Zsiadła z konia, by dokładniej przyjrzeć się pięciu martwym mężczyznom. Trzech z nich było Estalijczykami. Po płaszczach poznała, że to oni towarzyszyli porwanej kobiecie. Pod spodem mieli porządne pancerze. Twarz jednego była rozszarpana od strzału w głowę.
– Paskudna rana – powiedziała do siebie Veronika, przyglądając się temu.
Pozostali mężczyźni byli zaniedbani i zarośnięci, ubrani w kolczugi. Nigdzie nie było broni. Czarodziejka przeszukała ich po kolei, chcąc ustalić, z kim mieli do czynienia. Nie znalazła żadnej biżuterii ani pieniędzy. Ci w płaszczach mieli za to tatuaże. Były to herby, które nic jej nie mówiły.
– Powiesz coś o tym? – zapytała Jose, wskazując na tatuaż.
– To żołnierze z Magritty w Estalii. Oficerowie, nie szeregowi... Mówiłaś, że miała na sobie kaptur. Taki sam? To była Estalijka?
– Możliwe. Widziałam czarne, kręcone włosy.
Przed odjazdem kobieta zajrzała jeszcze do chaty, jednak w środku było zupełnie pusto. Najwyraźniej od dawna nikt w niej nie mieszkał.
– Dogońmy tamtych, zanim dotrą do tartaku – zaproponowała, gdy już dostatecznie rozejrzała się po okolicy.
– Więc ratujemy Estalijkę? – w głosie Jose brzmiała ekscytacja.
– Cieszysz się?
– Cholernie! Dawno nie widziałem rodaczki. – Był pełen zapału.
– Ma narzeczonego – przypomniała sobie Veronika.
– Co? Teraz mi o tym mówisz? – Zmrużył oczy. – Manipulantka... Skąd wiesz, że ma narzeczonego?
– Mówili o nim.
– Co? – dopytywał.
– Dokładnie nie pamiętam. Coś, że chciała się z nim spotkać i jej to załatwią.
– Może on już nie żyje? Jeśli tak, będzie zrozpaczona – stwierdził z powagą.
– A ty pewnie chętnie ją pocieszysz? – Czarodziejka ukrywała przed nim rozbawienie.
– Zrobię, co w mojej mocy. Kurczę... – Zatrzymał się nagle. – Chyba wyszedłem z wprawy.
– To znaczy? – Tym razem nie miała pojęcia, o co mu chodziło.
– Tutaj na północy to jest łatwe. Kobiety z południa są bardziej wymagające – wyjaśnił.
– Nie wiem. Nie znam się na tym, ale skoro tak twierdzisz...
– Boję się, że nie dam rady. – Ku jej zdumieniu, wydawał się być tym naprawdę przejęty.
– Z pewnością wszystko sobie przypomnisz – powiedziała, na co on wzruszył ramionami, robiąc przy tym bezradną minę.
– Czuję się jak przed pierwszym razem – wyznał szczerze. – Pamiętasz?
– Tak – odparła krótko, nie zamierzając wdawać się w szczegóły.
– I jak było? – zapytał, a ona lekko się skrzywiła, co niewłaściwie zinterpretował. – Aż tak źle? Wolałbym, żeby teraz tak nie było. I żeby język nie zaplątał mi się na supeł... Co ja w ogóle gadam?
– Dla mnie to nie ma teraz większego znaczenia, ale jeśli już pytasz, to przyznam, że bredzisz – podsumowała.
Veronika narzuciła tempo, chcąc jak najszybciej dogonić porywaczy. Zakładała, że wierzchowce, które zabrali martwym Estalijczykom, będą ich nieco spowalniać w lesie.
Na postoju założyła płaszcz i jak zwykle naciągnęła na głowę kaptur. Niezależnie od okoliczności nie chciała być rozpoznana.
Zatrzymali się na wzgórzu i okazało się, że mieli sporo szczęścia. Widać było z niego rzekę, przy której stały konie, a nieopodal byli mężczyźni, których spotkała rano. Jeden z nich, pochylony nad wodą, płukał sobie kark. Skrępowana więzami kobieta leżała na ziemi. Była przytomna. Choć od porywaczy dzieliło ją najwyżej dziesięć kroków, próbowała się uwolnić.
– Co robimy? – Jose odezwał się półgłosem.
– Na początek można grzecznie zapytać, dlaczego więżą tę kobietę – zaproponowała czarodziejka, obserwując porywaczy.
– Dobra. Tylko ustaw się tak, żeby moje kule cię nie poparzyły.
– Z boku będzie dobrze? – upewniła się.
– Bardzo dobrze... Będziesz używać magii?
– Jeśli to będzie konieczne.
– Na pewno – stwierdził, mrużąc oczy.
– Też mi się tak wydaje. – Uśmiechnęła się pod kapturem.
– Myślę, że ona jest ładna – stwierdził, patrząc w stronę dziewczyny.
– A ja myślę, że oni będą stawiać opór.
– Może sam się tym zajmę? – zaproponował.
– Lepiej zróbmy to razem. Oczywiście masz pierwszeństwo. – Poszła mu na rękę.
– Dobrze. Ja z nimi pogadam... I jeśli mogę cię prosić, stań z boku, ale tak dwa kroki z tyłu... – Popatrzył niepewnie na Veronikę.
– Jasne – zgodziła się, bo to nie miało dla niej najmniejszego znaczenia.
– Potrzebuję trochę miejsca na wykonanie gestów... – zaczął tłumaczyć, ale mu przerwała, doskonale wiedząc, że próbuje mydlić jej oczy.
– Rozumiem. Tak zrobimy. Nie ma sprawy.
Skinął głową, po czym ruszyli w stronę rzeki.
– Jeszcze jedno – powiedział po drodze. – Jeśli ja mam się nimi zająć, ty mnie ubezpieczaj.
Kobieta przystała na to, rozglądając się czujnie dookoła.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasyImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...