– Szkieletów jest zbyt wiele. Będę mógł rzucić jeszcze kilka zaklęć, ale muszę trochę odpocząć. Zostanę – postanowił Jose.
Czarodziejka zaczęła rozpalać nieduże ognisko.
– W takim wypadku wychodzi na to, że ja muszę jechać – stwierdził Edi.
– Może nie z dziewczyną... – zasugerowała Veronika. – Jeśli wampir pojedzie za nią, a nam się nie uda, to sobie nie poradzisz.
– To pozabija nas wszystkich – podsumował. – A skąd by wiedział, że jej tu nie ma? Chyba ktoś musiałby mu o tym powiedzieć... Pewnie ten, kto zginie na końcu.
Po chwili ciszy kobieta zwróciła się do Gerta:
– Nie powinien jechać sam...
– Ja cię tu nie zostawię – zaprotestował zawczasu, wiedząc, do czego zmierzała. – Może ty byś mu towarzyszyła? Mogłabyś ją chronić.
– Mnie na niej nie zależy – powiedziała. – Poza tym wolę spotkać się z nim tutaj.
– Ale bierzesz pod uwagę, że może uciec? – zapytał Gert.
– Mało prawdopodobne, ale owszem... Zakładam, że zjawi się tu, bo potrzebuje konia...
– Jeśli was wypatroszy, będzie miał trzy konie – przerwał jej Edi.
– Skąd w tobie ten pesymizm? – zwróciła się do niego, w międzyczasie sięgając po wodę.
– Nie twierdzę, że tak właśnie będzie. Powiedziałem „jeśli". Ja bym się nie martwił o brak konia dla wampira.
– Dobra. Uzgodnijcie między sobą, co dalej robić, a ja pojadę się rozejrzeć tam na wzgórzu – postanowiła, nie chcąc tracić czasu.
– Oszalałaś?! – uniósł się Gert. – Przecież tam są ci ożywieńcy!
– Nie będę się do nich zbliżać – odpowiedziała ze spokojem.
– Pojadę z tobą – oznajmił z westchnieniem.
– Jeśli ona jest jak martwa, to może ją po prostu zakopiemy? – zaproponował Edgar, wprawiając wszystkich w zdumienie.
Jose spojrzał na niego tak, jakby zamierzał zaraz przebić go rapierem.
– No co? Wtedy jej nie znajdzie – tłumaczył Edi. – I trzeba rozważyć coś jeszcze. Skoro ona jest prawie martwa, a on chce mieć ją żywą... Powiedzmy, że mamy pięćdziesiąt procent szans na powstrzymanie go. Optymistycznie rzecz biorąc. Jeśli jednak będziemy mieli pecha, wszyscy zginiemy, a on dostanie to, czego chce...
– Chyba, że przyłożymy jej pistolet do głowy – powiedziała Veronika.
– I co wtedy? – zapytał Edgar.
– Trzeba będzie ją zabić, zanim on zabije nas – odparła.
– Musimy ją stąd zabrać! Przecież nie po to ją ratowaliśmy, żeby ją uśmiercić – próbował ich przekonać Jose.
– Mogłaby być naszą tarczą – zasugerowała czarodziejka. – On nie chce jej krzywdy.
– Jeśli takie jest wasze podejście, to ja z nią pojadę. Zrobię wszystko, żeby ją ocalić – zadeklarował Estalijczyk.
Wtedy Veronice przyszło coś do głowy i nieco zmieniła temat:
– To nekromanta. Może on pozbawił ją duszy? Zobacz, jak ona wygląda – zwróciła się do Jose. – Nie, żebym się na tym znała, ale nekromanci chyba robią takie rzeczy.
– Słyszałem coś o tym – przyznał.
– Więc może już dostał to, czego chciał – zauważył Edi. – Ale po co by mu było wtedy ciało?
Veronika wzruszyła ramionami i wsiadła na konia. Gert śledził ją wzrokiem.
– Zostajemy wszyscy – oznajmił stanowczo, zanim ruszyła.
– Niech tak będzie – zgodziła się z nim. – Razem mamy największe szanse.
– Jedźmy na to wzgórze, a potem odpocznijmy – zaproponował, dosiadając swojego wierzchowca.
– Jesteś pewna, że uda nam się wrócić? – zapytał po drodze.
– Nie jestem – odparła, rozglądając się po okolicy.
– Może warto? Może to ważniejsze niż jakiś koń czy kły wampira? Jeśli zginiemy, to będzie koniec, a tak mogłabyś jeszcze wiele zdziałać.
– Zawsze tak można do tego podchodzić i nic nie robić. Poza tym on tak czy inaczej zjawi się po dziewczynę i swoje rzeczy.
– Będziemy czekać.
– Jasne. I nie będziesz znał dnia ani godziny. Nie zmrużysz oka, a on może być cierpliwy. To nie byłoby życie... Wiadomo, że się spotkamy. Lepiej załatwić to od razu.
Gdy dojechali na wzgórze, nie zbliżali się do ożywieńców. Pozostałe szkielety, które nadal stały pod kryptą, także nie ruszyły w ich stronę.
Veronika jeździła po cmentarzu, szukając świeżo zakopanego grobu. Zakładała, że właśnie w takim mógłby kryć się wampir. W końcu znalazła miejsce, gdzie ziemia była wyraźnie naruszona i nie było tam usypanego kopca.
– Być może go mamy – powiedziała, zsiadając z konia. – Przeładowałeś pistolet?
Gert skinął głową i stanął obok narzeczonej.
– Myślisz, że on tam jest? – zapytał szeptem.
– Możliwe.
Od razu zaczęli kopać. Starali się robić to delikatnie, po cichu. Kobieta dodatkowo koncentrowała się na magii, by nawet najsubtelniejsze zmiany w eterze nie uszły jej uwadze. Nic się nie działo.
Gdy dół miał metr głębokości, przerwała, bo była już naprawdę zmęczona.
– Chyba za głęboko, co? – zwątpiła i usiadła na trawie. – Nie wylazłby z tego. Wydaje mi się, że to nie tu. – Otrzepała ręce o spodnie. – Sam by się przecież nie wydostał. Tak by nie ryzykował – myślała głośno, po czym wstała i rozglądając się, ruszyła w stronę konia.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasyImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...