Rozdział 82

1K 111 24
                                    

Hikari: 

Zlustrowałam od góry do dołu całą sale, która dzisiejszego wieczora wręcz błyszczała zielenią i złotem. Była naprawdę piękna. Mogłam być z siebie dumna. Ale przecież od początku wiedziałam, że tak właśnie będzie. Idealnie. Jedyne czego w tej chwili obsesyjnie pragnęłam to parę słów uznania..

Upiłam łyk czerwonego wina i spod przymrużonych powiek spojrzałam na Reijiego. Prawie się roześmiałam na tą pełną absurdu wizję, którą mój lekko zamroczony umysł zdążył mi już podsunąć. On by mnie za chiny świata nie pochwalił. Bynajmniej! Miałam wrażenie, że tylko czekał, żeby wytknąć mi jakiś mało istotny błąd. 

- Hikari? - pochylił się nade mną Kanato. Uśmiechnął się do mnie ciepło, co dopiero po dłuższej chwili odwzajemniłam. - Jak się bawisz? 

- Świetnie. - skłamałam. Prawdę mówiąc, brakowało mi tu czegoś. Kątem oka zerknęłam na Cassie, która właśnie wirowała na parkiecie z Yumą. Wampir właśnie powiedział jej coś na ucho, a ona wybuchnęła głośnym śmiechem. Następnie spojrzałam na Laito, który uśmiechał się do Yui.

Czy tylko ja byłam zmęczona tym balem? 

Z cichym westchnięciem opuściłam wampira i skierowałam się do wyjścia na taras. Wyszłam w idealnym momencie, żeby zobaczyć uciekających do środka uczniów szkoły. Zaczęło padać. Z przymrużonymi oczami obejrzałam się za siebie. Z całą pewnością powrót na sale było ostatnią rzeczą, którą teraz zamierzałam zrobić. 

Bez zastanowienia wyszłam na największy deszcz i udałam się do szkolnych ogrodów. Już w połowie drogi byłam całkowicie przemoczona. Nawiasem mówiąc chyba po raz pierwszy w życiu mi to w ogóle nie przeszkadzało. Mało tego czerpałam z tej chwili ogromną przyjemność. Kiedy dotarłam na miejsce dostrzegłam kwiaty, rosnące niedaleko wejścia do jednej z alei. Nikogo nie było w pobliżu, więc do nich podeszłam i zerwałam jeden. Był taki piękny, a nawet nie znałam gatunku. 

-To Milin amerykański. - usłyszałam za sobą, po czym poczułam na ramionach ciężką marynarkę. Poczułam również znajomy zapach. 

Przełknęłam ślinę. - Co ty tu robisz? 

- Mógłbym spytać cię o to samo. Pada, a ty wyszłaś sobie tak po prostu na spacer. 

Wyprostowałam się i uśmiechnęłam się do niego. - Jakie mam szczęście, że zapalenie płuc mi nie grozi, prawda?

Nie odpowiedział. Chyba mój żart go nie rozbawił. Westchnęłam w duchu. 

- Więc po co tu przyszedłeś? Raczej wątpię, że zobaczyłeś mnie, gdy wychodziłam i poczułeś wewnętrzną potrzebę wygłoszenia mi kazania. Chociaż nie. W to ostatnie mogę uwierzyć. - machnęłam lekceważąco ręką. - Możesz zaczynać. Miejmy już to z głowy. 

- Hikari.. - zaczął ostrzegawczo. 

- Ale wiesz co? - przerwałam mu. - Gotów jesteś mi wytknąć każdy mój najdrobniejszy błąd. Każ-de moje przewinienie. A ja nawet nie mogę odpłacić się tym samym, bo jesteś zbyt idealny! 

- Hikari zaczynasz krzyczeć. 

- Najpierw mnie ignorujesz. - zaczęłam znowu. - Tak. Tak się zaczyna! Później ja się w coś angażuje i pojawiasz się ty. Z tym swoim cholernym sarkazmem! Albo to ja do ciebie przychodzę. Teraz jak o tym myślę, to nawet nie wiem po co. I próbuje zasięgnąć rady, a ty mnie po prostu wyśmiewasz! 

- Czy możesz..?

- Cicho bądź! A wiesz co jest najgorsze? Że jak głupia cały czas ciebie słucham. Widzę twoje wszystkie krzywe spojrzenia, a później jak potulny baranek zastanawiam się, co zrobiłam znowu źle. - mimowolnie zaczęłam płakać. Zauważyłam, że znowu otwierał usta. - I nawet się nie waż wytykać mi, że ryczę! Będę robiła co będę chciała, słyszysz?!

- Nie da się nie słyszeć. - mruknął. 

Poczułam wypieki na policzkach. Odwróciłam się na pięcie. - Nienawidzę cię.

Zamierzałam właśnie odejść, kiedy wampir chwycił mnie za nadgarstek. Spojrzałam na niego przez ramie. Miał spuszczoną głowę. 

- No tak zapomniałam. Nie było kazania. - powiedziałam kpiąco. 

- Nie będzie go. - spojrzał na mnie smutnymi oczami. Nagle zapomniałam, że chwile temu byłam wściekła i że aktualnie staliśmy w deszczu. 

- Reiji? - spytałam ostrożnie. - Naprawdę aż tak wiele mi brakuje? 

Trochę zajęło zanim pokręcił przecząco głową. - Niczego ci nie brakuje. Przepraszam cię.

Poczułam gulę w gardle. Podeszłam bliżej. Nagle zrozumiałam, że drugiej takiej chwili jak ta prawdopodobnie nie dostanę już nigdy więcej. 

Objęłam go za szyje, po czym uniosłam się i pocałowałam głęboko. 

To był pierwszy raz w moim życiu, kiedy zrobiłam coś, na co miałam akurat ochotę. Tak przynajmniej sobie wmawiałam. Z całych sił bowiem starałam się nie zwracać uwagi na ten dziwny uścisk w okolicach serca. 

R+S II Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz