Rozdział 42

1.3K 161 18
                                    

- Proszę. - Fransis zaprzestał swoich czynności na moim ciele i spojrzał na młodego wampira. - Ktoś się obudził. 

Resztkami sił starałam się nie zemdleć. Nie wiem, ile krwi straciłam, ale musiało być naprawdę źle. Znowu zerknęłam na przyjaciela. Po chwilowym szoku, na jego twarzy zmalowała się czysta nienawiść. 

Tym czasem wujek podszedł do Shuu i uklęknął przed nim. - Wiesz co? Na początku chodziło mi tylko o bratanice, ale ty już za dużo widziałeś. - przejechał ostrzem po jego policzku. - Z drugiej strony konfrontacja z twoim ojcem również nie jest na rękę. 

- Ty..

- Morderco? Szumowino? Potworna kreaturo? - dokończył Francis, po czym się roześmiał. - Zapewniam, że już mnie tak nazywano. 

- Chciałem powiedzieć. Nic nie warty pomiocie. 

Tak samo jak mój wujek, wciągnęłam powietrze. Chwilę później Francis się zamachnął i uderzył Shuu z całej siły w głowę. Chłopak syknął. 

Gdyby wzrok mógł zabijać dorosły wampir leżałby teraz na podłodze. 

- Ty bachorze. - syknął. Już chciał zamachnąć się znowu, jednak zrezygnował. - Zgrywamy dorosłego, tak? No dobrze, więc ja zachowam się jak dziecko.

Nagle znowu podszedł do mojej osoby i przejechał z całej siły nożem po moim udzie. Następnie chwycił jakąś butle z płynem. 

- Niech to będzie kara za twoje słowa.

Wylał płyn na mój brzuch. Przez chwilę myślałam, że umieram. W połączeniu z ranami ból był nie do zniesienia. Zupełnie tak jakby ktoś palił mnie żywcem. Znalazłam się w jakimś amoku. Po raz pierwszy błagałam o litość. Gdzieś w oddali słyszałam również przerażające krzyki Shuu. 

Nie wiem ile jeszcze to wytrzymam.

 Tato. Mamo. Przepraszam was. Chyba nie taka powinna być wasza dziedziczka.

- Czyżbyś wreszcie to przyznała? - rozpromienił się Francis

Powiedziałam to na głos? Westchnęłam w duchu. Może miał racje. 

- Black! 

Ktoś wszedł do pomieszczenia. Nawet nie zapamiętałam twarzy. Kątem oka dostrzegłam, że wujek się wścieka, a następnie rozcina gardło człowieka. 

- Zaraz wracam Risuniu. - powiedział przymilnie. Już chciał wychodzić, ale po chwili wrócił się i odciął mi garść czarnych włosów. - Nie odchodź mi nigdzie. 

 - Shuu. Jesteś tam? - wybełkotałam słabo i spojrzałam się w jego stronę. Na chwile zamarłam. Oczy miał zapłakane. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. - Co ci jest?

- Przepraszam Risette. Gdyby nie ja by ci tego nie zrobił. - zacisnął pięści. Był załamany. 

- Nie przejmuj się. - zamyśliłam się. - Myślę, że i bez tego by to zrobił. 

Przeniosłam spuchnięte oczy na leżącego człowieka. W ręku trzymał jakiś klucz. Idealnej wielkości na kłódkę od łańcucha. 

- Ej, Shuu!

- Tak? 

- On ma klucz. Może to on cię tu zamknął. 

Chłopak podniósł się i zaczął powoli zbliżać się w jego stronę, jednak w połowie drogi stanął w miejscu. Jego łańcuch był za krótki. - Nie dosięgnę.

Zrezygnowana zamknęłam oczy. Już powoli zaczynałam odpływać w sen. Nagle dobiegły mnie odgłosy uderzania czymś ciężkim o łańcuch. Aż w końcu dźwięk pęknięcia. 

- Co ty zrobiłeś? - odwróciłam się do Shuu, który trzymał ciężkie nożyczki Francisa. Uśmiechnął się do mnie. - Przeżyjesz to Risette. Przysięgam ci to. 

Podbiegł do mnie i zaczął rozcinać trzymające mnie pasy. Czułam jego wzrok na swoich zmasakrowanych wręcz udach i części brzucha. Ręce mu się trzęsły. 

- Nie wiem jak uda nam się stąd wyjść. 

Nagle puścił mnie i spojrzał się na cień w wejściu. O nie! Czyżby wujek wrócił?! Uniosłam głowę, żeby to sprawdzić, ale od razu pojawiły się na nich mroczki. 

Shuu w tym czasie odszedł i wrócił z jakąś mokrą szmatką. 

- Przepraszam cię, ale to jedyny sposób na ciche wyprowadzenie cię stąd. 

Przyłożył mi ją do ust. W sumie nie musiał długo czekać, aż zapadnę w sen. 


10 komentarzy i wstawiam kolejny rozdział. Piszę to dlatego, bo jest już gotowy, a te cholerne wspomnienia się kończą za dwa rozdziały :D 

R+S II Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz