Rozdział 84

1.1K 118 23
                                    

Minął kolejny tydzień. Zdenerwowana, razem z Izo, przemierzałam pełne ludzi korytarze lotniska. W oknach odbijały się startujące i lądujące samoloty.  Nie miałam pojęcia, w której maszynie lecieli bracia Sakamaki i Mukami, albo czy w ogóle lecieli razem. Zerknęłam na godzinę w telefonie. Na ekranie widniały nieodebrane połączenia oraz nieprzeczytane wiadomości od Subaru. Zarówno te dzisiejsze jak i te sprzed tygodnia. Przeklęłam się w duchu za swoją głupotę. Teraz zaczynałam się powoli bać reakcji najmłodszego z braci.

Przecież on mnie za to udusi!

 - Panienko Black? - zagadnął delikatnie Izo, po czym wskazał punkt za mną. - Widać panienkę Komori. 

Odwróciłam się gwałtownie, nie wierząc własnym oczom. Już przyjechali?! Tak szybko? Byłam pewna, że jak tu przyjadę to poczekam na nich co najmniej parę godzin. I co ważniejsze, przygotuje się na to spotkanie mentalnie. Tak. Parsknęłam w duchu. Jak przez cały ostatni tydzień. 

- Yui! - krzyknęłam radośnie i pomachałam w jej kierunku rękami, żeby mogła mnie zobaczyć. Udało się. Prawdę powiedziawszy to sama byłam zdziwiona swoją nienaturalną reakcją. - Tutaj!

Uśmiechnęła się do mnie pięknie. Później odwróciła się, żeby powiedzieć coś Hikari, która nagle znalazła się za nią. Następnie zobaczyłam Reijiego i reszta Sakamakich. Zamarłam na widok Shuu, który najwyraźniej znowu postanowił mnie ignorować. Chociaż miałam dziwne wrażenie, że tym razem robił to tylko na pokaz. 

- Zabije cię. - syknął Subaru, kiedy tylko znalazł się koło mnie. Zamarłam z bananem na twarzy. Czyli to już jest koniec mojego życia. Kątem oka zauważyłam, że po swoje bagaże przyszli również Mukami. Do Kou odruchowo podeszła Hikari i powiedziała mu coś na ucho. Spojrzałam z powrotem na Subaru. Był NAPRAWDĘ porządnie wkurwiony. 

- Ja wiem. - powiedziałam ze skruchą, po czym bez uprzedzenia rzuciłam mu się na szyje. 

Sekundy dzieliły mnie od całkowitego rozpłakania się. Subaru niezręcznie poklepał mnie po ramionach. Prawie się uśmiechnęłam. Nie był najlepszy w pocieszaniu, trzeba było to przyznać, ale jakoś tak w moim przypadku robił to lepiej niż sama Yui. 

- I co ja mam z tobą zrobić? - westchnął głośno. 

- Wspaniałomyślnie darować mi życie?

- To dla mnie nieopłacalne. Przynosisz same problemy. - potargał mnie po włosach. - W zasadzie byłbym tu już tydzień temu, ale dostałem wiadomość od ojca. Zabronił mi opuszczania rezydencji. Nam wszystkim zabronił. 

Dlaczego Karl to zrobił? 

Zdziwiłam się, a następnie pokręciłam głową. To z całą pewnością nie była moja sprawa. Ale sądząc po jego wysokości, miał w tym swój interes. Odsunęłam się od wampira. 

- Powinniśmy już iść. - pociągnęłam go za rękaw. - Limuzyna czeka na parkingu, a ja mam jak najszybciej odwieźć was do domu waszego ojca.

Żeby nie powiedzieć pałacu. Stwierdziłam kwaśno w duchu. Gdybym to powiedziała na głos, zapewne żadne nie chciałoby jechać. 

Subaru się zamyślił, a ja w tym czasie rozejrzałam się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Niemal od razu pochwyciłam Yumę. Wampir właśnie zmierzał w moim kierunku. Pocałowałam powietrze koło jego policzka i się uśmiechnęłam. Starałam się ignorować to mordercze spojrzenie w przeciwległego końca sali. 

- Jak lot? - zagadnęłam. - Nie pozabijaliście się? 

- Karlheinz umieścił nas na końcu samolotu, a swoich synów na początku. - uśmiechnął się do mnie. Usilnie starał się ukryć irytację, która pojawiła się na jego twarzy, gdy tylko napomniał o Sakamakich. 

Zakryłam dłonią twarz. Z jednej strony po to, żeby ukryć niestosowny uśmiech, a z drugiej sińce pod oczami po nieprzespanych nocach. Gdyby tylko Yuma nie lustrowałby tak dokładnie mojej twarzy, zapewne byłoby znacznie prościej. Chrząknęłam nerwowo. 

- Je-Jedziemy?! 

Mój głos zwrócił uwagę wszystkich na lotnisku. Odwróciłam się na pięcie i ręką dałam znak wampirom, żeby poszli za mną. W ostatniej chwili jeszcze pociągnęłam za sobą Subaru, który wciąż stał jak kołek. 

- Jaki ty ciężko myślący dzisiaj. - puściłam jego ramię. Nic nie odpowiedział. Zmarszczyłam brwi. Wyglądał nieciekawie. - Subaru? Wszystko w porządku? 

Odpowiedział mi cicho po dłuższej chwili. - Tak. Tak. Nie martw się. 

R+S II Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz