część 68

210 29 8
                                    

          Tym razem z lektury dowiedziała się, że stworzenie odpowiedniej broni zajęło znacznie więcej czasu, niż można się było spodziewać. Najtrudniej było zdobyć odpowiedni surowiec i bez pomocy ludzi to by się nie udało.


          Teraz zastanawiam się tylko, jak go nazwać...


          Na tym skończyła, gdyż wszyscy byli już gotowi do dalszej podróży. Nie chciała opóźniać wyjazdu, więc zamknęła pamiętnik i schowała go do torby.


          – Jedziemy? – zapytała narzeczonego, podchodząc do swojego rumaka.

          Gert się rozejrzał.

          – Najwyższy czas – powiedział. – Wsiadać na konie! – polecił, po czym podszedł do Veroniki i uśmiechnął się. – Dobrze?

          – Świetnie – pochwaliła jego przywództwo.

          – Czy ktoś nie ma przypadkiem za dużo broni? – głośno zapytała Estela, gdy już dosiadali wierzchowców.

          Najemnicy popatrzyli tylko po sobie, a potem udali, że tego nie słyszeli. Czarodziejka powoli ruszyła na południe.

          – A konkretnie jakiej broni? – zainteresował się Gert. – Sztylet może być?

          – Miecz, włócznia, tarcza... Cokolwiek – odpowiedziała dziewczyna.

          – Panienko, zdaje się, że nie znasz zwyczajów. Żaden mężczyzna swojej broni nie pożyczy nawet przyjacielowi, a co dopiero, wybacz, kobiecie – wyjaśnił Gottri. – Poza tym ja mam tylko topór.

          Veronika przyspieszyła i po chwili usłyszała narzeczonego:

          – Zaczekaj!

          Natychmiast zatrzymała się i odwróciła. Wszyscy stali tam, gdzie ich zostawiła.

          – Na co?! – zapytała.

          – Mamy mały kłopot! To chyba długo nie potrwa, więc może chcesz popatrzeć?!

          – O co chodzi?! – próbowała się dowiedzieć.

          – Estela właśnie wyzwała na pojedynek jednego z najemników! – krzyknął.

          Zdenerwowana czarodziejka natychmiast zawróciła, widząc, że między pozostałymi wywiązała się burzliwa dyskusja.


          – Koniecznie chce mieć broń – wyjaśnił narzeczonej Gert, gdy zatrzymała się obok niego.

          – Którego wyzwała na pojedynek? – zapytała go, a on wskazał jej jednego z mężczyzn.

          – Dlaczego to zrobiłaś? – zwróciła się do Estalijki. – Bo potrzebujesz broni? To jest powód?

          – Jeśli fakt, że jestem kobietą, czyni mnie gorszym członkiem tej grupy, chcę udowodnić, że to nieprawda – powiedziała z dumą Estela.

          – Wiesz, co mnie to obchodzi?! – odparowała ostro Veronika, wywołując tym duże zdziwienie u rozmówczyni. – Wsiadaj na konia i ruszaj! Nie opóźniaj nas, bo mamy coś ważnego do zrobienia. I przypominam, że robimy to także w twoim interesie.

          – A ja robię to również dla ciebie, bo też jesteś kobietą – oznajmiła dziewczyna. – Z pewnością nie traktują cię na równi.

          – Jeśli masz jakieś kompleksy, to jest twój problem. Teraz nie czas, by udowadniać swoją równość czy wyższość. – W Veronice nie było żadnego zrozumienia.

          – Jakbym miała kompleksy, siedziałabym cicho.

          – Proszę cię, żebyś zachowała się rozsądnie, wsiadła na konia i bez żadnych bójek ruszyła dalej. Mamy dość kłopotów – powiedziała stanowczo czarodziejka.

          – Dobrze... – ustąpiła niezadowolona Estalijka.

          – Mamy jeszcze jakiś problem? – Veronika zwróciła się do narzeczonego. – Ja naprawdę chciałabym już jechać.

          – To tylko chwila – stwierdził. – Ruszać się! – ponaglił najemników. – I zabraniam jakichkolwiek pojedynków!


          Otaczały ich łąki. Po drodze mijali jedynie pojedyncze chałupy. Gert pięć razy posyłał ochroniarzy, by ostrzegli mieszkańców przed ewentualnym atakiem wampirów.

          Po południu zatrzymali się przy rzece. Była dość szeroka i rwąca, prowadził przez nią most. Kilku ludzi zajęło się końmi, reszta odpoczywała. Jose odpiął swój rapier i oddał go Esteli. Zadowolona dziewczyna podziękowała mu.

          Veronika wyjęła pamiętnik von Carsteina i odeszła na bok, by poczytać.


          SZTYLET BOSKIEJ KRWI. Myślę, że to dobra nazwa dla broni, która zapewni mi nieśmiertelność.


          Kobieta uśmiechnęła się na myśl, że Gert wrzucił ten wyjątkowy dla wampira sztylet do studni.


          Wszystko jest już gotowe: rytuał, broń i ofiara. Teraz jeszcze tylko odrobina cierpliwości.

          Wkrótce się stanie. Kiedy się połączą matka i córka, będę najpotężniejszy z całego rodu, a być może ze wszystkich, którzy dotąd istnieli.


          Były to ostatnie słowa, jakie Dietmund zapisał w pamiętniku. Schowała go z powrotem do torby i wtedy dostrzegła, że zbliżają się do niej Jose i Estela.

          – Możemy porozmawiać? – zapytała Estalijka.

          – Jasne – odparła czarodziejka.

          – Na osobności – dodała.


          – Tam jest Gert – zauważyła Veronika, gdy zmierzali w stronę mostu.

          – On może to słyszeć. Chyba jest wtajemniczony. Te wampiry nas ścigają, tak? – zaczęła, gdy w pobliżu nie było już najemników.

          – Tak – potwierdziła kobieta.

          – I rosną w siłę, a my nie jesteśmy w stanie z nimi walczyć?

          – Nie jestem przekonana, czy rosną w siłę. – Czarodziejka uważnie przyglądała się dziewczynie, próbując zgadnąć, do czego zmierzała.

          – Nawet jeśli nie rosną, z pewnością przewyższają nas liczebnością.

          – Owszem – przyznała Veronika.

          – Dlaczego uciekamy? – Chciała wiedzieć Estela.

          – Mamy plan – zdradziła. – Zaatakujemy je w odpowiednim momencie.

          – Myślę, że to jest dobre miejsce – powiedziała Estalijka. – Tu możemy je zatrzymać i wykorzystać naszą broń strzelecką. Ich zwierzęce instynkty, siła i szybkość na nic się zdadzą, kiedy będą zmuszone pokonać rzekę.

          – Czy wampiry nie mają jakiegoś problemu z rzekami? – czarodziejka zwróciła się do Jose. – Coś mi się obiło o uszy.

          Mag tylko wzruszył ramionami.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz