Czarodziejka pobiegła do swojego pokoju i w pośpiechu spakowała kilka rzeczy, które ewentualnie mogłyby jej się przydać. Nie zapomniała również o broni.
Przez chwilę próbowała sobie przypomnieć, jakie plany na ten dzień miał jej narzeczony i gdzie ewentualnie mogłaby go znaleźć.
W końcu zeszła na dół i zaczepiła przechodzącego sługę:
– Widziałeś może Gerta?
– Widziałem, jak wyjeżdżał, ale niestety nie wiem dokąd i na jak długo.
– Dawno?
– Dwie godziny temu – odparł po chwili namysłu.
– Edi nadal siedzi przed domem?
– Pan Edgar jest w salonie albo w gabinecie.
Salon był bliżej, więc najpierw tam zajrzała. Edi siedział w fotelu z książką w ręku. Pomimo zaduchu, okno było zamknięte. Choć trochę tłumiło hałasy dochodzące z zewnątrz.
Mężczyzna uśmiechnął się nieszczerze na widok Veroniki.
– Wiesz może, gdzie jest Gert? – zapytała go, zatrzymując się w progu.
– Oczywiście. Twój narzeczony zostawił to wszystko i pojechał do miasta.
– Nie wiesz, kiedy zamierza wrócić?
Edi wzruszył ramionami:
– Może w ogóle nie zamierza?
– No dobrze... To przekaż mu proszę, jeśli możesz, że...
– Nie bądź taka zasadnicza – przerwał jej. – Pewnie będzie wieczorem. Wiesz, że do Nuln jest kawałek, a on sobie nie pozwala odjechać na tyle, by nie wrócić do ciebie na noc.
– Ja natomiast nie wiem, czy będę na noc, więc przekaż mu, żeby się nie martwił. Mam coś do załatwienia.
– Ty? – zapytał, przyglądając się jej badawczo.
– Tak. Udam się na dłuższą przejażdżkę.
– To interesujące – stwierdził, po czym otworzył książkę i zaczął czytać.
Wróciła jeszcze do swojego pokoju, by na wszelki wypadek zostawić narzeczonemu kartkę z informacją, że ma coś do załatwienia i postara się wrócić na noc, a w razie czego, żeby się o nią nie martwił. Ten krótki liścik położyła na jego szafce przy łóżku.
– Dokąd jedziemy? – zapytał Jose, gdy już wsiadali na konie.
W odpowiedzi skinęła w stronę lasu, po czym szybko ruszyła. Podążał tuż za nią. Obejrzała się jeszcze w stronę domu i zobaczyła Ediego, stojącego w drzwiach. Mogła się domyślić, co ten powie Gertowi o jej wyjeździe. Na pewno nie będzie to nic miłego.
Zwolniła dopiero w lesie.
– Czego szukamy? – dopytywał się czarodziej, nadal nie znając celu ich wyprawy, więc Veronika opowiedziała mu w skrócie o zdarzeniu, którego była przypadkowym świadkiem.
Popatrzył na nią nieco zdumiony:
– A dlaczego w ogóle to cię interesuje?
– Na początku wyglądało to na jakieś zwykłe utarczki, ale później... To chyba było porwanie. Bardzo się rozglądali, więc zakładam, że było to działanie nielegalne... Nudzimy się ostatnio, prawda?
– Ja wiem po co tu jestem, ale nie wiem po co ty tu jesteś – odparł Jose.
– Chcesz jechać sam? – zapytała.
– Chcesz ratować kobietę?
– Powiedzmy, że nie mam nic lepszego do roboty – przyznała z uśmiechem.
– Chyba że tak... Gdybyś powiedziała, że to świetna okazja, żeby poćwiczyć, też bym zrozumiał. Mam nadzieję, że jest ładna. – Rozmarzył się.
– Nie wiem, ale dosyć dobrze włada rapierem.
– Rapierem? – zdziwił się. – To pewnie jakaś szlachcianka.
– Możliwe... Jej kompani zostali w lesie. Może któryś jeszcze żyje.
– Myślisz, że tam mogło być więcej kobiet? – zastanawiał się Jose.
– Nie można niczego wykluczyć.
– Co miała na sobie? – dopytywał.
– Płaszcz z kapturem.
– To nawet jej nie widziałaś... Można się strasznie przejechać – stwierdził.
– Może i można, ale przecież uratowanie kogoś do niczego nie zobowiązuje.
– No wiesz, zawsze można liczyć na jakąś nagrodę. – Posłał jej znaczące spojrzenie. – W zasadzie w każdej porządnej historii tak jest.
– To miejmy nadzieję, że jest ładna – powiedziała Veronika rozbawiona jego podejściem.
– Jak nie, to trudno. Po prostu ją odwieziemy do domu, do jej taty młynarza, czy gdzieś tam... Chociaż córka młynarza raczej nie jeździ w płaszczu i kapturze na koniu... Nie wszystkie szlachcianki są ładne – westchnął.
– Ale z pewnością są bogate – zauważyła czarodziejka.
– I ładnie pachną... Poza tym zawsze może mieć siostrę, która będzie wdzięczna za to, że uratowałem jej brzydką, starszą siostrę... Tak czy inaczej, chyba warto tam jechać... A ilu mamy przeciwników?
– Było ich trzech.
– To dlaczego od razu się tym nie zajęłaś? – zapytał zdziwiony.
– Nie wiem, czy są sami.
– Tu byli.
– Owszem, ale najpierw chciałam się temu bliżej przyjrzeć – wyjaśniła. – Mogli działać zgodnie z prawem.
– Aha. Więc pojedziemy tam i będziemy obserwować?
– Tak byłoby najrozsądniej – powiedziała zupełnie poważnie. – Nie wiadomo, kim są i komu będziemy wchodzić w drogę. Może nie warto.
Pokiwał głową, zgadzając się z nią.
Veronika trzymała się ścieżki, którą podążali tamci. Po pewnym czasie dotarli do drewnianej chaty, przy której leżały ciała. Czarodziejka rozejrzała się dokoła i nie widząc żadnego zagrożenia, podjechała bliżej.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasyImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...