Rozdział 34

1.5K 165 16
                                    

- To chyba nic nowego. - stwierdził z uśmiechem. - Przecież jestem tylko drugim bratem, który nic nie dziedziczy. Nie ma sensu się mną przejmować. 

Zapadła cisza. Wujek miał talent do stwarzania takich sytuacji. Jak on to robił? Mówił takie rzeczy z takim uśmiechem. 

Reszta śniadania przebiegła w miarę spokojnie. Później chciałam spędzić trochę czasu z tatą, niestety okazało się, że ma coś ważnego do zrobienia. Zrezygnowana przechadzałam się po korytarzach. Znając moje szczęście, to wróci po południu, gdy będę szła nad rzekę. 

- Risunia! Szukałem cię! - zobaczyłam wujka, który pojawił się jakby znikąd

- Mnie? 

- Oczywiście. Chciałem ci coś dać.

Pewnie cukierki. Przeszło mi przez myśl. Daje mi je odkąd tylko sięgam pamięciom. Uśmiechnęłam się. - Jaki smak tym razem? 

- Och nie. - wziął mnie za rękę i zaprowadził do salonu. Kazał mi usiąść na kanapie, a sam zniknął. Wrócił parę sekund później z dwoma kieliszkami i butelką. 

- Co to?

- Krew moja droga. Jeszcze świeża. 

- Ja nie lubię krwi. - wstałam z kanapy. - Ale chętnie bym zjadła cukierka. 

Zmarszczył brwi. - No tak. Byłbym zapomniał. Ale jakby nie patrzeć jesteś jedynym dzieckiem mojego brata, głowy naszego rodu. Nie chcesz mu chyba przynieść wstydu?

- Oczywiście, że nie! - zapewniłam. 

- Więc musisz się przemóc. - powiedział, nalewając krew do kieliszków. - Zdajesz sobie sprawę, co wampirza arystokracja zrobi, kiedy okaże się, że jej nie lubisz?

- C-co? 

- Zaczną szydzić. Najpierw z niego, później z Charlotte. Na końcu z nas wszystkich. - zaczął się do mnie zbliżać. - To jak będzie? 

Nie mogę. Ta krew jeszcze niedawno płynęła w ciele niewinnego człowieka. Pokręciłam przecząco głową. 

- Myślałem, ze kochasz rodziców. 

- Bardzo. -szepnęłam.

- Jak widać za mało! - warknął. - Nie powinnaś być dziedziczką! Nie zasłużyłaś na to! Richard z Charlotte powinni cię wyrzucić za drzwi! 

- Francis! - odwróciłam głowę i zobaczyłam w drzwiach wściekłego tatę. - Co to ma znaczyć?! 

Minęłam wujka i podbiegłam do niego. Wybuchnęłam płaczem. - Przepraszam. Tak bardzo was kocham. Nie chce przynosić wam wstydu. Ale nie mogę pić krwi. Tato. Nie mogę! 

Przytulił mnie do siebie. - Nikt od ciebie tego nie wymaga, Risette. - zwrócił się do wujka. - Musimy porozmawiać. W moim gabinecie. 

- Jak sobie życzysz. - powiedział sucho i  wyszedł. 

Rozpłakałam się na dobre. 

- Nigdy nie przyniesiesz mi wstydu. - zapewnił mnie. - Nie ważne jakie decyzje będziesz podejmowała w przyszłości. Zawsze będę z ciebie dumny. Czy to jest jasne? 

Przytaknęłam. Potargał mnie po włosach. 

- Słyszałem od pani Pierce, że codziennie wymykasz się z domu i nie ma cię do późna. 

Znowu przytaknęłam. 

Zaczął kierować się do wyjścia. - Nie odchodźcie dzisiaj zbyt daleko. To jedna z tych nocy, kiedy nasze moce nie działają w pełni. 

- Rozumiem.

- Porozmawiamy wieczorem. 

- Tak tato. 

Po jego wyjściu, szybko pobiegłam do swojego pokoju. Przebrałam się w chłopięce ubrania i wyszłam na zewnątrz. Nie chciałam już siedzieć w domu. 

- Czyż to nie panienka Risette we własnej osobie? - zawołał do mnie William, jeden z służących. 

- Ććććć. - machnęłam do niego, na co się roześmiał.

Szybko przeskoczyłam przez płot i pobiegłam nad rzekę. Nikogo tu nie było. No tak. Przecież przyszłam za wcześnie. 

Usiadłam na kamieniu. 

Nagle ktoś zakrył moje oczy. 

R+S II Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz