Rozdział 75

1.1K 135 40
                                    

Schowałam szybko rękę za plecy. - Nie trzeba. 

- Widzę właśnie. - kiwnął głową w stronę kilku kropel krwi na podłodze. Wciągnęłam ze świstem powietrze i zerknęłam na nadgarstek. Rozcięcie było naprawdę spore. Podobne do tych Francisa z moich koszmarów. Tylko tamte były znacznie głębsze. Ja swoją na szczęście tylko drasnęłam. 

Odsunęłam się od Shuu o dobre pół kroku. - Poradzę sobie. Nie jest aż tak źle. 

Nic nie mówiąc, chwycił mnie mocno za rękę i zmusił do odsłonięcia rany. Przez chwilę zobaczyłam na jego twarzy to, co widziałam w swoim odbiciu w lustrze codziennie rano i wieczorem. Przerażenie. 

Przypomniał sobie wszystko od nowa.  

Bez słowa pociągnął mnie wzdłuż korytarza do jednego z mniejszych salonów. 

- Przyniosę apteczkę. - powiedział spokojnie, kiedy mnie puścił, po czym spojrzał na mnie niemal zatroskany. - Czy mogłabyś się przez ten czas stąd nie ruszać?

Prawdę mówiąc najchętniej bym stąd od razu uciekła.

 - Jasne. - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. 

Po chwili zostawił mnie samą. Trzymając zranioną dłoń przy piersi, usiadłam na kanapie. A może lepiej byłoby na fotelu? Teraz Shuu mógł usiąść koło mnie. Cholera. Czy ja się zawsze musiałam pakować w takie sytuację?! My nie mogliśmy przebywać w tym samym pomieszczeniu. To groziło...w sumie nawet nie wiedziałam czym. Z całą pewnością po prostu tak nie powinno być!

Wampir wrócił po kilku minutach. Kiedy przechodził przez próg na chwilę się zatrzymał. Wydawało mi się, że przez ułamek sekundy widziałam w jego oczach ulgę. Jak podejrzewałam usiadł koło mnie. Odruchowo się spięłam. Wiedziałam, że tak będzie. Chyba nie potrafiłam już normalnie reagować na jego bliskość.

- Podasz mi rękę?

Przełknęłam ślinę. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Sama myśl o tym wydawała mi się zbyt przerażająca.

- Wolałabym to zrobić sama. - powiedziałam na jednym wydechu.

Niczego nie powiedział, a ja byłam za bardzo zdenerwowana, żeby spojrzeć mu w oczy. Bałam się ich. Policzyłam w myślach do dziesięciu. Wydawało mi się, że minęła wieczność zanim się w końcu odezwał.

- Jeśli ci pomogę pójdzie szybciej.

Po namyśle skinęłam głową i podałam mu rękę. Kiedy mnie dotknął, zacisnęłam pięść. Jakie to dziwne. Przez cały czas, gdy on opatrywał mi ranę, ja czułam tylko jego dłonie. Żadnego bólu. Chociaż im dłużej na niego patrzyłam, tym większe miałam wrażenie, że robi to dłużej niż to konieczne. Zachowałam tę uwagę dla siebie. 

Nagle usłyszałam miauknięcie.

Drgnęłam. - C-co to było?

W tej samej chwili na kanapę wskoczył mały kociak. Odruchowo szarpnęłam rękę do siebie, ale Shuu ją zatrzymał, ściskając mocniej.

Zdziwił się. - Masz na myśli Maki? To kotka Hikari.

Tym razem zdołałam wyślizgnąć dłoń. W miarę szybko, żeby nie stracić resztek swojej godności, wstałam z kanapy i obeszłam ją dookoła. Najdalej od tego małego potwora.

- Nadal nie lubisz zwierząt?

Westchnęłam głośno. - To nie tak, że nie lubię. - spojrzałam twardo na Maki.- To one nigdy nie lubiły mnie.

Uśmiechnął się lekko. - Pamiętam.

 - Ta ja też. - nie przestając jej obserwować, zaczęłam krążyć po pokoju. Po chwili również się uśmiechnęłam. - Ale ciebie widzę nadal kochają.

Pogłaskał ją delikatnie. Do teraz w całym swoim życiu nie wiedziałam, ze mogę być zazdrosna o kota. Zaczęłam nerwowo rozglądać się po pokoju, szukając jakiegokolwiek tematu do rozmowy. Dopiero jakiś czas później przypomniałam sobie, że Shuu już skończył mnie opatrywać i powinnam już wyjść.

- N-no to cześć, Shuu. - odwróciłam się do wyjścia. - Ja już sobie pójdę.

Nie zdążyłam zrobić kroku, a poczułam jego dłoń na swoim nadgarstku. Przyciągnął mnie do siebie i dokładnie obejrzał bandaż.

- Tak już będzie między nami zawsze? - spytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Spojrzał na mnie przenikliwie. - Znaczy jak?

- Tak niezręcznie.

Powiódł oczami z powrotem na moją dłoń. Przez dłuższą chwilę myślałam, że zignoruje mnie i nie odpowie. Taki był przecież teraźniejszy Shuu. Ale jednak mnie zaskoczył.

- Chyba tak.

Rozumiałam w pewien sposób. 

Tymczasem on wyglądał jakby bił się z myślami. Na sekundę ścisnął mocniej mój nadgarstek, po czym uniósł go do swoich ust i przejechał wargami po mojej ranie. 

Zamarłam. Z całą pewnością powinnam teraz wyszarpać dłoń. Powinnam też zrobić mu awanturę. A na końcu powinnam uciec. Zamiast tego stałam w miejscu jak kłoda i chłonęłam całą sobą tę prostą chwilę.

Powinnam krzyczeć „Puść mnie!" albo chociaż „Dlaczego mi to robisz?!"

Zamiast tego delikatnie zabrałam rękę. Odwróciłam się na pięcie.

- Nie rób tego więcej.

Wyszłam z pomieszczenia zostawiając go samego. Następnie parłam się plecami o ścianę. Dzisiaj straciłam przyjaciela.

R+S II Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz