Tlen

1.7K 62 82
                                    


*Perspektywa Hailie*:

Leżałam na szpitalnej sali z wąsami tlenowymi. Nie nawdychałam się dużo tego dwutlenku węgla, więc u mnie zatrucie przebiegało łagodnie czego nie można było powiedzieć o moich braciach.

W dalszym ciągu pozostawali nieprzytomni, a lekarze przez chwilę nawet zastanawiali się, czy nie wysłać ich do komory hiperbarycznej. Końcowo zadecydowano, że zostaną ze mną na sali i będzie im podawany tlen przez maskę.

Na co dzień niedoceniany, a teraz ratujący nam życie. Tlen naprawdę potrafi być przydatny. Nie to, że nie potrzebujemy go normalnie, bo przecież czymś musimy oddychać, ale nigdy się tak mocniej nad tym nie zastanawiałam.

Otacza nas powietrze, którego nawet nie zauważamy. Może to dlatego, że jest niewidoczne, ale gdzieś z tyłu głowy powinniśmy mieć myśl, że bez niego byśmy się udusili.

Zbaczając z tematu powietrza nagle do sali wszedł Sonny.

-Panno Monet musimy pogadać- podszedł bliżej.

-O co chodzi Sonny?

-O nas- rozejrzał się jeszcze, czy moi bracia na pewno są nieprzytomności i nic nie słyszą.- Kiedy reszta ochroniarzy wyciągała twoich nieprzytomnych braci z rezydencji coś sobie uświadomiłem. Gdyby się o nas dowiedzieli to oboje byśmy źle skończyli- przerwał na chwilę.- Dlatego... pora to zakończyć i wrócić do tego, co było przedtem. Będę twoim ochroniarzem, a ty będziesz się zachowywać jakby nic nas dotąd nie łączyło.

-Ale Sonny... jak to? Nie wiem, czy umiem... Po tych wszystkich wspaniałych chwilach z tobą...

-Musimy zapomnieć. Niedługo przyjedzie twój najstarszy brat. Nic mu nie powiem, bo straciłbym pracę, a ciebie czekałyby nieprzyjemności. Chyba, że... ty zechcesz mu powiedzieć. Wybór należy do ciebie.

-Nic nikomu nie powiem. Tylko trochę mnie tym zaskoczyłeś...

-Gdybyśmy ciągnęli to dalej byłoby jeszcze większe ryzyko, że nas przyłapią. Przepraszam cię, ale nie mamy wyboru...

-Nie przepraszaj, nie masz za co. Czyli... teraz zachowujemy się tak jakby nic się nie stało?

-Dokładnie... To będzie ciężkie, ale damy radę.

Posłałam mu mały uśmiech, choć czułam, że za chwilę się rozpłaczę. Wiedziałam, że w pewnym momencie będziemy musieli to zakończyć, ale nie spodziewałam się, że tak szybko.

Sonny wrócił na korytarz, aby nie wzbudzać podejrzeń i zostawił mnie samą otoczoną nieprzytomnymi braćmi.

Niedługo później przyjechał Vincent, który pierwsze, co zrobił to zaczął wypytywać mnie o zaistniałą sytuację. Niechętnie, ale udzielałam mu odpowiedzi na każde pytanie. W końcu jednak miałam już dość.

Powiedziałam mu, że nie czuję się dobrze i chciałabym odpocząć. Jak na zawołanie przestał zadawać pytania i dał mi to czego chciałam.

Emocje miażdżyły mnie od środka i nawet nie wiem, kiedy udało mi się zasnąć. Pragnęłam śnić aż do momentu, kiedy moi bracia odzyskają przytomność, bo wcześniej nie było sensu się budzić. 

--------------------------------------

Ocenka, krytyka i błędy -> ->

Rodzina Monet- moja wersjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz