Rozdział 73

951 114 3
                                    

- Risuniu moja kochana. - uśmiechnął się do mnie czule, po czym pogłaskał mnie delikatnie po szyi. - Przecież to nie boli. Nie ma prawa cię boleć.

Próbowałam uciec, ale nie mogłam. Moje ciało było całkowicie poza kontrolą. Francis natomiast zdawał się czerpać z tego przyjemność. 

Nagle jego ręka, w której trzymał sztylet uniosła się do góry. Chwilę później wujek zaczął się śmiać jak szaleniec i wbił ostrze z całej siły w moją klatkę piersiową. 

Obudziłam się z krzykiem i odruchowo uniosłam się z poduszek do pozycji siedzącej. Ciężko dysząc, objęłam kolana ramionami. Co noc to samo. Ten sam cholerny sen, w którym mój wujaszek mnie zabija. Tylko może za każdym razem w nieco innych wydaniach. 

- To tylko zły sen. - szarpnęłam się, po czym poderwałam głowę w stronę skąd pochodził dźwięk. W drugim końcu pokoju siedział Subaru. - Możesz iść dalej spać.

Odetchnęłam z ulgą, po czym z powrotem opadłam na poduszki. Zaczęłam bez celu błądzić wzrokiem po suficie. U głowie dzwoniły mi słowa wampira. "To tylko zły sen" Zacisnęłam powieki. - Od kiedy tu jesteś?

- Odkąd zemdlałaś. - zawiesił się na chwilę. - Nie wiem. Od czterech czy pięciu godzin. Może więcej.

Kątem oka zerknęłam na godzinę. Dochodziła czwarta nad ranem. Ten czas powinien mi wystarczyć do normalnego funkcjonowania. 

- Dziękuje ci Subaru, że tu ze mną siedziałeś. - uniosłam się na łokciach i z uśmiechem na niego spojrzałam. - Wyspałam się. Naprawdę. Możesz już iść do siebie.

- Raczej nie - uciął krótko, a następnie podniósł się z fotela  i zbliżył do mojego łóżka. Przez chwilę wpatrywał się we mnie zamyślony. - Jeśli chcesz się położyć to powiedz. Wiesz, że zostanę.

Mimowolnie przewróciłam oczami

- Rozmawialiśmy już o tym. Nic mi się nie stanie jak prześpię się trochę krócej niż powinnam.

Uniósł brew do góry. Moja odpowiedź chyba go nie usatysfakcjonowała. - Trochę? Mam wrażenie, że...

- Przestań! Zresztą dobrze wiesz, że i tak bym już nie zasnęła!

Westchnął zrezygnowany. - Jakbyś czegokolwiek potrzebowała, wiesz gdzie mnie znaleźć.  

Spojrzał na mnie jeszcze raz, po czym wyszedł z sypialni. Przez następne parę minut w sumie gapiłam się w pustą przestrzeń na ścianie. 

Po dobrych paru minutach ostrożnie wstałam i chwyciłam swój sweter. Następnie opuściłam pokój.  Szłam tak dobrą chwilę, w międzyczasie myśląc o scenie, którą miałam przyjemność zastać w salonie.

Hikari.

Jednak to ją widziałam jak opuszczałam ten dom...

Zatrzymałam się na sekundę w miejscu i dotknęłam swojej szyi. Mnie nigdy nie...to teraz nie ważne! Nie powinnam o tym myśleć. Mówiłam to sobie aż za często. 

Wznowiłam wędrówkę. Czułam się okropnie, a było ze mną coraz gorzej. To znaczy już wcześniej miałam koszmary z Francisem, ale od kiedy zobaczyłam go w swoim mieszkaniu w Transylwanii oszalałam. Bałam się zasypiać. Miałam wrażenie, że cały czas mnie obserwuje. Kiedy znajdował się blisko, zazwyczaj odsuwałam się, ponieważ myślałam, że za chwilę się na mnie rzuci.  Miałam to szczęście, że Subaru to w porę zauważył. Gdyby nie on prawdopodobnie byłabym teraz wrakiem. A najgorsze, że nie mogłam nic z tym zrobić. Francis należał do mojej rodziny. Gdyby prawda, że to on zdradził Blacków wyszła na jaw, pogrążyło by to nasze nazwisko. Podobnie jak wykluczenie z rodu. Od wieków nikt tego nie robił. Wybuchłby skandal na świat demonów.

Uderzyłam ścianę, niczym Subaru, tylko z mniejszą siłą. Drań sobie wszystko zaplanował. Teraz zapewne planował zniszczyć mnie od środka.

A ja na to pozwalałam. 

Kątem oka zauważyłam uchylone drzwi na taras. Zbliżyłam się do nich i zobaczyłam sylwetkę czerwonowłosej wampirzycy. Co ona do jasnej cholery tu robiła? Powinna spać albo ...ugh... nie wiem cokolwiek! Ale nie siedzieć tutaj. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się do tyłu z zamiarem odejścia. Zobaczyłam tylko ciemny korytarz. W mojej głowie od razu pojawiło się pytanie. Towarzystwo Hikari czy Francisa? No to drugie przynajmniej w moim umyśle.  Chwyciłam klamkę drzwi. Jestem beznadziejna. Gdzie się podziała moja duma? 

Powoli wyszłam na zewnątrz. 

Kątem oka zauważyłam jak Hikari sztywnieje. Chyba mnie wyczuła. Nic nie mówiąc, usiadłam koło niej i zapatrzyłam się w księżyc. Cisza ciągnęła się przez dobre kilkanaście minut. Znowu mimowolnie pomyślałam o niej i o Shuu. 

Mogłabym jej nienawidzić. W zasadzie przez pierwsze kilka dni, kiedy dowiedziałam się o jej istnieniu faktycznie tak było. Najpierw znienawidziłam ją za jej wspomnienia, później za jej szczęśliwą pełną rodzinę, na końcu za Shuu. Najbardziej za Shuu. Przez te kilka dni naprawdę chciałam, żeby nagle zniknęła i go zostawiła. Bo należał do mnie, a ona mi go zabrała. 

A później zrozumiałam, ze sama się oszukuje i zachowuje się jak pieprzona egoistka. 

Bo to nie była jej wina. Gdyby jej nie było, teraz zapewne siedziałaby tu inna. A jej życie... moje też było szczęśliwe... w pewien sposób. 

...w pewien sposób...

W moich oczach pojawiły się łzy. Wytarłam je rękawem. Brawo. Jeszcze porycz się na jej oczach. Mogłam wybrać swój pokój. Tam przynajmniej nikt nie widziałby mojej porażki. 

Kątem oka zauważyłam jak Hikari wyjmuje z kieszeni opakowanie chusteczek i niepewnie mi je podaje. 

- Dziękuje. - mruknęłam cicho. 

- Też często płacze. - powiedziała nadal wpatrując się w niebo. Następnie podkurczyła kolana. 

Uśmiechnęłam się słabo. - To dobre miejsce do tego.

Wzruszyła ramionami, a następnie ostrożnie przekręciła głowę w moim kierunku. - Ty byłaś narzeczoną Shuu. 

Nie byłam pewna, czy to było pytanie czy stwierdzenie, ale kiwnęłam głową. 

- Nie wiedziałam. Znaczy słyszałam co się stało z twoją rodziną. - przerwała jakby zorientowała się, że popełniła błąd. - Przykro mi z tego powodu. 

Ścisnęłam chusteczkę, ale się nie odezwałam. Moja rodzina to zamknięty temat. Przynajmniej dla tych, którzy nie znali jej członków. Inni nie mieli prawa mówić, że im przykro. 

- Wy byliście razem blisko? 

Wstrzymałam oddech. Przed oczami pojawił mi się  obraz roześmianego chłopca, a później kolejno rozzłoszczonego i płaczącego. Tak znałam go na wylot. Po chwili przypomniał mi się nasz pocałunek, a na końcu jego obojętność. Kiedy zobaczył mnie z Edgarem albo chociażby parę godzin temu w salonie. 

Ale tak. Byliśmy blisko. 

Kiwnęłam znowu głową. 

- Chyba już sobie pójdę. - wstałam. 

Nic nie powiedziała. Dotknęłam opuszkami palców swojej skroni i weszłam do domu. Zaczynało świtać. Udałam się do jadalni i usiadłam na swoim krześle. Spojrzałam na zegar. Zaczęłam odliczać godziny do śniadania.

R+S II Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz