część 51

240 32 16
                                    

          Na ławce przed zajazdem przy południowej bramie siedział pijany krasnolud.

          – Za pensa popilnuję koników – wybełkotał, gdy magowie zatrzymali się w pobliżu.

          – Dostaniesz dwa, jeśli nie zginą – zaproponowała mu Veronika.

          – A dlaczego miałyby zginąć, skoro ja będę pilnował?


          Czarodzieje zabrali ze sobą co cenniejsze rzeczy i weszli do środka. Poza nimi nie było tam żadnych gości. Kobieta od razu zamówiła śniadanie i trzy piwa, po czym zajęła stół w rogu izby. Jose zaniósł krasnoludowi trunek, a gdy wrócił, usiadł naprzeciwko swojej towarzyszki. Cały czas błądził gdzieś myślami. Niekiedy na jego twarzy pojawiał się głupawy uśmiech.


          – Jak to jest? Co czujesz? – zapytała go po posiłku.

          – W tej sytuacji niepokój. Wiem, że mam małe szanse.

          – Ale skąd wiesz, że to zakochanie i dlaczego się tak uśmiechasz?

          Westchnął.

          – Gdybym nie był zakochany, pewnie nie czułbym tego niepokoju. Pewnie zabrałbym ją na jakąś świetną zabawę, upił i kto wie? Może by mi się poszczęściło... Ja po prostu trzęsę się ze strachu, że ona może wyjechać. Chyba pojechałbym za nią. Choćbym miał się pojedynkować codziennie, dopnę swego.

          – Jeśli nie będzie cię chciała, niczego tym nie wskórasz – stwierdziła Veronika. – Co z tego, że wygrasz pojedynek?

          – W Estalii jest trochę inaczej. Upór może bardzo zaimponować kobiecie. Chociaż nie wiem dokładnie, jak to jest. Nie wiem, czy kobiety z przekory są tam niedostępne, czy po prostu facet nie od razu robi na nich wrażenie – zaczął się zastanawiać.

          – Ja bym stawiała na przekorę.

          – Więc myślisz, że to jest z góry przesądzone?

          – Tak, a jakbyś zabił w pojedynku kogoś jej bliskiego, znienawidziłaby cię... A co oprócz tego niepokoju? – wróciła do pierwotnego tematu.

          – Jest piękna. – Znów na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Najpiękniejsza na świecie. Nie mogę przestać o niej myśleć, ale to może dlatego, że ciągle kombinuję jak się do tego zabrać. Zależy mi na tym. I martwi mnie ten narzeczony – przyznał.

          – Mogę się nim zająć – zaproponowała.

          – Nie, tak nie można – od razu zaprotestował. – Poza tym byłaby nieszczęśliwa.

          – Jakby ją rzucił, mogłaby być na niego wściekła i wpaść wprost w twoje ramiona.

          Jose zamyślił się.

          – Ona nie jest z tych – stwierdził.

          – A ty ją znasz, tak? Proszę cię, ty nie masz pojęcia, jaka ona jest.

          – Jest doskonała – powiedział z westchnieniem.

          Veronika roześmiała się szczerze rozbawiona tym stwierdzeniem.

          – Bredzisz. Może jak spędzisz z nią kilka dni, to zmienisz zdanie. Zaczekajmy. O czym my w ogóle gadamy? – Pokręciła głową i przeniosła wzrok w stronę drzwi.

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz