część 69

234 34 16
                                    

          – Szkoda, że nie ma Alexa – odezwał się Gert siedzący nieopodal. – On na pewno by wiedział.

          – Możemy spalić most – kontynuowała Estela. – Jeśli wejdą do rzeki... Jest dość szeroka, by nie mogły jej przeskoczyć. Będą musiały się przeprawić. Przynajmniej połowę z nich wystrzelamy, a zaklęcia Jose mogą zabić kilka, gdy będą jeszcze na moście. Plan jest prosty. Ukryjemy się i rozstawimy...

          – Gdzie się ukryjemy? – przerwała jej Veronika, rozglądając się dookoła.

          – W trawie – odparła dziewczyna.

          – Z końmi?

          – W zasadzie to nie musimy się ukrywać. Wystarczy zachować odpowiedni dystans – stwierdziła po chwili namysłu. – Konie ewentualnie można odprowadzić dalej, ale nie ryzykowałabym oddalania się od nich. Wpuszczamy je na most, Jose go podpala. Jeśli będą szły grupą, nawet dziesięć z nich mogłoby tam zginąć w płomieniach. Te, które przedrą się przez rzekę, zostaną zabite przez strzelców. Pozostałe będziemy mieli po drugiej stronie.

          – Albo powpadają do rzeki i od razu zgaszą te płomienie – powiedziała czarodziejka.

          – Wtedy będą w korycie. To łatwy cel – tłumaczyła. – Zaklęcia Jose sięgną również te, które się zawahają i zostaną po drugiej stronie.

          Mag skinął głową na potwierdzenie, a Veronika spojrzała na narzeczonego.

          – Można by nieco uszczuplić ich szeregi, ale z pewnością wycofają się, gdy zaczniemy je tłuc – zauważył Gert.

          – Owszem – zgodziła się Estalijka. – Zyskamy czas i odjedziemy. Zanim się przegrupują, będziemy już daleko.

          – Chyba że ich przywódca rzuci na nas zaklęcie, które nam to uniemożliwi – dodała czarodziejka.

          – Jeśli znajdzie się w zasięgu wzroku, będziemy musieli się go pozbyć – powiedziała Estela. – Ryzyko zawsze istnieje, ale to jedyny sposób, biorąc pod uwagę proporcje. Idealnie byłoby, żeby rzeka zapłonęła, ale tego chyba nie potrafi nawet Jose.

          – Nie potrafisz? – Veronika, ukrywając uśmiech, zwróciła się do maga.

          – Nie. Oczywiście, że nie – zaprzeczył.

          – Warto rozważyć ten pomysł – uznał Gert.

          – Trzeba to przemyśleć. – Narzeczona posłała mu wymowne spojrzenie.

          – Poza tym zostało jeszcze trochę dnia. Warto byłoby się rozejrzeć po okolicy i znaleźć drogę odwrotu, bądź miejsce na kolejną zasadzkę – dodała pełna zapału Estalijka.

          – Nie mamy na to czasu. Jedziemy dalej – postanowiła czarodziejka.

          – Jak to? – Zdziwiła się dziewczyna.

          – Jeśli będziemy mieli czas i stwierdzimy, że to dobry pomysł, to tu wrócimy, ale na razie jedziemy dalej. Liczę na to, że jeszcze dziś dogonimy grupę wojowników, którzy nas wesprą – wyjaśniła Veronika.

          Estela skinęła głową.

          – Ty tu rządzisz – powiedziała, starając się ukryć niezadowolenie, po czym ruszyła w stronę koni.

          Jose oczywiście podążył za nią.


          – Jak lektura? – zapytał narzeczoną Gert, gdy zostali sami.

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz