Rozdział 65

1K 117 30
                                    

Syknęłam cicho, kiedy Reiji ścisnął mocniej bandaż na moim nadgarstku. W sumie nawet mogłam się założyć, że nie musiał tego robić. Nie byłam pewna czy to właśnie z tego powodu, ale zaczynałam go powoli bardzo nie lubić. Miałam trzech, no dwóch starszych braci, zważywszy że ostatni był moim bliźniakiem, którzy przez całe moje życie stawiali mnie po kątach oraz ciągle dawali nowe rozkazy i zakazy. Reiji był w pewien sposób taki sam. 

- Myślałem, że damy twojego pokroju nie syczą. 

Powstrzymałam się przed przewróceniem oczami. - To piecze. 

Uśmiechnął się lekko, a przez moje ciało przeszedł dreszcz niepokoju. - Powiedz przy Shuu, że boli cię to małe drapnięcie a masz pewność, że znienawidzi cię jeszcze bardziej. 

Chwilę zajęło zanim się odezwałam. 

- Dlaczego?

- Gotowe. Teraz przynajmniej nie wystawiasz nas wszystkich na ciężką próbę. 

Obejrzałam z dokładnością ręce. Opatrunek był zrobiony idealnie.

- Dziękuje. 

Nastała niezręczna cisza. Nie wiedząc co teraz zrobić, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Reiji powiedział wcześniej, że to jest jego pracownia.

- Nie jestem tu mile widzianym gościem. - wypaliłam w końcu. 

- Zaiste to prawda. 

- Miałeś racje. Szczególnie twój starszy brat mnie... nie trawi. 

-Dobrze, że nie masz złudzeń. 

Spojrzałam na jego twarz spod na wpół zamkniętych powiek. - To nie zmienia faktu, że nic mu nie zrobiłam. 

- Wystarczy, że w ogóle jesteś. 

Dopiero teraz zauważyłam, że gotuje się z wściekłości. A to wszystko przez tego wampira, siedzącego przede mną. Policzyłam w myślach do pięciu. 

- Świetnie się bawisz, widzę. 

Spojrzał się na mnie uważnie. - To ty tu siedzisz ze mną, nie na odwrót. 

Osz ty. Wstałam z fotela, po czym zwróciłam się do niego wyniośle. - Dziękuje za pomoc. 

Następnie wyszłam z pokoju. Resztę dnia przesiedziałam w swojej sypialni. W międzyczasie wróciła do mnie Maki, ta mała zdrajczyni, na którą i tak nie umiałam się długo gniewać. Pod wieczór lokaj przyniósł mi mundurek i plan lekcji. Prawie zapomniałam, że mam z nimi chodzić od dzisiaj do szkoły. Szybko się przebrałam i ruszyłam do wyjścia. Na podjeździe stała czarna limuzyna. Nikogo nie było więc usiadłam na murku niedaleko. Chwilę później powił się Laito, a następnie Ayato. 

- Toż to nasza świętoszka! - uśmiechnął się od ucha do ucha. 

- Pff nie mogłeś wymyślić nic lepszego? - powiedziałam zirytowana. Tym razem nie zdołałam się powstrzymać i przewróciłam oczami. 

- Kiedy jesteś świętoszką. - przysunął się bliżej. 

Zbyt blisko. Nie wytrzymałam i odsunęłam się od kapelusznika. Tymczasem on wybuchnął śmiechem. 

- Ale śmieszne. - mruknęłam. Kątem oka zauważyłam idącego w naszą stronę Shuu. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Za to Reiji, który wyszedł z właśnie z domu, posłał mi tajemniczy uśmiech. 

- Zero poczucia humoru. - powiedział nagle Laito, który wciąż stał koło mnie. W jego głosie wyczułam nutę... żalu? - Drugą Cassie to ty nie będziesz. 

Aż mnie zatkało na te słowa. Wampir nie zwrócił na to uwagi, tylko wszedł jako pierwszy do limuzyny. 

Znowu przeniosłam spojrzenie na swojego narzeczonego, a następnie na jego młodszego brata, który poprawiał właśnie okulary. Miałam się nie porównywać ze starą narzeczoną, a oto dostałam pierwszą możliwość, żeby właśnie to zrobić. I to robiłam! Nagle zapragnęłam dowiedzieć się od niej czegoś więcej. 

I pokazać, że mogę być od niej lepsza. 

Wstałam z murku. Uśmiechnęłam się diabelsko. Co ja wygaduje? 

Przecież ja zawsze byłam najlepsza. 

R+S II Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz