Po tygodniu na plantacji Gert zaczął przygotowania do ślubu. Wymarzył sobie piękną, pełną przepychu ceremonię i nie zważał na koszty. Oddał się temu całym sercem. Sprowadził krawca, wybierał dodatki, wynajął odpowiednich muzyków... Veronika czuła się przytłoczona tym zamieszaniem i nie chciała brać w tym udziału. Gdy tylko mogła, wykręcała się od współpracy i szukała samotności. Starała się nawet unikać narzeczonego, który stał się zupełnie monotematyczny.
Któregoś razu, gdy czarodziejka ćwiczyła w lesie rzucanie nożami do celu, usłyszała, że ktoś się zbliża. Podeszła do drzewa, by nie było jej widać. Mniej więcej dwadzieścia kroków od niej przejechało czterech konnych w czarnych płaszczach. Nie śpieszyli się. Pomimo pięknej pogody na głowach mieli kaptury. Nie zwrócili na nią uwagi. Prawdopodobnie jej nie zauważyli.
Ich obecność zaniepokoiła Veronikę. Kobieta wsiadła na swojego konia i podjechała do skraju lasu. Rozejrzała się, lecz nikogo więcej w pobliżu nie było.
Nagle z głębi lasu doszło ją echo krzyków. Skoncentrowała się na tym.
– Łapcie ją! – wrzasnął jakiś mężczyzna. – Nie pozwólcie jej uciec!
Potem usłyszała huk wystrzału.
– Tam jest! – krzyknął inny.
W jej stronę ktoś galopował na koniu. Za nim podążało dwóch uzbrojonych mężczyzn w kolczugach. Trzeci obserwował to z pobliskiego wzgórza.
Czarodziejka zjechała im z drogi i ukryła się. Mężczyzna na wzgórzu ruszył w stronę uciekającej zakapturzonej postaci. Gdy ta opuściła las, zatrzymała się na moment i obejrzała za siebie, by ocenić sytuację. Galopem puściła się w stronę miasta. Mężczyzna ze wzgórza ruszył na przełaj, by skrócić dystans. Pozostali dwaj pędzili prosto. Gdy tylko wyjechali z lasu, osoba dotąd uciekająca zawróciła i wyciągnęła rapier, po czym ruszyła do ataku.
– Ma być żywa! – krzyknął jadący na przełaj.
Jeden z mężczyzn przygotował sieć. Drugi wyciągnął miecz i wyjechał naprzód. Wtedy Veronika dostrzegła, że szarżowała na nich kobieta.
Sieć została rzucona, gdy ścigana zbliżała się do pierwszego z mężczyzn. Przecięła ją swoją bronią i zaatakowała wroga. Ten zblokował cios i zamachnął się na nią, gdy już go mijała. Uderzył ją w głowę, w wyniku czego straciła przytomność. Jej koń zaczął zwalniać.
Wtedy ostatni z napastników wyjechał na łąkę i czujnie rozejrzał się dokoła.
– Brać ją i w las! – rozkazał pozostałym.
Podjechali do niej, mało delikatnie ściągnęli ją z konia i związali, po czym skrępowaną wrzucili na to samo miejsce.
Wkrótce byli już w lesie.
– Dokąd teraz? – zapytał jeden z nich.
– Do tartaku. Chciała się spotkać ze swoim narzeczonym, to jej to załatwimy. – Wszyscy trzej byli wyraźnie zdenerwowani. – Bierzemy kasę i po sprawie.
Veronika domyśliła się, że skierowali się do tartaku oddalonego o pół dnia drogi od plantacji. Z tego co zdążyła się zorientować, innych w okolicy nie było.
Gdy zniknęli jej z pola widzenia, wsiadła na swojego rumaka i popędziła w stronę domu.
Zatrzymała się przed głównym wejściem. Rzuciła okiem na wiatę, którą polecił wybudować Gert na wypadek deszczu w dniu ślubu i ruszyła do środka. Minęła Ediego, siedzącego na werandzie, który nie kryjąc niezadowolenia, obserwował hałasujących młotkami robotników. Czarodziejka, ignorując go, udała się prosto do kuchni, gdzie zastała służącą i Jose. Całowali się.
– Świetnie, że cię widzę – powiedziała do niego Veronika. – Właśnie cię szukałam.
– Mówisz do mnie? – zapytał.
– Tak. Przygotuj prowiant dla dwóch osób na cały dzień – poleciła speszonej dziewczynie, której twarz zdawała się płonąć ze wstydu.
– Oczywiście – służąca odpowiedziała nieśmiało i dygnęła.
– Mam nadzieję, że wybierzesz się ze mną na przejażdżkę – czarodziejka znów zwróciła się do Jose. – Myślę, że będzie ciekawie.
– To znaczy? – zainteresował się.
– Opowiem ci po drodze.
– Ciekawiej? – Skinął na energicznie krzątającą się po kuchni dziewczynę.
– Myślę, że tak... Ale nie w tym sensie. Wiesz, dla mnie już wiatę budują.
– Więc nie ma zbyt wiele czasu.
Veronika uśmiechnęła się i pokręciła głową:
– Za dziesięć minut na zewnątrz, dobrze?
– Dziesięć minut? Pali się!?
– Może będzie...
– A, to co innego. Zaraz będę gotowy – powiedział z zapałem, po czym wyprowadził kobietę na korytarz. – Za dziesięć minut – powtórzył i wrócił do kuchni, zamykając za sobą drzwi.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasyImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...