część 22

312 35 8
                                    

          W końcu dotarli do miejsca, gdzie więzili Veronikę. Jej martwy oprawca leżał na środku. Przechodząc obok, kopnęła go.

          – On nie żyje – powiedział Gert.

          – Wiem, ale zniszczył mi bluzkę. Muszę kupić nowe guziki.

          – To drań – skwitował i również kopnął zwłoki. – Nic ci nie zrobili? – Spojrzał na nią z niepokojem. – No wiesz... Kobieta w niewoli...

          – Nic, co by zrobiło na mnie wrażenie – odparła lekko.

          – Trudno mi powiedzieć, co zrobiłoby na tobie wrażenie, a co nie. – Uważnie przyglądał się narzeczonej. – Jesteś dość oryginalna. W zasadzie każda niewiasta na widok wampira piszczałaby ze strachu.

          – Nie piszczałam.

          – No właśnie. Skrzywdzili cię? – Był już wyraźnie zdenerwowany.

          – Nie. Powiedzmy, że dopiero się do tego przygotowywali. Jose zjawił się w samą porę. Kochanie, nic się nie stało. Zobacz, jestem cała i zdrowa. – Starała się go uspokoić.

          – Coś się jednak stało, a ty nie chcesz mi tego powiedzieć. Wolałbym wiedzieć.

          – Dobrze – ustąpiła mu i opowiedziała o tym, jak wampir próbował uzyskać od niej informacje, pomijając poczynania martwego już oprawcy.

          – Skoro twierdzisz, że nic takiego się nie wydarzyło, to mimo wszystko muszę ci wierzyć – powiedział, wychodząc.

          Podejrzewał, że coś przed nim ukryła.

          – Nie zgwałcili mnie, jeśli o to ci chodzi.

          – Yhm. Tak, w zasadzie tak. Było coś jeszcze? – Spojrzał na nią.

          Zrezygnowana pokręciła głową i dla własnego spokoju zrelacjonowała mu resztę zdarzeń.

          – Jose mógł nie zdążyć. Następnym razem może dojść do tragedii. – Bardzo się o nią bał. – Naprawdę nie można w inny sposób spłacać tego długu wobec Kolegium czy Imperium?

          – To nie jest dług, tylko powołanie... Dlatego między innymi odeszłam – powiedziała, rozglądając się po kolejnym pomieszczeniu. – To bez sensu. Możesz mówić, co chcesz, a ja i tak będę robić swoje. Po co to?

          – Ja cię nie przekonuję, żebyś tego nie robiła. Nie chcę tylko, żebyś się tak narażała.

          – Ale to jest wpisane w mój zawód. My właśnie tak pracujemy. Wiem, że pewnie nie dożyję starości, ale decyduję się na to świadomie. Nie powstrzymuj mnie, bo albo cię zostawię, albo znienawidzę.


          Dopiero w pomieszczeniu znajdującym się prawie na samej górze znaleźli coś interesującego. Był tam prowizoryczny stół zrobiony z dwóch skrzyń, na których leżały drzwi przykryte materiałem. Na tym stał świecznik. Na podłodze było posłanie z kilku koców. Wyglądało na wygodne. Niedaleko znajdował się spory kufer i torba, a w rogu leżały juki.

          – Niczego nie dotykaj, proszę – powiedziała do Gerta czarodziejka.

          Obawiała się, że mogą tam być jakieś przeklęte przedmioty. Skoncentrowała się na magii i przeszła po komnacie, ale nie poczuła niczego niepokojącego. Zatrzymała się przy skrzyni, która była zamknięta na kłódkę.

          – Masz wytrychy? – zwróciła się do narzeczonego, który został przy wejściu.

          Ten wyjrzał na korytarz i zamknął drzwi od środka.

          – Pewnie, że mam – powiedział półgłosem, zbliżając się do niej.

          Zerknął na zamek i podał jej odpowiednie narzędzie.

          Pomimo tego, że kłódka cechowała się prostą konstrukcją, nie mogła jej otworzyć. Zupełnie jakby mechanizm był zardzewiały. Położyła na niej dłoń i wytężyła swój zmysł magii. Poczuła, jak ta delikatnie emanuje z kufra.

          – Nic z tego – oznajmiła, oddając wytrych. – Magiczne zamknięcie. Teraz tego nie otworzymy. Musimy zabrać to ze sobą.

          – Może ja spróbuję? – zaproponował Gert.

          – Proszę. – Wstała, wiedząc, że mu się nie uda, ale najwidoczniej sam musiał się o tym przekonać.

          – Co jest? – mruczał do siebie, majstrując przy kłódce. – A porąbać się tego nie da?

          – Lepiej nie próbować. Nie wiem co to za zabezpieczenie. Potem nad tym popracuję.

          Gert wzruszył ramionami i wstał.

          Veronika w międzyczasie znalazła na stole przyciśnięty świecznikiem list. Podniosła go i przeczytała:


          Panie,

          jesteśmy w Nuln. Wkrótce Pańska narzeczona do Pana dołączy. Czekamy na instrukcje.


          Czarodziejka nie wiedziała, co to miało znaczyć. Złożyła pergamin i schowała go do swojej torby.


          Gdy skończyli przeszukanie pozostałych pomieszczeń, wrócili po kufer.

          – Ja to wezmę – zaoferował Gert, gdy już nad nim stali.

          Stęknął i uniósł go z wysiłkiem. Był naprawdę ciężki. Kobieta musiała trochę pomóc narzeczonemu i wspólnymi siłami wynieśli go na zewnątrz.

          – Przydałby się jakiś powóz, żeby to zapakować – stwierdziła, rozglądając się.

          – Poszukam. Jakoś to tu przywieźli – powiedział Gert i po chwili zniknął z jej pola widzenia za budynkiem.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz