Rozdział 83

1K 107 20
                                    

- To boli. - syknęłam, po czym zaniosłam się cichym szlochem. Znowu byłam całkowicie bezradna. Zdana na łaskę i niełaskę Francisa. To mnie wykańczało z każdym razem coraz bardziej.

- Jesteś odrażająca. - mówił bez przerwy wujek, a ja ślepo w to wierzyłam. - Powinnaś umrzeć tu i teraz! 

Przejechał nożem po moim udzie. Zacisnęłam pięści. 

- Przestań! - krzyknęłam, ale nawet nie usłyszał. Był zajęty rozgrzebywaniem moich ran. Bolało strasznie. W jednej chwili przestał i zapatrzył się na punk nade mną. 

- Ostatnio w naszych spotkaniach wieje nudą, nie sądzisz? - zamarłam. Jego tajemnicze ogniki w oczach mnie przerażały, a jego kolejna cudowna idea średnio pasowała. Zniżył głos do szeptu. - Ale nie martw się. wujaszek ma pomysł. 

Dmuchnął w moje posklejane krwią włosy i się oddalił. Przez tę krótką chwilę mogłam odpocząć od dotyku jego nożyczek. Gdyby to samo można było zrobić z bólem. Nie. On przez cały czas trzymał mnie za rękę i nie chciał puścić. 

- Risunia! Zobacz kto przyszedł! 

Ostatkiem sił przechyliłam głowę. Zmroziło mnie. Francis w jednej ręce trzymał nóż, a w drugiej trzymał szarpiącego się Shuu, małego Shuu.

- Nie.. - szepnęłam do siebie. - Nie zrobisz tego! Słyszysz!

Wampir przyłożył sztylet do szyi chłopca. Uśmiechnął się do mnie, a następnie przeciął mu skórę. Krzyknęłam. Shuu w jednej chwili znalazł się na ziemi. Usłyszałam śmiech Francisa, a sama zaczęłam płakać jeszcze głośniej. Wpatrywałam się martwo w ciało przyjaciela. Nie żył. To była moja wina.  

- Risette. - usłyszałam cichy szept. Zignorowałam go. Umarłam. W większej części. - Risette. - głos stawał się coraz głośniejszy. 

- Zostaw mnie! - syknęłam do pustki. Leżałam teraz sama. Nie było Francisa, ani ciała Shuu. 

- Nie. Nie zostawię. 

Wyciszyłam się. W porządku. To nie ja marnuje czas, tylko ty. Zamknęłam oczy i znów starałam się skutecznie ignorować głos. Na złość stawał się coraz głośniejszy i coraz skuteczniej przyciągał mnie do siebie. Niech go cholera!

***

- Risette! 

Otworzyłam gwałtownie oczy i spojrzałam przerażona na Shuu. Trzymał mnie za ramiona. Zupełnie tak jakbym przed chwilą faktycznie się wyrywała. O nie. Przełknęłam ślinę i zamknęłam oczy. A może to jeszcze był koszmar? Może za chwile obudzi mnie z niego Subaru i wszystko znowu będzie w porządku. 

- Co ci się śniło? - spytał łagodnie, a ja znowu nabrałam ochoty się rozpłakać. Kiedy przez dłuższą chwilę nie odpowiadałam, potrząsnął mną delikatnie. - Powiesz mi?

Pokręciłam głową. - Nie powinieneś mnie takiej zobaczyć.

W ogóle tej nocy nie powinno być. Kiedy uświadomiłam sobie, co najlepszego zrobiłam, zalałam się cała potem. Nie pomagała nawet obecność Shuu. Wręcz przeciwnie. Wciąż miałam przed oczami jego martwą młodszą wersje. Byłam dla niego niebezpieczna. Prawda spłynęła na mój umysł boleśnie z mocą tysiąca małych igieł. 

Niebezpieczna. 

Tym czasem on uniósł do góry jedną brew. Ścisnął mnie mocniej. - Czyżby? 

Kiwnęłam głową. Tym razem mniej pewnie. Shuu patrzył na mnie lodowato. Wcześniejszy wachlarz emocji na jego twarzy po prostu wyparował. Przez chwilę wyraźnie byłam dla niego nikim. Ale może to dobrze? Przecież tak powinno być. Podniosłam drżące ręce i zsunęłam jego dłonie z mojego ciała. Wyraz twarzy wampira nie zmienił się ani odrobinę. No dobrze. Krótkie wyjaśnienie. Kochałam go jak cholera. To co on do mnie czuł to rzecz nie wiadoma.. ale miał narzeczoną. Na mocy kontraktu, więc był całkowicie poza moim zasięgiem. Żeby było śmieszniej powinnyśmy się obydwoje ignorować. Zamiast tego przyszłam tu parę godzin temu z wyrzutami, że on właśnie to usiłował robić. W efekcie wylądowaliśmy w łóżku. 

- Tak. To nie powinno cię interesować. - odpowiedziałam wściekle i odepchnęłam go. Tej nocy naprawdę nie powinno być. A ja wiedziałam, że prędzej czy później tego pożałuje. Wstałam szybko i nałożyłam na siebie niebieską suknie. 

- Ja się tego dowiem, Risette. - powiedział śmiertelnie poważnie.- To dlatego wtedy zemdlałaś na korytarzu? Masz koszmary i nie możesz spać, prawda? 

Zamarłam. Spuściłam głowę i objęłam się ramionami. - Nie zwracaj na to uwagi. 

- Czyli to prawda. 

- Shuu mówię poważnie. Nie mieszaj się do moich problemów. - wybuchnęłam i ruszyłam do drzwi. - Zresztą nawet nie możesz. - otworzyłam drzwi i przeszłam przez próg. - Kiedyś może...ale nie teraz. 

Z całej siły trzasnęłam drzwiami. Przygryzłam wargi. Sytuacja była fatalna. Shuu się dowiedział o moich snach. Nie przewidziałam tego. Załamana udałam się do wyjścia i usiadłam na schodach. Złapałam się za głowę. Zaczynało świtać. Spałam za długo. 

Paskudna kreatura. Mógł mnie obudzić wcześniej! 

- Lady Black już wracamy? 

Podskoczyłam nerwowo. To tylko szofer. 

- Tak tak. Wracamy. Przepraszam, że tak długo musiałeś na mnie czekać. 

- Nie szkodzi panienko. 

Otworzył przede mną drzwi limuzyny. W jego oczach przez chwilę widziałam naganę. Zdenerwowana weszłam do środka. 

- Co tu robić? - mruknęłam do siebie. 

- Panienko? - poderwałam głowę w stronę Tima. - Do domu czy do szkoły? 

Przygryzłam wargę. Świtało, więc powrót do szkoły nie miał zbytniego sensu. Jeśli pojadę do domu z pewnością będę musiała zmierzyć się później z wizytą Yumy, Shuu albo w najlepszym przypadku Subaru. Chciałam być teraz sama.

- Jedź na lotnisko! - krzyknęłam pod wpływem emocji. Może spanikowałam. No i co z tego. Chyba po raz pierwszy rozmowa z Shuu wydawała mi się straszniejsza niż konfrontacja z Francisem. 

R+S II Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz