Rozdział 37

1.5K 161 10
                                    

Nawet nie oglądałam się za siebie. Po prostu biegłam. Ale chwila. Biegliśmy w stronę lasu. Mój dom jest w przeciwną stronę! 

- Shuu! - krzyknęłam do niego, ale nie zwrócił na to większej uwagi. - Ja muszę tam wrócić!

- To zbyt niebezpieczne. - odpowiedział po chwili. - W tej chwili najważniejsze to schować cię w bezpiecznym miejscu. 

- Ale moi rodzice..

- Dlatego biegniemy do mojego domu. Moi rodzice przyjaźnią się z twoimi. Coś wymyślą. 

Pokręciłam przecząco głową. W moich oczach pojawiły się łzy. - Nie zdążymy.

- Musimy. 

- Nie! - wyszarpałam rękę z jego uścisku i stanęłam w miejscu. - Może masz rację, ale to nie zmienia faktu, że nie dobiegniemy tam na czas. Przykro mi Shuu. Wracam do domu. 

Nie czekałam na jego reakcję. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec w przeciwną stronę. 

***

Minęłam właśnie stary most porośnięty bluszczem. Już niedaleko. Pomyślałam. W sumie nie słyszałam żadnych odgłosów tłumu. Zalała mnie pozytywna energia. Może mi się uda! 

- Risette!

Odwróciłam głowę i ujrzałam Edgara. Kierował się w moją stronę.

- Co tu robisz?! Gdzie jest Shuu?

Wzruszyłam ramionami. Miałam głęboką nadzieje, że nieważne gdzie jest, jest przynajmniej bezpieczny. 

- Nie powinnaś być tu sama. - powiedział. 

- Nikt mnie nie zauważył.

- Ja zauważyłem. 

- Bo znasz wszystkie nasze skróty. - wytknęłam mu język. 

- To niczego nie zmienia! - warknął, ale sekundę później głęboko westchnął. - Nic cię nie zatrzyma. Jak wygląda sytuacja? Zdążymy? 

- To chyba prawdziwy cud, ale najwyraźniej tak! - uśmiechnęłam się, ale w duchu miałam naprawdę złe przeczucia. Ci ludzie wyruszyli wcześniej ode mnie. A ponieważ użyłam skrótu, powinnam ich teraz mijać, albo chociaż widzieć. Przygryzłam wargi. Co jest nie tak? 

- Risa uważaj! - nagle znalazłam się na ziemi, przygnieciona ciałem Edgara. 

- Co się.. - nie zdążyłam skończyć, zobaczyłam ostry nóż wbity w pień drzewa. Gdyby nie Edgar prawdopodobnie miałabym go teraz wbitego w głowę. 

-Ktoś tu idzie. - szepnął chłopak.  

Jacyś ludzie. Stwierdziłam po zapachu. Jednak cały czas wpatrywałam się w nóż. To niemożliwe, żeby z takiej odległości rzucić tak celnie, prawda?

- Zobacz Joseph, kogo my tu mamy. - dopiero teraz zauważyłam starszego pana, pochylającego się nad naszą dwójką, chwilę później dołączył do niego kolega. 

R+S II Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz