część 73

210 29 12
                                    

          Uwiązany na łańcuchu pies zaczął ujadać, gdy dotarli do wioski. Zatrzymali się pod największym budynkiem. Gert od razu wszedł do środka, natomiast jego narzeczona podjechała do dowódcy najemników.

          – Proszę wyznaczyć dwóch ludzi, którzy będą obserwować drogę i okolicę – poleciła.

          – Naturalnie – odparł mężczyzna i energicznie skinął głową, zerkając w stronę Alexa, który właśnie zbliżał się do osady.

          – Reszta niech odpoczywa – kontynuowała. – Rano ruszamy dalej. Konie muszą być cały czas w gotowości. Niewykluczone, że będziemy zmuszeni wyjechać dość nagle.


          Veronika stanęła na moment w drzwiach zajazdu i omiotła wzrokiem pomieszczenie. Stojący za barem człowiek uważnie słuchał Gerta, a młoda, ładna kobieta patrzyła na nich z przejęciem.

          – Musicie się stąd wynieść – powiedział do miejscowych.

          – Są? – zapytała go narzeczona, zatrzymując się obok.

          – Nie i nie było – odparł.

          – To niedobrze – stwierdziła z niezadowoleniem.

          – Może któryś z gości ich spotkał? – wtrąciła dziewczyna, miętoląc w dłoniach jakąś ścierkę.

          – A są tu jacyś goście? – zapytała chłodno czarodziejka.

          – Kilka osób... Jest ktoś z Nuln. Jedzie do kopalni Grimmiego, na południe – wyjaśniła.

          – A jacyś najemnicy? – zgłębiała temat Veronika.

          – Nie. – Przecząco pokręciła głową. – Są krasnoludy – dodała po chwili. – Cztery. Uzbrojone. Jeden ma tylko kilof, ale kilof to też broń.

          – A w którą stronę zmierzają? – dopytywała czarodziejka.

          – Na północ – odpowiedziała.

          – I tak daleko nie odjadą – stwierdził Gert. – Chociaż z drugiej strony... Trzeba ich ostrzec. – Puścił oko do narzeczonej i ruszył w stronę stołu.

          – Zaraz przyniosę zamówienie. – Dziewczyna przypomniała sobie o obowiązkach i prawie pobiegła do kuchni.


          Veronika odprowadziła ją wzrokiem, po czym podeszła do Gerta. Poklepał miejsce obok siebie, ale usiadła mu na kolanach.

          – No dobrze, niech ci będzie... – Uśmiechnął się do niej.

          – Te krasnoludy by nam się przydały – powiedziała.

          – Trzeba je ostrzec i zasugerować, że powinny udać się z nami. Jestem zmęczony – przyznał.

          – Mamy trochę czasu na odpoczynek. Marzę o kąpieli... Ładna ta dziewczyna, nie? – zagadnęła.

          – Nawet się nie przyjrzałem. Myślami byłem gdzie indziej.

          – Akurat. Już ty doskonale wiesz, jaki ma rozmiar biustu i ile w biodrach – stwierdziła.

          – I co z tego, że ma zielone oczy? – zapytał, prowokując narzeczoną.

          – Słucham? – Popatrzyła na niego zaskoczona.

          – Żartuję – wyjaśnił na wszelki wypadek, choć był przekonany, że dobrze o tym wiedziała.

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz