część 11

383 37 23
                                    

          – Powiedz mi, kim ona jest i o co chodzi? Nie każdą dziewuchę porywają. – Veronika starała się coś ustalić.

          – To nie tak. – Jose energicznie pokręcił głową, po czym lekko się skrzywił. – Ona tu przyjechała, żeby zapłacić okup za narzeczonego, którego porwali cztery miesiące temu. Jakieś dwa miesiące temu dostała list, że okup...

          – Ale przecież ją porwali. Była związana – przerwała wypowiedź czarodzieja.

          – Coś poszło nie tak w czasie wymiany. Nie było narzeczonego, a jeden z jej ludzi okazał się być zdrajcą i próbował ją porwać z tymi, którym miała zapłacić – tłumaczył.

          – To w końcu dlaczego chcieli ją porwać?

          – A tego nie wiem. Pytanie, co ma z tym wspólnego wampir?

          – Więc kim ona jest? – zapytała ponownie Veronika.

          – Jest oficerem w służbie króla Alejandra II. Ma pod sobą jakichś dwustu ludzi... Jej narzeczony prowadził interesy w Imperium. Był w Averheim. Okup miała przywieźć do Nuln. W liście podali nazwę karczmy. Zatrzymała się tam i czekała na wiadomość. W końcu dostała mapę z wyznaczonym miejscem. Dalej to już wiesz.

          – W tartaku był wampir, który uciekł? Reszta nie żyje? – upewniła się.

          – Właśnie. Załatwiliśmy tamtych, zebraliśmy ich na kupę...

          – Spaliłeś ich? – weszła mu w słowo.

          – Po kolei. Byliśmy przecież w lesie. Nie jestem piromanem.

          – Coś trzeba było z nimi zrobić. Tyle trupów... – Zmartwiła się niedopatrzeniem Jose.

          Nigdy nie należało zostawiać śladów.

          – Poczekaj. Po tym jak już wstali i zaczęli łazić, nie było innego wyjścia. Mniejsza z lasem.

          – Jak to wstali i zaczęli łazić?

          – Jakbyś mi nie przerywała, to bym ci to wyjaśnił – nieco się uniósł.

          – Przepraszam cię bardzo. Nie mam teraz czasu, więc mów szybko i zwięźle.

          – To chyba jest ważne i powinniśmy jechać na plantację – zasugerował jedyne słuszne według niego posunięcie. – Musimy omówić szczegóły i przygotować plan działania.

          – Nie musimy tam wracać, by to załatwić – zauważyła.

          – W zasadzie nie – zgodził się z nią. – A ty dokąd się wybierasz?

          – Najpierw do Nuln.

          – My jesteśmy zmęczeni. Nie spaliśmy całą noc – przyznał.

          – To spotkamy się w mieście – zaproponowała.

          – Spieszy ci się gdzieś? – zapytał zdziwiony.

          – Tak.

          – Tak czy inaczej, powinnaś uważać, zwłaszcza w nocy. Co prawda nie było świadków, którzy...

          – On, jak rozumiem, nie zostawił żadnych śladów, odchodząc? – przerwała mu.

          – Po prostu zniknął.

          – Więc gdzie my go będziemy szukać? Chyba że on znajdzie ją... Chciał się z nią spotkać... – dedukowała.

          – Zadał sobie sporo trudu, żeby ją tu ściągnąć – stwierdził Jose.

          – Czyli teraz trzeba czekać na jego ruch.

          – Albo zaatakować zanim się ruszy.

          – Świetnie – rzuciła z ironią w głosie. – A gdzie chcesz atakować? Kogo? Wiesz, gdzie on jest? Przecież może być gdziekolwiek.

          – Myślę, że był w mieście, w Nuln – powiedział. – Oni lubią wygodne życie. Gdzie miałby się ukrywać jak nie w mieście?

          – Tak czy inaczej, jadę w dobrym kierunku.

          – Poza tym wiesz, co robią wampiry? Piją krew i zabijają – przypomniał. – Pomożesz nam?

          – Tak – zgodziła się bez wahania.

          – Kurczę, znowu będę twoim dłużnikiem. To może być jakaś poważniejsza sprawa. Zresztą sam wampir...

          – Wampir wystarczy – stwierdziła.

          – Właśnie... No i jeszcze ona. To już są dwa powody.

          – Ona akurat nie jest dla mnie żadnym powodem, po tym jak nas potraktowała na początku.

          – Nie powinnaś mieć do niej żalu.

          – Wybacz, nie jestem byle kmiotem, by ktoś łaskawie pozwalał mi zabierać rzeczy trupów – uniosła się na samo wspomnienie tamtej sytuacji.

          – Musisz zrozumieć, że jest przyzwyczajona do wydawania rozkazów – tłumaczył Jose.

          – A ja jestem przyzwyczajona do tego, że nikt mnie w ten sposób nie traktuje. Ty chyba też?

          – W zasadzie tak, ale...

          – Proszę cię, ewidentnie myślisz teraz nie tą częścią ciała co trzeba – podsumowała go. – Zresztą to nieważne. Jest wampir i należy się tym zająć.

          – Dobrze. To gdzie się spotkamy? – zapytał.

          – Jak nazywała się ta jej karczma?

          – Srebrny Lis.

          – Więc w Srebrnym Lisie – postanowiła. – Nie mów Gertowi, że mnie widziałeś – poprosiła.

          – Pokłóciliście się?

          – Nie, ale wyjeżdżam i nie chcę, żeby wiedział dokąd.

          – Na zawsze? – Trudno mu było w to uwierzyć. – Do Nuln?

          – Na początek. Spokojnie, raczej nie będzie mnie szukał po czymś takim.

          – Po czym? Co mu zrobiłaś? Zresztą nie mów, to nie moja sprawa. Będziemy w mieście jutro wieczorem – obiecał.

          Veronika skinęła głową i ruszyła w swoją stronę. Pomyślała o byłym narzeczonym. Miała nadzieję, że zrozumie jej decyzję i szybko się z nią pogodzi.


          Zatrzymała się w przydrożnej wiosce i tam zjadła późne śniadanie. Po południu zobaczyła już miasto. Jej myśli nadal uciekały do Gerta. Nie czuła się dobrze z tym, co zrobiła i ciągle musiała sobie powtarzać, że chciał ją uwięzić.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz