– Pewnie okupują chałupy – odezwał się Gert.
– Prawdopodobnie macie rację – zgodził się z nimi Jose. – Skoro tak jest, to jaki problem, by którekolwiek z nas spaliło wszystkie chaty w takiej wsi?
– Ja nie widzę problemu. Spróbujemy? – kobieta zwróciła się do narzeczonego.
– Jasne – zgodził się. – Jeśli będzie słoneczna pogoda, możemy zawracać. Nie wyobrażam sobie, jak można walczyć zupełnie swobodnie w płaszczu i kapturze. Jeśli będzie mgła czy deszcz, nie powinniśmy się do nich zbliżać, bo miałyby warunki jak w Sylvanii... Jest jeszcze jedna sprawa. Musimy mieć pewność, że będzie tam ten, który nam uciekł. Trzeba wziąć pod uwagę, że może ukrywać się gdzie indziej.
– Żeby mieć tę pewność, powinniśmy znaleźć je w dzień, trzymać się w odległości i śledzić przez całą noc. Wtedy widzielibyśmy, gdzie udaje się na spoczynek... – głośno myślała Veronika. – Jeśli jednak tak zrobimy, sporo zaryzykujemy. Mogą odkryć naszą obecność.
– On trzyma je w kupie. Jak go załatwimy, rozproszą się – Gert nieoczekiwanie zmienił temat. – Byłoby gorzej dla Ediego i jego załogi... Uważam, że jednak powinniśmy ruszyć w jego stronę i poinformować o tym wampiry. Niech wiedzą, że zmieniliśmy kierunek. Nie mamy gwarancji, że pozbędziemy się tego, na którym nam zależy.
– Owszem – zgodziła się z nim narzeczona.
– To proste. – Uśmiechnął się na nową myśl. – Jeśli nawet schowa się gdzie indziej, wróci po swoje wojsko. Możemy załatwić wampiry, a jeśli go z nimi nie będzie, wystarczy tam na niego zaczekać.
– Jeżeli spalimy chaty, natychmiast się zorientuje, że coś jest nie tak – zauważył Jose z westchnieniem.
– Trzeba to załatwić inaczej – powiedziała Veronika.
– Więc co robimy? – zapytał ją Gert. – Ty tu podejmujesz decyzje... Chyba już czas zacząć działać.
– Potrzebujemy wsparcia – odezwała się po chwili namysłu. – Wkrótce dotrzemy na miejsce umówionego spotkania. Mam nadzieję, że najemnicy tam będą.
– Dobrze... Ale i tak powinniśmy zdecydować, który z naszych genialnych planów będziemy realizować najpierw – stwierdził z udawaną powagą.
– Kochanie, później odpowiem na twoje pytanie – obiecała.
Jose wrócił do Esteli, a narzeczeni zmienili temat na znacznie mniej poważny. Niespodziewanie doszedł ich przerażający krzyk kobiety. Odwrócili się, ale niczego nie dostrzegli.
– Są blisko – powiedziała Veronika, nie mając wątpliwości, że stały za tym wampiry.
Spojrzała na Estalijkę z obawą, że ta zaraz zechce kogoś ratować. Faktycznie, odezwała się niemal natychmiast:
– Nie powinniśmy jej pomóc? Tam giną ludzie.
– Ciągle gdzieś ktoś ginie – skwitowała czarodziejka z obojętnością.
– A ci, którzy mogą coś zrobić? – ciągnęła uparcie Estela.
Veronika gwałtownie się zatrzymała, więc i pozostali zrobili to samo.
– Naprawdę uważasz, że możesz coś zrobić w tej sprawie? Coś mądrego, skutecznego? – zwróciła się do dziewczyny. – Tam jest co najmniej pięćdziesiąt wampirów. Jesteś w stanie teraz z nimi walczyć?
– Teraz nie, ale gdybyśmy zrealizowali mój plan, może ci ludzie by przeżyli. Ta kobieta też! – uniosła się Estela.
– A ja myślę, że ci już by nie żyli. – Czarodziejka wskazała na ochroniarzy. – Dlatego nie realizowaliśmy twojego planu.
– Są wojownikami.
– I co z tego? Pracują dla nas i nie będę skazywała ich na śmierć. Nie po to ich wynajęliśmy.
– Mają broń. – Estalijka nie dawała za wygraną. – Żołnierze giną w walce.
– Oni nie są żołnierzami, tylko najemnikami.
– Nie ma wielkiej różnicy... – urwała. – Wiem, że nie czas się sprzeczać, ale po prostu serce mi pęka, gdy pomyślę o tych biednych ludziach, którzy nawet nie mają broni. Wiem, że można im pomóc.
– Jedyne, co moglibyśmy teraz zrobić, to bohatersko tam zginąć. Wybacz, ale moim zdaniem to dość głupie. Mnie nie o to chodzi, żeby sobie powalczyć. Ja chcę zwyciężyć – zakończyła temat Veronika.
Była jeszcze noc, gdy ujrzeli przed sobą sporą osadę. Wyglądałaby na opuszczoną, gdyby nie cienka smużka dymu wydostająca się z komina największego budynku. Prawdopodobnie był to zajazd.
– Skoro słyszeliśmy za sobą tak wyraźnie krzyki, wampiry muszą być już bardzo blisko – kobieta zwróciła się do narzeczonego. – Na pewno zdążymy dotrzeć do nich w dzień. Zawrócimy – zdecydowała.
– Teraz? – zapytał Gert.
– Nie. Zjemy coś, trochę odpoczniemy. Sprawdzimy, czy nasi najemnicy czekają... Zarządź tu postój.
– One mogą chcieć zatrzymać się w tej wiosce. Wypadałoby sprawdzić, gdzie są – zasugerował. – Albo jedźmy dalej na wszelki wypadek.
– Bez przesady. Zatrzymamy się tu i będziemy obserwować okolicę. – Była pewna, że to wystarczy.
– Jeżeli ta osada jest ich celem... – Pokręcił głową.
– Jeśli będą się zbliżać, odjedziemy – zapewniła narzeczonego.
– Wtedy nas zobaczą – stwierdził.
– Daj spokój. Konie będą w gotowości. Gdy wampiry pojawią się na horyzoncie, natychmiast opuścimy to miejsce. Nie ma znaczenia, czy nas wtedy zobaczą - powiedziała z przekonaniem. – W dzień i tak nie będą nas ścigać.
– Mogą, jeśli będziemy bardzo blisko – przekonywał ją Gert.
– To będziemy uciekać – westchnęła.
– Ale ty jesteś uparta. Nic dziwnego, że Alex sobie poszedł.
– Też możesz iść! Droga wolna! – uniosła się. – Ci ludzie muszą odpocząć. – Nie zamierzała zmieniać zdania.
– Uspokój się. Dobrze, jedźmy do zajazdu. Najwyżej zabarykadujemy się i zaczekamy tam do świtu – ustąpił. – W razie czego użyjemy dziewczyny jako tarczy... Jose raczej by tego nie zrozumiał.
Veronika wzruszyła ramionami.
– Będzie, co będzie. Jakoś sobie poradzimy – powiedziała.
– Masz rację. Nie ma co się martwić na zapas... Marzę o łóżku. Mam nadzieję, że w zajeździe będzie choć jeden wolny pokój.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasyImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...