część 61

251 30 5
                                    

          – Nie rozumiem, skąd pomysł, że nasza kilkunastoosobowa grupka miałaby sobie poradzić z bandą wampirów, z którą nie radzi sobie całe wojsko ogromnego Nuln – powiedziała.

          – Tu nie miałyby się gdzie schować, a poza tym w osadzie są jeszcze strażnicy i wieśniacy – argumentował Gottri.

          – Ilu ich tam jest? I który wieśniak będzie walczył? – zapytała.

          – Każdy. Trzeba ich tylko odpowiednio do tego nastawić, przemówić do ich...

          – Śmiem wątpić – przerwała mu.

          – Może i są tchórzliwi, ale... – zamilkł, gdyż zabrakło mu argumentów.

          – Jeśli władca jest rozsądny, a Gert dobrze to rozegra, wyniosą się stąd i to będzie najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji. Szans na zwycięstwo tutaj nie widzę. Wampirów jest zbyt wiele – podsumowała.

          – Nigdy wcześniej nie słyszałem, by żyły w stadach. – Krasnolud trochę się temu dziwił.

          – Wygląda to tak, że jeden z von Carsteinów prawdopodobnie oszalał i przemienia na swoje podobieństwo kogo popadnie. Potem trzymają się razem – wyjaśniła czarodziejka.

          – Dlaczego? Służą mu? – zapytał.

          – Wkrótce po tym, jak zostają wampirami, odczuwają nieprzemożoną potrzebę picia krwi – odezwał się Alex. – Spada na nich klątwa tego, kto ich przemienił. Głód krwi, więź ze swoim panem i pewnie strach przed tym, co ma kiedyś nastąpić... Myślę, że taki wampir ma trochę argumentów, żeby namówić, bądź zmusić tych nowych do posłuszeństwa. Podobnie jest u kultystów.

          – Z łowcami czarownic też współpracowałeś? – zainteresowała się Veronika.

          – Jasne. – Uśmiechnął się. – A co w tym takiego dziwnego? – Zauważył, że przyglądała mu się badawczo. – I skąd ten pomysł?

          – Gdzieś już to słyszałam.

          – Daleko chcesz odjechać? – zmienił temat.

          Kobieta obejrzała się za siebie, by ocenić odległość od osady. Zajęci rozmową dotarli dalej, niż planowała.

          – Możemy się tu zatrzymać – zdecydowała.


          Po posiłku czarodziejka rozłożyła koc na trawie i położyła się, wsuwając pod głowę swoją torbę z księgami wampira.


          – Już jadą. – Obudził ją głos Gottriego.

          Usiadła i spojrzała w niebo. Odpoczywała najwyżej godzinę. Powoli podniosła się z posłania i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Potem przytroczyła je do siodła.

          Alex śledził ją wzrokiem.

          – Ciągle myślę... – zaczął.

          – O czym? – zapytała od niechcenia.

          – O tym, czym się zajmujecie... Doszedłem do wniosku, że kiepsko sypiasz.

          – Ostatnio faktycznie miewam problemy ze snem – przyznała.

          – Wampiry nie dają ci spać?

          – To raczej nerwy i lęk – skłamała.

          – Dlatego szukamy bezpiecznego miejsca?

          – Tracisz czas, zastanawiając się nad takimi głupotami – stwierdziła.


          Gdy Gert i jego towarzysze do nich dołączyli, ruszyli w dalszą drogę.

          – Wyniosą się? – Kobieta była ciekawa, co udało się osiągnąć jej narzeczonemu.

          – Nie – odpowiedział – ale Estela namówiła władcę, żeby ten zamknął wszystkich na noc za palisadą, żeby dał im broń. Zawsze to coś... Nieźle musiałem się napocić, żeby odwieść ją od tego idiotycznego pomysłu pozostania tam.

          – Świetnie się spisałeś – pochwaliła go. – O czym chciałeś ze mną porozmawiać?

          – Właśnie. – Przypomniał sobie. – Zamierzam zmienić swoje życie.

          – To znaczy? – Popatrzyła na niego zdziwiona.

          – Chcę z tobą podróżować. Wiem, że nie jestem w stanie odciągnąć cię od tego... – zamilkł na chwilę. – W zasadzie większość życia myślałem o sobie. Podstawowy powód tej zmiany...

          – Zatrzymajmy się – poprosiła, przerywając mu.

          – Dogonimy was – rzucił do najemników, zjeżdżając na bok. – Jak już mówiłem, większość życia myślałem o sobie – kontynuował, gdy ich towarzysze nieco się oddalili. – I tutaj też wychodzi mój egoizm. Ty jesteś przyczyną tego postanowienia. Wiem, że się wahałaś, nie wiedziałaś, jak to będzie wyglądało i tak dalej...

          – Już dawno mi powiedziałeś, że będziesz mi towarzyszył – zauważyła.

          – Owszem, ale tak trochę z boku, jak bagaż.

          – Teraz chcesz się zaangażować?

          – Tak – potwierdził. – Myślę, że mógłbym się w tym spełnić. Nigdy nie czułem jakiegoś specjalnego powołania, ale może i ma to jakiś sens. Gdybym tak bardzo, bardzo się postarał, to nawet jestem w stanie zmusić się do wiary w lepszy świat. Nie przychodzi mi to z łatwością. Tak jak mówiłem, muszę się mocno na tym skupić, ale dzięki temu moglibyśmy być razem... Są też wymierne korzyści finansowe. Poprzednim razem całkiem nieźle się obłowiliśmy.

          – To może się już nigdy nie powtórzyć – zaznaczyła.

          – Nawet te rzeczy, które znaleźliśmy przy wampirze mogą być wiele warte.

          – Owszem – przyznała Veronika.

          – Właśnie. Jako osoba niezależna, niezrzeszona, nie będę musiał tego oddawać za darmo. Będziemy mogli tak zarabiać... Część złota odłożyłoby się na przyszłość, część pokryłaby koszty. Konie, ludzie i tak dalej. I mógłbym robić to, przed czym ty się wzbraniasz.

          – To znaczy?

          – Na przykład odwiedzać baronów, wypytywać ich. Myślę, że doskonale bym się do tego nadawał.

          – Z pewnością. - Co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości.

          – Mógłbym cię też co nieco nauczyć, czasem wyręczyć, umilać czas...

          – To akurat brzmi kusząco. – Uśmiechnęła się i powoli ruszyła za ochroniarzami. – Co cię skłoniło do podjęcia takiej decyzji? – zapytała.

          – Przekładasz datę ślubu. Obawiam się, że jak tak dalej pójdzie, możesz w ogóle się rozmyślić. Już raz próbowałaś mi uciec.

          – Tak, dokładnie przemyślałam sprawę ślubu i doszłam do wniosku, że to nie jest najlepszy pomysł – przyznała.

          – A teraz zmienisz zdanie? – zapytał z nadzieją w głosie.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz