Rozdział 67

989 110 12
                                    


- Co proszę? -zaśmiałam się, jednak po chwili spoważniałam. - Moja rodzina nigdy nie przegrywa. Tym bardziej z jakąś nieznaną, nic nie znaczącą narzeczoną. Bierzemy co chcemy. Tak było od wieków. 

 - W to nie wątpię. - udał, że się namyśla. - Cassandra Seaton to istotnie nikt zagrażający wielkiej arystokratce.

Uśmiechnęłam się. - Dokładnie tak.

Już się odwróciłam z zamiarem odejścia. Nie muszę o niej nic wiedzieć. O takim nikim.

- Ale Risette Black to już całkiem inna liga. - zauważył obojętnie. Zamarłam w pół kroku. Po chwili odwróciłam się do niego gwałtownie.

- Coś ty powiedział?

- Moje ty biedactwo. Nic nie wiedziałaś, prawda?

- Przecież Risette Black nie żyje. - szepnęłam i podeszłam do niego. Słyszałam tę historie. Historie jednego z najwyższych rodów za samym królem wampirów. Wszyscy ją słyszeli. - Blackowie zostali wymordowani lata temu.

- No jednak nie wszyscy. - roześmiał się. - Widziałem ją jeszcze dzisiaj rano. Muszę przyznać, ze całkiem nieźle się trzyma jak na nieboszczyka.

Zamyśliłam się. Nie wierzyłam. Ona? Jakim cudem?!

- Twój wyraz twarzy jest cudowny. - popatrzyłam na zarumienioną twarz kapelusznika.

- Nie wierzę ci. - syknęłam.

- Nikt cię nie zmusza. - obszedł mnie dookoła. - Czyż to nie straszne? Osoba, która parę minut temu była dla ciebie nikim teraz nagle stoi o parę hierarchii wyżej. Z lepszą historią, nazwiskiem i szeregiem najróżniejszych wpływów w świecie wampirów.

- Cicho. - syknęłam.

- O i nie zapominajmy o Shuu. Z pewnością taka Risette była więcej warta niż..

- Cicho!

Laito znowu się roześmiał, po czym zostawił mnie samą. - Niedługo wracamy.Pośpiesz się.

Szybko chwyciłam potrzebną książkę i udałam się do wyjścia. To chyba jakiś głupi żart. W oddali dostrzegłam drugiego z braci. Wściekła podeszłam do niego i chwyciłam go za ramię.

- Mówiłeś, że nie muszę się ją przejmować! - syknęłam.

Spojrzał najpierw na mnie, później na swoją marynarkę, po czym strzepnął moją rękę, jakby była zwykłym ziarnkiem pyłu. Poczułam się jak zwykły robak.

- Nie wiem o czym mówisz?

- Nie? Nie wiedziałeś, że byłą narzeczoną Shuu jest niejaka Risette Black? No jakoś nie chce mi się wierzyć.

Uśmiechnął się złośliwie. - Ach to. To nie ma nic do rzeczy. Jesteś jego narzeczoną na papierze. Czego chcieć więcej?

- Czyli to prawda. - odparłam zrezygnowana. Teraz nie chodziło o zwykły papier. Żaden wampir, nawet bardzo utytułowany arystokrata, nie śmiałby konkurować z Blackami. To samo rodzina Sakamaki. Nietykalni.

- Szybko się poddajesz. - zauważył obojętnie Reiji.

- Wcale nie! - burknęłam.

- Co nie zmienia faktu, że miałaś się do niej nie porównywać. - westchnął. - Nie grzeszysz mądrością.

Przewróciłam oczami. - Dlatego Shuu mnie nie lubi? Bo nie jestem tak dobra?

- Gdyby chodziło tylko o nazwisko, to pewnie nie byłoby problemu. - mruknął pod nosem. 

W sumie cieszyłam się jak się dowiedziałam, że będę tu z nimi mieszkać. Moi rodzice się nie kochali, nawet nie lubili, więc chciałam chociaż zdobyć szacunek Shuu. Ale to nie była moja wina,że tamte zaręczyny zostały zerwane.

Reiji poprawił okulary. - Długo myślisz. Czyżby jakiś nowy plan?

- Chce zdobyć Shuu. - stwierdziłam głośno.

Uniósł brwi. - Czy dobrze rozumiem? Chcesz, żeby się w tobie zakochał?

- A czemu nie?

- To ci się nie uda.

- Kto teraz się szybko poddaje?

- Stwierdzam fakty. To ci się nie uda.

Skrzyżowałam ręce na piersi. - Znowu wiesz coś, czego ja nie wiem?

Przybliżył twarz do mojej. Nasze usta dzieliły dosłownie milimetry. Uśmiechnął się diabelsko. - Dobrze próbuj. Nawet ci pomogę.

- J-jak to?

Wyprostował się ponownie. - Jak dobrze się składa, że przywiozłaś ze sobą to chodzące futerko. Shuu zawsze lubił zwierzęta, a o ile pamiętam Cassie niespecjalnie. 

R+S II Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz