część 85

207 32 5
                                    

          – Zaraz wrócę – powiedział Gert, przerywając ciszę, jaka zapadła po śmierci wampirów.

          – Dokąd się wybierasz? – Veronika nie chciała, by się oddalał. Wiedziała, że walka jeszcze się nie zakończyła.

          – Do zajazdu – odparł.

          – Oszalałeś? Poślij tam swoich ludzi. Chyba między innymi po to ich zatrudniasz.

          – Nieważne. – Pokręcił głową zdegustowany. – Edi miał rację...

          – W jakiej kwestii?

          – Nieważne – mruknął, wpatrując się w płonący budynek.

          Czarodziejka przez chwilę patrzyła na narzeczonego. Ten, wyraźnie niezadowolony, przeładował pistolet.

          – Sama sobie już odpowiedziałam na to pytanie – odezwała się wreszcie.

          – To nie jest dobry moment...

          – Moim zdaniem jest idealny – przerwała mu.

          – Kobiety odbierają wolę – powiedział.

          – Jeśli masz ochotę, to możesz sobie tam iść i nawet spłonąć – rzuciła zdenerwowana. – Od teraz robisz, co chcesz i nie musisz się już ze mną liczyć. Edi miał rację.

          – Zamknijcie się – syknął Alex, który był tuż za nimi.

          – Nie mów mi, kiedy mam się zamknąć! – warknęła na niego Veronika.

          – Czy wy naprawdę niczego nie możecie zrobić normalnie? – ciągnął najemnik.

          – Może możemy, a może nie. Nie twoja sprawa. – Nie zamierzała z nim dyskutować.

          Mężczyzna pokręcił głową i podniósł się z wysiłkiem.

          – Krwawisz – zauważyła Estela i natychmiast do niego podeszła.

          – Nic mi nie będzie – odparł – ale to trzeba opatrzyć.

          Estalijka, nie zważając na jego protesty, od razu się tym zajęła.

          – Przy tym drugim budynku robimy tak samo? – Gert zwrócił się do niego w międzyczasie.

          Czarodziejka podniosła się i bez słowa ruszyła w stronę ochroniarzy.


          – Idź do ludzi, których wyprowadziliście na zewnątrz i jak najszybciej ustal, czy wiedzą, ile ich tu było i gdzie się ulokowały – poleciła pierwszemu najemnikowi, jakiego napotkała.

          – Oni uciekli. Kazałem im się wynieść jak najdalej – wyjaśnił. – Nie wiedziałem, jak to się potoczy.

          – To kiepsko. Mam tylko nadzieję, że nie odjechali na naszych koniach.

          – Może ktoś został – powiedział i biegiem skierował się do bramy, rozglądając się po drodze.


          – Co teraz? – zaczął Gert. – Idziemy do stodoły czy do tego domu?

          Veronika, która właśnie wróciła na swoje miejsce, nie zamierzała mu odpowiadać, tym bardziej, że to pytanie było skierowane do wszystkich.

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz