część 50

245 31 14
                                    

          W dzielnicy kupieckiej uzupełnili przede wszystkim braki w garderobie. Veronika wybrała stroje w stylu, jaki preferował Gert. Zazwyczaj był elegancki, natomiast ona często zakładała to, co wygodne, nie zwracając szczególnej uwagi na krój.

          Z kolejnego sklepu wyszła kompletnie przebrana. Wyglądała świetnie i tak też się czuła. Była pewna, że jej narzeczony będzie zachwycony.

          – Możemy teraz jechać na śniadanie do zajazdu przy bramie – powiedziała do swojego towarzysza.

          – Co? – Jose zdawał się być nieobecny.

          – Możemy jechać na śniadanie – powtórzyła, obserwując go.

          – Już jadłem, u Ermana.

          – Co z tobą? – zapytała.

          – Nic. Zamyśliłem się. Mam problem... – zamilkł na chwilę. – Chyba się zakochałem.

          – W niej? Pewnie ci przejdzie.

          – Nie to jest problemem – sprostował. – Ona nie jest stąd, a ja jeszcze długo nie pojadę na południe. Nie mogę przestać o niej myśleć.

          – Mogłaby się przenieść, gdyby chciała – stwierdziła.

          – I to jest problem. – Westchnął ciężko i pokręcił głową. – Żeby chciała...

          – Nie wiem, co lubią Estalijki. Nie pomogę ci – powiedziała, przewidując ciąg dalszy rozmowy.

          – Jesteś kobietą. Chyba jest coś, co wszystkie kobiety lubią, cenią, co robi na nich wrażenie... – Patrzył na nią z nadzieją, że zdradzi mu tę najcenniejszą tajemnicę.

          Veronika wzruszyła ramionami.

          – Niewiele znam kobiet.

          – A co cię urzekło w Gercie? – zapytał.

          – Spotkaliśmy się na statku. – Uśmiechnęła się na wspomnienie tamtego dnia. – Oboje płynęliśmy do Talabheim. Wyszłam z kajuty z potwornym kacem. Wiesz, uczciłam zakończenie nauki w Kolegium.

          – A, pamiętam i nie pamiętam. – Pokiwał głową ze zrozumieniem.

          – Przechodził właśnie korytarzem. Jak mnie minął, spojrzałam na jego tyłek i...

          – Myślisz, że to mógłby być powód, żeby została w Imperium? – To nie wydało mu się prawdopodobne.

          – Ja dla niego bym została.

          – To dlaczego nie chcesz za niego wyjść? – Zupełnie tego nie rozumiał.

          – Po co? – zapytała.

          – Jak to po co? Żeby scementować związek.

          – Mam wszystko... Wracając do tematu. Jest czarujący, zaradny... Uratowałeś ją. To na pewno robi wrażenie. Jesteś prawdziwym mężczyzną.

          – Pamiętam, jak nam podziękowała – powiedział i lekko się skrzywił.

          – Nieładnie się zachowała, ale na pewno zrobiłeś dobre wrażenie. Teraz wyciągnęliśmy ją z dużo gorszych kłopotów. Opiekowałeś się nią.

          – Tego akurat może nie wiedzieć.

          – Jeśli nie wie, to się dowie. To nie jest żaden kłopot.

          – Kurczę, nie o to chodzi. – Pokręcił głową. – Ja chcę, żeby ona wywróciła swoje życie do góry nogami...

          – Jeśli cię pozna i się zakocha, to wywróci – stwierdziła Veronika. – Jeżeli tak bardzo ci zależy, trzeba tak to zorganizować, żeby musiała z nami podróżować przez jakiś czas... Ciekawe, o co chodzi z tym jej narzeczonym? Jeśli jest gdzieś w Imperium, musisz jej pomóc go odnaleźć. Dopóki go nie uwolnicie, będzie myśleć tylko o nim i nic nie wskórasz.

          – Masz rację. Kurczę, ona ma narzeczonego. – Znów się zmartwił.

          – I co z tego? Dziś ma, jutro nie ma. – Nie dostrzegała w tym problemu.

          Jose spojrzał na nią zdziwiony.

          – Pojedynek będzie nieunikniony – powiedział zupełnie poważnie.

          – Dlaczego? – zapytała. – Może z nim zerwie.

          – Po tym jak go odnajdzie?

          – A dlaczego nie? Daj jej tydzień z nim, a może wtedy dojdzie do wniosku, że woli być z tobą.

          – Nawet nie wiemy, kim on jest. Może to jakiś świetny facet...

          – W niewoli? Nie sądzę – skwitowała z grymasem na twarzy.

          – Ja też byłem w niewoli – przypomniał Jose.

          – I o tym jej nie mów – poradziła. – Poza tym możliwe, że on już nie żyje. Mógłbyś ją wtedy pocieszyć... A tak w ogóle to dlaczego ty się w niej zakochałeś? Jest arogancka, nieprzyjemna...

          – Trochę inaczej na to patrzę. Myślę, że sytuacja była dość napięta. Może była w szoku? Nieważne.

          – Chyba ważne.

          – Może to jakaś szlachcianka? Oni zachowują się w ten sposób. – Starał się ją usprawiedliwić. – Ale Gert też jest szlachcicem i przy bliższym poznaniu jest w porządku, nie?

          – Nie trzeba go bliżej poznawać, by to stwierdzić – zauważyła.

          – Ona szuka narzeczonego. Pewnie żyje w ciągłym stresie i przepłakała niejedną noc...

          – Nie przekonuj mnie – przerwała mu Veronika. – Ty masz swoje zdanie na jej temat, a ja swoje.

          – Nie możesz źle o niej myśleć. Przecież jej nie znasz – upierał się Estalijczyk. – Czy ty nigdy nie popełniłaś żadnego błędu?

          – Popełniłam mnóstwo błędów, ale nie jestem chamska w stosunku do kogoś, kto wyciąga do mnie rękę.

          – Może w jej mniemaniu to nie było chamstwo?

          – To ja nie chcę nawet sobie wyobrażać, co jest dla niej chamstwem – skwitowała. – Ja wiem, że do najgrzeczniejszych nie należę, ale tak bym się nie zachowała... Nie lubię jej i tyle.

          Jose skrzywił się.

          – To może mi utrudnić zbliżenie się do niej – stwierdził. – Lepiej by było, gdyby atmosfera w grupie była dobra.

          – Nie będę się uśmiechać do tej kobiety – powiedziała czarodziejka.

          – Daj jej szansę... – poprosił. – Nie będę nalegał, jeśli faktycznie okaże się gburowata... Zrobisz to dla mnie? Będę twoim dłużnikiem. Zgódź się. Może już wkrótce do nas dołączy.

          Kobieta pokręciła głową z rezygnacją.

          – Postaram się, ale nie obiecuję. Nie wiem, czy dam radę.

          – To musi mi wystarczyć. Dziękuję. – Wyraźnie poprawił mu się humor.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz