część 81

216 30 15
                                    

          Veronika ruszyła w stronę Alexa.

          – Jak to widzisz? – zagadnęła mężczyznę, zatrzymując się przy nim.

          – Strasznie dużo zamieszania – odparł. – Jeśli coś pójdzie nie tak... Liczę na to, że w razie czego czarodziej zrobi tam piekło, które czeka na wampiry.

          – Bez wątpienia.

          – Bez wahania – dodał.

          – Z pewnością. – Pokiwała głową. – Doskonale wie, co do niego należy.

          – Porozmawiam z nim.

          Kobieta zerknęła na Gerta, który przez chwilę grzebał w plecaku najemnika. Coś mu podał, coś wyrzucił, a coś oglądał. Potem poszedł do Gottriego.

          – Myślisz, że zakładnicy mogą być w stodole? – zapytała Alexa, by go zatrzymać. – Chyba powinny trzymać ich przy sobie. Co podpowiada ci doświadczenie?

          – Zależy, ilu przeżyło. I zależy od inteligencji tych wampirów. Z pewnością wyłonił się tam jakiś przywódca, nawet jeśli nie ma z nimi tego, który przemieniał. Duża grupa ludzi mogłaby się uwolnić i zaszkodzić kilku śpiącym wampirom. Gdybym ja był na ich miejscu, trzymałbym osobno kobiety, mężczyzn i dzieci, co dałoby mi władzę nad ich poczynaniami... Może nikt nie przeżył, a może przeżyła tylko grupka. Trudno powiedzieć.

          – Gdyby były rozsądne, najadłyby się od razu, a zostawiły tylko coś...

          – Muszą dużo pić – przerwał jej. – Są dzikie. Może te bardziej opanowane trzymałyby spiżarnię poza ich leżem, gdzie mogłyby wpaść w szał krwi... Z drugiej strony to nie są aż tak duże budynki. Pięćdziesiąt wampirów musiałoby spać jeden na drugim.

          – Raczej aż tyle ich tam nie ma.

          – Nawet dwadzieścia. To nieduży dom. Dobry dla rodziny i jednego służącego – oszacował, patrząc w stronę osady.

          – Pewnie będą wszędzie – podtrzymywała temat.

          – Więc jest prawdopodobne, że i zakładnicy będą porozdzielani.

          – Wtedy raczej im nie pomożemy... Chyba że wampiry, chcąc uciec, nie będą o nich myśleć.

          – Potrzebna by nam była dobra dywersja – stwierdził. – Płonący dach jest niezłym pomysłem. Szybko się zapali i nie będą miały możliwości gaszenia. W takiej sytuacji ucieczka jest jedynym rozwiązaniem. Mogą zabrać ze sobą zakładników. Jeśli tak się stanie, nie będziemy mieli możliwości ich odbicia. Zasłonią się nimi. Teoretycznie... Nie wiemy, co się dzieje w środku. Gdybyśmy mogli oddzielić zakładników chociażby ogniem...

          Veronika dyskretnie zerknęła na Gerta. Właśnie odchodził od Gottriego. W związku z tym czarodziejka zostawiła Alexa i ruszyła w stronę narzeczonego.


          Wzięła go za rękę i razem odeszli na ubocze.

          – Nie martw się. Uda się – powiedział tak, by wszyscy to słyszeli i ścisnął jej dłoń.

          – Nie powinniśmy się rozdzielać – wyszeptała.

          – Mówisz mi to teraz, gdy już wszystko przygotowałem?

          – Tak. Patrząc na to, zdałam sobie sprawę, że być może błędnie zakładamy, że one ulokowały się w tych trzech miejscach. To mogłoby być dla nich niewygodne i być może zajęły wszystkie chaty. Jeśli my się...

          – Cały ten podział jest po to, żebyś mogła swobodnie działać – przerwał jej.

          – Moja magia na nie...

          – Wiem, ale masz też inne zdolności... Kurczę, specjalnie to zrobiłem, żebyśmy oboje mogli swobodnie pracować. Nie mogę się teraz wycofać.

          – Chcesz tam wejść po cichu i popodrzynać im gardła? – zapytała.

          – Nie. Rozmawialiśmy przecież o zakładnikach. Chciałem się rozejrzeć, wybrać strategiczne miejsce...

          – Nie będziemy mieli szans na walkę, rozumiesz? – weszła mu w słowo. – Jak one wylezą na zewnątrz i zorientują się, co się dzieje, podzieleni nie będziemy mieli szans.

          – Ludzie muszą stać poza ich zasięgiem, nie wdawać się w bezpośrednie starcia.

          – Oczywiście. Pamiętasz może, jak łowcy Arthura strzelali do demonów? Żaden nie trafił. Dobiegłyby do nich, gdyby nie ja – przypomniała.

          – Mamy Jose.

          – Tylko, że on będzie w jednej z grup. Co z pozostałymi?

          – Więc ustawimy go tak, by mógł zareagować na atak z każdej strony – zaproponował. – Zrobi zaporę z ognia... Mogliśmy to wcześniej omówić – dodał z wyrzutem.

          – Teraz mi to przyszło do głowy – wyjaśniła. – Może naprawdę lepiej by było trzymać się w grupie?

          – Chyba nie powinniśmy rozmawiać o tym na osobności – stwierdził z niezadowoleniem.

          – Nie chcę podważać twoich decyzji, dlatego rozmawiamy tutaj.

          – Każdy może się wypowiedzieć. Ja mogę zdecydować o czymkolwiek, a ty zawsze możesz wyrazić swoje zdanie. Zresztą sam mogę przedstawić im twoje wątpliwości, tylko zdecyduj w końcu, czego chcesz – poprosił.

          – Na pewno macie coś ważnego do omówienia, ale ja też chciałbym coś powiedzieć – doszedł ich głos krasnoluda.

          – Chyba nikt ci nie przeszkadza – odpowiedziała mu czarodziejka.

          – Grunt, że mnie słuchasz... Nie wiemy, w której chacie są zakładnicy. Nie wiemy, czy ktokolwiek będzie w stodole. Nie jest to najwygodniejsze miejsce we wsi... Proponuję, żeby podpalić zajazd i dom wielmożnego i zająć się tymi, którzy będą próbowali opuścić budynki. Myślę, że nie będą sobie wtedy zawracać głowy zakładnikami.

          Zapadła cisza, którą przerwała Estela:

          – To wykluczone. Nie możemy w ten sposób postępować.

          – Kiedy zrobi się gorąco, wejdę do środka i odszukam zakładników – zadeklarował Gottri. – Jeśli znajdzie się ochotnik, może zrobić to w drugim budynku.

          Veronika zwróciła się w stronę osady i zamyśliła się na chwilę.

          – Trzeba to zrobić po kolei – powiedziała do narzeczonego. – Musimy trzymać się razem, otoczyć, strzelać i zacząć od zajazdu, bo zajazd jest przystosowany do przyjęcia większej liczby podróżnych. Tam pewnie będzie ich najwięcej.

          – Nie mam takiej pewności. Oba budynki są równie duże, a u władcy z pewnością jest wygodniej – stwierdził Gert.

          – Ale raczej nie ma tam tylu łóżek.

          – Tu muszę się z tobą zgodzić – przyznał jej rację.

          – W zajeździe będzie ich najwięcej – powtórzyła głośniej. – Trzeba wejść tam niepostrzeżenie, otoczyć budynek tak, żeby nas nie zauważyły. Jose podpali dach. Dobrze by było, gdybyśmy byli ukryci, żeby nie wiedziały, że to nie przypadek. Zaatakujemy dopiero, gdy zaczną wychodzić na zewnątrz. Ktoś powinien też obserwować resztę wioski, by ewentualnie poinformować nas, gdzie jeszcze są.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz