniłem ten miły gest, który w obecnej sytuacji taki nie był.

-Cieszę się, że cię widzę, ale wiesz, że musimy pogadać- zaczął po chwili.

-Czy możemy to zrobić później?- starałem się przełożyć to na potem, bo naprawdę nie miałem ochoty odbywać z nim tej rozmowy.- Jestem trochę zmęczony i wiesz... chciałbym trochę odpocząć.

-Jasne, rozumiem.

Nie kłamałem z tym, że jestem zmęczony, bo byłem. Przez ten cały stres w samolocie nie udało mi się zasnąć nawet na chwilę. Teraz też nie było to łatwe, ale jakoś mi się udało. 

Kilka godzin później obudziło mnie pukanie do drzwi. Był to Shane, który zawołał mnie na kolację. Powiedziałem mu, że nie jestem głodny, bo nie chciałem widzieć się z ojcem, którego i tak zacząłbym ignorować. 

Następnego dnia również nie miałem ochoty iść na śniadanie, ale musiałem, bo inaczej mogliby zaczął coś podejrzewać. W kuchni na szczęście spotkałem tylko Dylana i Monty'ego.

-Tony dobrze, że jesteś- przywitał mnie Monty.- Już właśnie rozmawiałem z Dylanem i miałbym do was malutką prośbę.

-Jaką znowu prośbę? O co chodzi?

-Chciałbym zabrać Mayę na miasto, ale nie mamy z kim zostawić Flynn'a. Blanche jeszcze by go przez przypadek pomyliła z kotem i co by było? A Camden moim zdaniem nie nadaje się na ojca, co nieraz doskonale pokazał. Oczywiście bez urazy, ale taki właśnie jest wasz ojciec.

-Zdążyliśmy zauważyć- powiedziałem.- Czyli chcesz, abyśmy przypilnowali Flynn'a?

-Jeśli to dla was nie problem.

-Zajmiemy się młodym. Ile on już ma?

-Pół roku.

-Co kurwa?! Jak on tak szybko wyrósł?!

-Ja pamiętam jeszcze jak ty tyle miałeś, więc nie pierdol tylko słuchaj. Zostawię wam go za około godzinkę.

-No spoko.

-Dobra, dzięki chłopaki.

Poczekałem aż wyszedł, a następnie zagadałem do Dylana.

-Co można robić z małym dzieckiem?

-Chuj wie. Wystarczy, że pójdzie spać i nie będziemy musieli nic robić.

Jak się później okazało było to cięższe niż myśleliśmy. Monty zostawił go nam, kiedy spał, więc niedługo później już się obudził. Pomagał nam też Shane, ale nawet we trójkę nie byliśmy w stanie okiełznać tego dziecka. Musieliśmy poprosić o pomoc Hailie, która jak się okazało kocha dzieci i bez problemu z powrotem uśpiła Flynn'a. 

Kiedy siedzieliśmy w salonie przyszedł ojciec i mnie zawołał. Postanowił wykorzystać okazję i w końcu przeprowadzić ze mną rozmowę. Zanim jednak wyszliśmy na taras, gdzie mieliśmy rozmawiać Shane powiedział mi, że razem z Dylanem zabierają Flynn'a na spacer.

-Opowiadaj, co się stało synu- tak jak myślałem zaczął miło.

Rozmowa z nim przebiegła o dziwo bardzo dobrze. Nie spodziewałem się, że ojciec okaże się tak wyrozumiały i nie będzie wypytywał o szczegóły. Byłem mu za to bardzo wdzięczny i cieszyłem się, że nie naciskał. Po naszej rozmowie poczułem w kieszeni wibracje telefonu. Był to Shane.

-Ej kurwa, bo jest problem- w jego głosie słyszałem przerażającą powagę.

-Co odjebaliście?

-Bo ten no... zgubiliśmy Flynn'a...

-Jak kurwa mogliście zgubić dziecko?! Przecież to coś nawet nie umie jeszcze chodzić!

-No, ale wiesz umie raczkować, czy jak to się tam nazywa i cholera nam spierdolił!

-Gdzie jesteście?

-Na plaży. Jakiś kilometr od was.

-Dobra, za chwilę tam będę.

Nie mogłem uwierzyć. Co za zjeby mogły zgubić dziecko? Zostawić ich samych na chwilę to już jest tragedia. No, ale teraz najważniejsze było, aby znaleźć Flynn'a zanim Monty i Maya wrócą z miasta.

---------------------------------------

Dzisiaj trochę dłuższy <3


Ocenka, krytyka i błędy -> ->

Rodzina Monet- moja wersjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz